Spacer po Akrze rozpoczęliśmy już
jakiś czas temu. Doszliśmy wtedy do plaży w Labadi i chyba trochę się
zasiedzieliśmy patrząc na ocean. Bardzo to miłe zajęcie, ale pora ruszać dalej.
No i
muszę odszczekać. Od dwóch tygodni opowiadam Wam jakie to niedobre jest i gari
i co? I okazuje się, że to nieprawda! A wszystko oczywiście jak zwykle dzięki
Odette. Kiedy oddałam jej prawie cały worek gari i powiedziałam, że mi nie
smakuje, postanowiła udowodnić mi, że się mylę. Następnego dnia, gdy
zastanawiałam się właśnie, co by tu zrobić na obiad, w drzwiach mojego pokoju
stanęła Odette z miską pełną jedzenia.
Nie wygląda może zachwycająco, ale smakowi nie można
niczego zarzucić
Nic mnie w Ghanie nie dziwi, ale
pytania rodzą co chwilę. Na niektóre z nich znajduję satysfakcjonujące mnie
odpowiedzi, inne wyjaśniają się tylko częściowo.
Na przykład zwyczaj przyczepiania
do przedniej szyby samochodu flagi. Gdy jest ona w barwach narodowych Ghany, to
oczywiście sprawa jest jasne. Ale dlaczego bardzo często towarzyszy jej
izraelska chorągiewka?
Ten mały biały placuszek, gdzieś hen daleko, to cel mojej
wyprawy i bohater dzisiejszej opowieści, czyli najwyższy szczyt Afryki – Jego Wysokość
Kilimandżaro
Od kilku miesięcy opowiadam Wam o
Afryce oglądanej z wysokości 0 m n.p.m. Pomyślałam, że czas najwyższy, byśmy
spojrzeli na nią z góry. Dlatego specjalnie dla Was postanowiłam polatać nad
Afryką samolotem. No dobra, może przyczyny tej podróży były nieco inne, ale
aparat wzięłam po to, żebyście i Wy mogli popodziwiać Czarny Ląd z lotu ptaka.
Jordania ma właściwie same
zalety. Leży od nas niedaleko i dojechać tam łatwo.Kraj jest niewielki, wygodnie się po nim
podróżuje, a punktów wartych odwiedzenia ma mnóstwo. I zabytki starożytności,
jak ruiny rzymskiego miasta Dżarasz, i miejsca biblijne, na przykład góra Nebo,
z której Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną. Są też w Jordanii krajobrazy
zapierające dech w piersiach, jest jedna z najbardziej malowniczych pustyń
świata i dwa morza – zadziwiające i strasznie słone Morze Martwe oraz wspaniałe do
nurkowania Czerwone.
Tak jak pisałam tydzień temu, po nieudanej próbie kulinarnej, oddałam gari Odette, która zapewniła mnie, że gdybym przyrządziła je z olejem palmowym, na pewno by mi smakowało.
Próbowałam ulepszyć gari, dodając marchewkę i szczypiorek, ale niewiele to pomogło
Dla przybysza z Europy Ghana nie
jest od razu zrozumiała i łatwa. Ale im dłużej się tu jest, tym więcej spraw
staje się oczywistymi. Niektóre wyjaśniają się same. Na przykład trawnik
niedaleko mojego domu, który ktoś przemienił kiedyś w pole uprawne, sadząc tam
małe roślinki. Po dwóch czy trzech miesiącach krzaczki urosły, wydały owoce i
teraz już wiadomo, że mamy do czynienia z miejską plantacją pomidorów.
Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś
mi powiedział, że Afrykankom nie rosną długie włosy. Zdziwiłam się niepomiernie.
Jak to? Te wszystkie dredy, warkoczyki, loki i afro są sztuczne? I to, że ja
mam pięć włosków na krzyż, a tutejsze
kobiety bujne czupryny to nie był Boski plan??
Koniecznie musiałam zgłębić temat!
Pojechanie do Bagdadu czy Mosulu
od dłuższego czasu nie jest niestety możliwe, ale na szczęście nie w całym
Iraku źle się dzieje. W północnej części kraju – autonomicznym regionie
Kurdystanu – panuje pokój i można się tam wybrać bez żadnych obaw. Co oczywiście
uczyniłam, no bo skoro Kurdom udało się wreszcie stworzyć namiastkę swego
państwa i sprawić, że – mimo tego wszystkiego co działo się i wciąż dzieje w
pozostałej części Iraku – można żyć w nim spokojnie i bezpiecznie, no to jakże
ich nie odwiedzić?
Muszę przyznać, że ostatnio trochę zaniedbałam poznawanie kuchni ghańskiej. Przyczyniły się do tego pewnie i polskie kopytka i południowoamerykańskie arepy ze specjalnie w tym celu przywiezionej z Wenezueli mąki kukurydzianej (bo w Ghanie niby jest, ale jakaś nie taka i arepy z niej nie wychodzą), no i niestety gari.
Przeprowadziłam wśród znajomych
Ghańczyków ankietę podróżniczą. Pytanie było tylko jedno:
Gdybyś miał(a) 2 tygodnie urlopu i mógł(a) wybrać się do
dowolnego miejsca na świecie (nie istniały by żadne przeszkody finansowe,
wizowe itd.), dokąd byś pojechał(a)?
Jak już kiedyś pisałam, niczemu się
w Ghanie nie dziwię. Ale też nie wszystko rozumiem i ciągle pytam o coś Odette
lub moich kolegów z pracy.
Także
Wy, czy to w rozmowach czy mejlowo, pytacie mnie o różne aspekty ghańskiego
życia. Niektóre pytania są łatwe i umiem na nie odpowiedzieć od razu. Na
przykład kwestia papierosów. Zdaje się Wikipedia (lub inne internetowe źródło)
podaje, że w Ghanie pali jedynie 5% społeczeństwa. Już kilka osób pytało mnie,
czy to prawda. Otóż z moich obserwacji wynika, że chyba nie. 5% to stanowczo
zawyżona liczba. W Ghanie nie pali nikt! Jestem tu już prawie cztery miesiące
i nie widziałam jeszcze ani jednej osoby z papierosem w ręku, że o ustach nie
wspomnę. Jedynymi osobami, które nadają sensu zaopatrywaniu sklepów w wyroby
tytoniowe, są cudzoziemscy rezydenci Ghany.
Doszły mnie wieści, że Wyprawy Zagawy czytują też dzieci, więc dziś będzie coś specjalnie dla
najmłodszych, choć i starszym – mam nadzieję – się spodoba.
Najpierw
przedstawię Wam Waszych ghańskich rówieśników. Dzieci tutaj są zupełnie takie
same jak Wy, lubią się bawić, śmiać i stroić miny. Mają co prawda znacznie
mniej od Was przeróżnych zabawek, ale radzą sobie jak mogą i nie narzekają.
Udało się!
Zabrałam mój popsuty dysk do libańskiego sklepu papierniczo-meblowo-komputerowego i okazało się, że to tylko kwestia ładowarki. Co prawda mieli jedynie okropnie drogie ładowarki uniwersalne, ale kupiłam i znów mam zdjęcia!
Zapraszam zatem na ciąg dalszy ghańskiego fotoreportażu. Oto zdjęcia, które mieliście zobaczyć w sobotę.
Dziś Polska.
Zdziwieni? Mam nadzieję, że nie, bo przecież nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że nasz kraj jest piękny i wart niejednej wyprawy. Mnie w tym roku, jeszcze przed wyjazdem do Ghany, udało się odwiedzić kilka miejsc. Jednym z tych, które wspominam najczęściej jest Nowe Kawkowo niedaleko Olsztyna.
Pojechałam tam przede wszystkim po to, żeby obejrzeć lawendowe pole.
Kazimierz Nowak, Arkady Fiedler, Tony Halik - wielkich podróżników nigdy w Polsce nie brakowało. Mnie najbliższa jest chyba Kinga Choszcz, bo to prawie moja rówieśniczka, która jeździła po świecie jeszcze całkiem niedawno i która swą podróż zakończyła właśnie tutaj, w Ghanie.
Pozwolicie więc, że w dzień zaduszny, pamięci Kingi Choszcz zadedykuję fotoreportaż z kraju, który odwiedziła jako ostatni.
A kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tej podróżniczce, tego odsyłam do strony fundacji założonej przez jej mamę www.kingafreespirit.pl
Jemen – kiedyś Królestwo Saby,
która uwiodła Salomona i Arabia Felix (czyli szczęśliwa), starożytna kraina
bogata w złoto, przyprawy i kawę. Stanowiła ważne miejsce na mapie szlaku
handlowego z Mezopotamii i Indii do Egiptu.