No i
muszę odszczekać. Od dwóch tygodni opowiadam Wam jakie to niedobre jest i gari
i co? I okazuje się, że to nieprawda! A wszystko oczywiście jak zwykle dzięki
Odette. Kiedy oddałam jej prawie cały worek gari i powiedziałam, że mi nie
smakuje, postanowiła udowodnić mi, że się mylę. Następnego dnia, gdy
zastanawiałam się właśnie, co by tu zrobić na obiad, w drzwiach mojego pokoju
stanęła Odette z miską pełną jedzenia.
Nie wygląda może zachwycająco, ale smakowi nie można
niczego zarzucić
Po informacji,
że jest to potrawa składająca się głównie z gari, minę miałam nietęgą. Ale już
po pierwszej łyżce odetchnęłam z ulgą – to było naprawdę dobre! Zupełnie nie
przypominało tej mdłej papki, którą ja zrobiłam. Gari Odette wymieszane było z
sosem pomidorowym, białą drobną fasolą podobną do naszego Jasia, tylko mniejszą
i z czarnym oczkiem, drobniutko pokrojoną suszoną rybą (tą, którą zawsze
pomijam w moich potrawach) i imbirem. Ostrej papryki – ze względu na mnie i
Bruna – było jedynie troszeczkę.
Tak
byłam zdziwiona, że mimo postanowienia, że połowę zostawię sobie na następny
raz, zjadłam od razu wszystko. A gdy już byłam objedzona jak bąk, zaczęłam się
zastanawiać. Skoro gari potrafi być takie dobre, to może i liście coco jamu
mają tak naprawdę inny smak niż mnie się wydaje?
Kontomire czyli liście coco jamu
A może
niesłusznie odrzuciłam pomysł jedzenia ślimaków? Hiacynta z mojej pracy
opowiadała przecież, że są przepyszne. I wcale nie gumowate, przeciwnie –
odpowiednio ugotowane stają się mięciutkie i delikatne.
Jakoś nie mogłam się przekonać do spróbowania tego
specjału
A jeśli
ma się problem z wrzucaniem żywych ślimaków do wrzątku, to podobno można
poprosić sprzedawcę, żeby od razu wydłubał je z muszli, pozbawiając tym samym życia.
Niebieski płyn, który pojawi się w trakcie tej operacji jest – jak zapewniała
Hiacynta – szalenie zdrowy i szczególnie polecany kobietom w ciąży.
No a
dla osób zabieganych, nie mających czasu na kupowanie świeżych ślimaków, jest
wersja suszona. Można zaopatrzyć się w jednorazowo w większą ilość i mieć na
dłuższy czas. Tylko trzeba pamiętać, żeby je potem odpowiednio długo gotować.
Jeden taki ślimakowy szaszłyk wystarczy z pewnością na
dłuższy czas
A
kenkey? Spróbowawszy raz na pogrzebie, uznałam, że znam już tę potrawę. A
przecież na ulicy sprzedawane są różne jej odmiany. Może to błąd, że nie przetestowałam każdej z
nich?
Kenkey w ciemnych liściach jest podobno kwaskowate
No cóż,
teraz nie naprawię tych wszystkich błędów, bo moje myśli wędrują już w
stronę bardziej swojskich klimatów.
Stragan na bazarze w Kumasi
Ale
przecież wrócę jeszcze do Ghany! Mam taki plan, żeby zorganizować w przyszłym
roku kilkuosobową grupę i pojeździć trochę po tym kraju. Kto jedzie ze mną?
Ja, ja, ja, jadę!!!
OdpowiedzUsuńProszę uprzejmie, wpisuję na listę :)
OdpowiedzUsuń