czwartek, 24 października 2013

Obiady czwartkowe



Zanim zasiądziemy do stołu, obiecane rozwiązanie zagadki kabelkowej. Poprzez mejle i komentarze dostałam następujące odpowiedzi:
Kabel zakończony pętelkami może służyć do:
- przywiązywania roweru i dzieci przed sklepem
- jako pasek do spodni, sukienki, szlafroka
- przywiązywania bagażu w pociągu
- kradnięcia prądu od sąsiada
- ciągnięcia sanek
- robienia biżuterii
-  jako smycz dla psa lub kota
- rozwieszania prania
- a może, o zgrozo, do wymierzania razów ?
- jako sznurek do związywania drzwi toalety
- jako wspornik do tkania ubrań
- zawieszania lambrekinów lub innych firanek, a nawet moskitier
I właśnie ta ostatnia odpowiedź jest prawidłowa. Kabelki występują w 2 rozmiarach, krótsze do drzwi i dłuższe do okien. Wiesza się na nich firanki, zasłony i inne kotary, które mają tu zadanie ochrony przed słońcem i komarami. Autorka prawidłowej odpowiedzi - Renata K - zostanie uhonorowana nagrodą główna – niebieskim kabelkiem w rozmiarze drzwiowym – jak tylko uda nam się spotkać J

Wszystkim pozostałym bardzo dziękuję za udział w zabawie i gratuluję pomysłowości oraz wyobraźni.
A teraz już czas najwyższy zacząć przygotowania do obiadu. Dziś mamy w menu gulasz z liści coco jamu i kulki z plantana.
Liście coco jamu, które tutaj nazywają się kontomire, kupiłam już kilka dni temu, ale dopiero dziś rozwinęłam pęczek i ze zdumieniem stwierdziłam, że są ogromne, prawie jak liście łopianu.

kontomire wraz z zapalniczką porównawczą


            Gdy zaczęłam je kroić, zrobiła mi się cała góra zielska. Zdecydowanie za dużo jak na moje potrzeby, więc połowę odłożyłam na później. Pozostałe liście wrzuciłam do durszlaka, który umieściłam nad garnkiem z gotującym się plantanem. Tak kazał przepis, widać, że jego autorka podchodzi do wszystkiego po gospodarsku, po co marnować  wodę i opał, skoro można za jednym zamachem ugotować dwie potrawy. Bardzo taką pomysłowość popieram.


gotują się i liście i plantany

Plantany, które ugotowałam, pochodzą z naszego ogródka. Może pamiętacie, pisałam kiedyś, że mamy własne bananowce. Otóż, okazało się, że to plantanowce. Kilka dni temu, pod ciężarem owoców złamała się gałąź, a właściwie cały krzak, bo składał się on w zasadzie z tej jednej gałęzi. Taki już los tych roślin, rosną sobie, aż wydadzą owoce, a potem ustępują miejsca odnóżce, która pojawia się tuż koło głównego krzaka. Tylko, że powinno się to stać dopiero, gdy plantany dojrzeją. Odette mówi, że na ogół podpiera się roślinę kijem, ale nasz ogrodnik nie przejmuje się takimi sprawami, a my się na tym nie znamy. Tak więc krzak się złamał, a owoce  musiały dojrzewać na kuchennym blacie.


tak wyglądał plantanowiec dwa miesiące temu


a tak wygląda dziś. Na szczęście odnóżka już wzięła się do roboty i rośnie z zapałem

            Ale to nic. Do zrobienia kulek plantanowych (amadaa kenkatie oto) potrzebne są owoce półdojrzałe. Czyli akurat.
Gdy ugotowałam już i liście i plantany przystąpiłam do jednoczesnej produkcji dwóch potraw. W jednym naczyniu wymieszałam kontomire z sosem pomidorowo-cebulowym, a w drugim rozgniotłam widelcem plantany. Potem do gulaszu nie dodałam ostrej papryki ani wędzonej i suszonej ryby (tak nakazuje przepis) tylko wkroiłam parówkę i posypałam odrobiną pieprzu.


o, takiej ryby, jak u tej pani na głowie nie dodałam do mojego gulaszu

            Do rozgniecionych plantanów też nie dodałam papryki. Ani oleju palmowego. Wymieszałam je natomiast z utłuczonymi drobno orzeszkami ziemnymi i posiekaną cebulką dymką. Ponieważ jednak masa nie była wystarczająco kleista – z braku oleju palmowego – dolałam trochę oliwy z oliwek. Następnie całość wyrobiłam i ulepiłam bardzo ładne kulki. O takie:

specjalnie dla Was przystroiłam danie paskami z liści plantanowca

            Uzyskałam w ten sposób dwa zeuropeizowane dania ghańskie. Poczęstowałam kulkami Odette, która je pochwaliła (choć oczywiście były dla niej zbyt mdłe) i powiedziała, że to typowe danie dla okolic Akry. Karmi się nim kobiety w ciąży. Żeby były duuuże i gruuube.
            Ale nie martwcie się, jeśli zasmakujecie w tej potrawie i w związku z tym przybędzie Wam tu i tam kilka wałeczków tłuszczyku. Zawsze możecie przyjechać do Ghany. Tutaj grube jest piękne. Gdy się spotyka kogoś, kogo się dawno nie widziało, mówi mu się tak: Świetnie wyglądasz, przytyłaś…

            Ponieważ jednak u nas obowiązują przeciwne kanony piękna, więc po zjedzeniu kulek i gulaszu, odpuścimy sobie dziś deser i zakończymy obiad szklaneczką napoju z nasionami bazylii. To produkt importowany, ale kupiłam go w tutejszym supermarkecie. Znakomicie orzeźwia i pozostawia w gardle miły chłodek.


to nie plankton ani narybek, tylko nasiona bazylii

6 komentarzy:

  1. Hurrra !!! Będę miała własny niebieski kabelek z pętelkami !!! Jestem bardzo szczęśliwa , to moja pierwsza w życiu wygrana :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez się cieszę i gratuluję!!! Masz juz dla niego upatrzone miejsce w domu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsca upatrzonego jeszcze nie ma , ale zawsze możecie z Asią przyczynić się w odszukaniu takowego , np. przyjeżdżając do nas na Sylwestra :-)

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się nakrycie głowy, którego ozdobą są suszone ryby:)
    Myśliwi ozdabiają kapelusze piórkami upolowanych kaczek, co uważam jednak za mniej ekstrawaganckie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. a co to ten lamberkin? smaczne to?

    OdpowiedzUsuń
  5. Lambrekin (podaję za Wikipedią) – dekoracyjny element wyposażenia wnętrz w postaci wąskiego, długiego, prostokątnego pasa tkaniny wyciętego od dołu w "zęby" oraz ozdobionego. Słowo oznacza wycinki z tkaniny, drewna lub blachy wieńczące baldachim, namiot lub framugę okna.
    Czy smaczny to chyba musisz sprawdzić sam...

    OdpowiedzUsuń