Karuzela, karuzela
Na mym blogu co niedziela...
Dziś za sprawą kolejnego tekstu o pamiątce z podróży, zakręci się w rytm wietnamskiej muzyki.
Na mym blogu co niedziela...
Dziś za sprawą kolejnego tekstu o pamiątce z podróży, zakręci się w rytm wietnamskiej muzyki.
Bac Ha w górach północnego
Wietnamu, to senne miasteczko ożywające jedynie w niedziele, kiedy to
mieszkańcy okolicznych wiosek przybywają na targ. Kobiety przychodzą piechotą
niosąc na plecach ogromne wiklinowe kosze, mężczyźni przyjeżdżają na rachitycznych
konikach, dla których parking znajduje się tuż przy wejściu na plac targowy.
w drodze na targ
Można tu spotkać przedstawicieli
różnych grup etnicznych zamieszkujących tę część Wietnamu, jednak zdecydowaną
większość stanowią Kwietni Hmongowie– jedno z plemion Hmongów, ludu przybyłego
tu w XIXw. z Chin. Dzielą się oni na kilka grup nazywanych, w zależności od
noszonych przez nich strojów, Czarnymi, Białymi, Czerwonymi, Zielonymi i właśnie
Kwietnymi Hmongami.
dziewczynka z plemienia Czarnych Hmongów
To ich kobiety dzięki swoim pasiastym wielokolorowym spódnicom,
kraciastym chustom i haftowanym torbom czynią targ w Bac Ha miejscem niezwykle
barwnym i stanowczo wartym odwiedzenia.
Po kilkugodzinnej podróży
rozklekotanym autobusem, w niedzielny poranek razem ze wszystkimi udaję się na
plac targowy. Najpierw trafiam do sektora zwierzęcego. Można tu kupić nie tylko
osła, kurę czy prosiaka, ale tez ku mojemu przerażeniu szczeniaka i to
bynajmniej nie po to, by uczynić go domowym pupilem. Widok wiązanych po kilka
sztuk razem małych psiaków budzi we mnie dziwne uczucia, postanawiam zatem udać
się w inne rejony. Przechodzę koło stanowiska fryzjera, świadczącego swoje
usługi na świeżym powietrzu, tuż koło jadłodajni, potem mijam dział obuwniczy,
w którym prym wiodą sandały robione z opon samochodowych i dochodzę do części
odzieżowo- tekstylnej.
chyba nie trzeba tłumaczyć, skąd nazwa "kwietne"
u fryzjera
Tu podoba
mi się najbardziej, oglądam haftowane torby i makatki, a za namową
sprzedawczyni przymierzam kolorową spódnicę. W końcu decyduje się na zakup
chustki. Wszystkie kobiety z plemienia Kwietnych Hmongów noszą takie, wybór
ogranicza się do 2 wzorów – albo różowa w zieloną kratkę, albo odwrotnie,
zielona w różową. Decyduję się na tę drugą i ku uciesze zebranych kumoszek
zakładam ją od razu na głowę. Kobiety śmieją się głośno i poklepują mnie po
ramionach mówiąc coś co tłumaczę sobie jako wyrazy aprobaty i akceptacji.
ta Hmonżka w zielonej chustce to ja! :)
Kilka kobiet przez jakiś czas
wędruje po bazarze wraz ze mną śmiejąc się i pokazując mnie znajomym. One jak
barwne kwiaty w swoich tradycyjnych strojach i ja w zielono-różowej chustce na
głowie. I choć nosiłam ją wtedy pierwszy i ostatni raz, to uważam, że był to
wielce udany zakup.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz