Dziś zacznę od trudnego pytania. Kto z Was wie cokolwiek o Komorach? Z moich obserwacji wynika, że wiele osób nie tylko nie potrafi przyporządkować tego kraju do żadnego kontynentu, ale nawet w ogóle nie ma pojęcia o jego istnieniu. Moja wiedza też była do tej pory więcej niż żadna. Teraz, dzięki projektowi KrajKuchnia obejrzałam kilka zdjęć i przeczytałam co nieco. Nie stałam się od tego komorską specjalistką, ale wystarczyło, by stwierdzić, że bardzo chcę tam pojechać. Bo Komory to kraj, w którym łączą się moje ulubione klimaty – afrykański i arabski.
Państwo to zajmuje kilka wysepek między Madagaskarem a Mozambikiem i jest najdalej na południe wysuniętym krajem Ligi Arabskiej. To daje nadzieję na podobieństwo do Zanzibaru, który bardzo mi się podoba. A do tego Komory otoczone są taką romantyczną mgiełką – nazwa kraju pochodzi od arabskiego słowa „księżyc”, a wiele lokalnych legend dotyczy miłosnych poszukiwań króla Salomona. Podobno podążając za królową Saby, dotarł właśnie na Komory. Niestety, zamiast ukochanej znalazł tylko jej tron, który do dziś stoi na dnie krateru wulkanu Kartala. To czynny wulkan, jeden z najbardziej aktywnych na świecie, więc nie da się tego tronu wyciągnąć.
Takie dalekie i tajemnicze miejsce musi też oczywiście charakteryzować
się specjalnymi daniami. Pobieżny przegląd kuchni komorskiej wypadł bardzo
atrakcyjnie – wpływy arabskie i indyjskie z domieszką afrykańskich przypraw, musiały
dać ciekawy efekt. Jednak zanim zdecydowałam się na zrobienie jakiegoś dania
głównego, wpadł mi w oczy przepis na komorskie słodycze. Ladu z pieprzem wydało
mi się na tyle ciekawe, że porzuciłam wszystkie inne pomysły.
Według autora przepisu, pieprz albo sprowadzili do Bagdadu
Hindusi, albo odwrotnie – przywieziono go z Bliskiego Wschodu do Indii. W związku
z tym potrawy z pieprzem mają pochodzenie arabskie lub indyjskie. Tak czy siak,
ladu z pieprzem przyjęło się na Komorach i stanowi tam popularny deser.
Do jego przyrządzenia potrzeba: mąki ryżowej, cukru pudru, orzechów nerkowca, masła, kardamonu i oczywiście pieprzu. Wśród składników jest też wanilia, o którą na Komorach bardzo łatwo, a u nas wręcz przeciwnie. Dlatego w mojej wersji ladu, zamiast prawdziwej wanilii użyłam esencji waniliowej.
Najpierw w rondelku rozpuściłam masło, a potem połączyłam je z mąką ryżową i gotowałam wszystko razem, aż mąka lekko zbrązowiała.
W międzyczasie zmieszałam cukier z pieprzem, dając łyżeczkę pieprzu na pół filiżanki cukru.
Kiedy mąka z masłem nabrały już odpowiedniej barwy, dosypałam do rondelka tę słodko-pieprzną kompozycję oraz zmielone orzechy,
też zmielony kardamon i kapnęłam odrobinę esencji waniliowej.
Wszystko razem gotowałam jeszcze dwie minuty, a potem
przełożyłam do foremki i odstawiłam na całą noc do wystygnięcia.
Następnego dnia rano pokroiłam ladu na kwadraty i zaniosłam do pracy, gdzie co prawda ostatnio nie bywa zbyt wiele osób, ale udało mi się poczęstować Z. i G. Obie pochwaliły danie i poprosiły o dokładkę.
Ladu jest naprawdę bardzo przyjemne. Najpierw czuć słodycz i konsystencję bardzo kruchego ciastka maślanego, a potem do kubków smakowych dociera pieprz i pozostawia miłe pikantne wspomnienie.
Za sprawą ladu jeszcze bardziej chcę pojechać na Komory. Ale
zanim to nastąpi zapraszam na kolejny odcinek KrajKuchni – tym razem będzie
gotowanie po kongijsku.
Super! Wyglada trochę jak chałwa, ale pewnie jest jeszcze lepsze 👍🏻
OdpowiedzUsuńW smaku stanowczo inne, ale równie dobre :)
UsuńWygląda bardzo apetycznie.
OdpowiedzUsuńI dobrze smakuje :)
Usuń