sobota, 14 grudnia 2013

Pamiątki z Ghany


W każdym szanującym się przewodniku jest rozdział poświęcony zakupom. Pozwolicie więc, że i ja napiszę o tym, co można przywieźć sobie z Ghany. A moje 45 kg bagażu, niech będzie dowodem na to, że wiem, o czym piszę…

              w Art Center można kupić prezenty dla dorosłych i dla dzieci

                Podstawowe pamiątki proponowane turystom to afrykańskie maski i figurki. Są one bardzo ładne, ale ja chciałabym się skupić na rzeczach, które – w moim odczuciu – są może mniej turystyczne i afrykańskie, a bardziej prawdziwe i ghańskie. Przede wszystkim mam tu na myśli tkaniny. Wybrać się po nie należy na Makola Market. To znaczy, prawie wszystko da się kupić też w Art Center (targowisku pamiątek i rzemiosła), ale na Makoli za dokładnie takie same rzeczy zapłacimy kilkakrotnie mniej – to co na bazarku kosztuje 35 cd, na ulicy kupimy z łatwością za 10 cd.

i jak tu się zdecydować?

                Idziemy zatem na bazar i okoliczne ulice i najpierw dostajemy oczopląsu. Wielość wzorów i kolorów przytłacza i wybrać jedną czy dwie tkaniny jest zadaniem niełatwym (dlatego mam teraz w domu całą stertę materiałów).  Standardowo sprzedawane są kawałki długości 6 jardów, bo to ilość w sam raz na sukienkę. Ja na ogół kupowałam 2 jardy (na obrus) lub 1 (na torby i kosmetyczki). Dostępne są też zestawy 6 x 0,5 jarda – ten sam wzór w różnych kolorach albo odwrotnie – wzory różne, ale wszystkie niebieskie lub żółte. Można kupić materiały drukowane w charakterystyczne ghańskie kratki i paski, inspirowane tradycyjnymi tkaninami kente, lub takie o wzorach geometrycznych, kwiatowych, abstrakcyjnych czy afrykańskich z kształtem kontynentu, palmami itp. Ciężko natomiast dostać materiał gładki. Nawet 2 kolory zdarzają się rzadko. Szukając pewnego razu tkaniny błękitno-zielonej, dowiedziałam się od pani w sklepie, że atrakcyjny wzór musi mieć co najmniej 3 barwy i że dwukolorowych się raczej nie produkuje.

2 jardy na górę, 2 na spódnicę i 2 na pas, którym owija się biodra lub przerzuca przez ramię jak szal. A jeśli nie chcę mieć nic na biodrach ani na ramieniu? To nic, na sukienkę musi być 6 jardów i  już!

                Oprócz materiałów możemy na Makoli kupić też bardzo ładne buty. Japonki, bo to najpopularniejszy typ obuwia w Ghanie. Wybór jest przeogromny, ale dla turysty pragnącego mieć afrykańską pamiątkę najlepsze będą buty z paskami tradycyjnej tkaniny kente. Są i ładne i wygodne (sprawdziłam osobiście)i bardzo ghańskie, a więc spełniają wszelkie wymogi. Nie można tylko sugerować się napisanym na nich rozmiarem i wszystkie trzeba mierzyć, bo zdarza się, że 39 jest większe od 41, które jest dokładnie takie same jak 42.

niektóre mają na podeszwie wytłoczony napis „Ghana”, inne zaś „Gucci”

                Buty i materiały są dość ciężkie, więc teraz dokupmy sobie coś lżejszego. Oczywiście mam na myśli bransoletki. Najlepiej takie z tradycyjnych ghańskich paciorków. Tylko uwaga – nie należy nimi rzucać o podłogę wyłożoną terakotą, bo mogą się stłuc. Panie sprzedające bransoletki siedzą na ogół na ulicy, a towar mają ułożony na stołeczku lub usypany w pagórek w miednicy. Ceny nie są wygórowane, ale jeśli ktoś ma czas albo akurat jedzie w stronę jeziora Wolta to może udać się na zakupy do miasta Kpong, będącego koralikową stolicą Ghany. Tam można kupić ich jeszcze więcej i jeszcze taniej niż w Akrze.

                Z zupełnie leciutkich pamiątek polecam znaczki, na pewno ucieszą znajomych filatelistów, bo nie dość, że z egzotycznego kraju, to jeszcze ładne. Ja trafiłam akurat na taki z pierwszym prezydentem Ghany, człowiekiem legendą, Kwame Nkrumahem (o nim właśnie jest pierwsza połowa książki R. Kapuścińskiego „Czarne gwiazdy”) oraz z budynkiem sądu najwyższego – jednej z najokazalszych budowli Akry.

znaczek wydany z okazji 50. rocznicy uzyskania przez Ghanę niepodległości

                No dobrze, skoro już mamy rzeczy drobne i leciutkie pora wracać do tych cięższych. O maśle shea pisałam już kiedyś, teraz mogę dodać, że cieszy się szalonym wzięciem wśród moich znajomych i że jest to naprawdę prezent godny polecenia. Co prawda, porcja wielkości piłki do koszykówki waży chyba ze 2 kg i nie wygląda szczególnie elegancko (mój wenezuelski kolega twierdził, że amerykańscy celnicy wsadzą mnie za transport tego „czegoś” za kratki), ale warto. Masło jest bardzo odżywcze i wspaniale działa na wysuszoną cerę. Podobnie zresztą jak czarne mydło, które – jak zapewniają niektóre obdarowane osoby – czyni skórę jedwabistą. Mydło to można kupić w 2 postaciach – białawych kulek (zadziwiająco lekkich) i burej mazi. Ta druga jest podobno lepszą, bardziej skoncentrowaną formą, ale na prezenty jednak kulki bardziej się nadają. A najlepiej przywieźć po prostu i takie i takie :)

czarne mydło w oryginalnym opakowaniu

No, to mamy już materiały, buty, bransoletki, masło i mydło. Dorzućmy jeszcze sproszkowane liście moringi, drewniany składany stolik, obrazy lokalnych artystów i parę drobiazgów w narodowych barwach Ghany i już możemy się pakować. Uszy torby się urwały? Bardzo dobrze, to znaczy, że o niczym nie zapomnieliśmy…

PS: A jednak zapomniałam o najważniejszym! Przecież z tych wielobarwnych wzorzystych materiałów szyje się ubrania. I o ile nie będę się upierała, żeby polscy mężczyźni zakładali takie garnitury:




to damskie stroje dadzą się nosić i w naszym – obecnie bardzo szarym – kraju. Może nie codziennie i może nie do biura, ale myślę, że czasem dobrze będzie ubarwić sobie życie taką spódnicą:

bez trudu rozpoznacie mnie na ulicy :)

3 komentarze:

  1. No kiecka fantastyczna, oczy rwie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpis bardzo ciekawy, ponieważ interesują mnie tematy afrykańskie. Tkaniny ciekawe, kolorowe, nieszablonowe. Mydło ciemne? Pierwszy raz spotykam taką odmianę. Jednak garnitur - gdyby ubrać taki na ulicy... ciekawa byłaby niewątpliwie reakcja ludzi na ulicy.... Pozdrowienia dla Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i też pozdrawiam :) A czarne mydło jest popularne w krajach Afryki Zachodniej.

      Usuń