wtorek, 8 października 2013

Ghana i ja cz. 3 - Na zakupy

 
W Afryce nie ma może wspaniałych zabytków, pałaców czy pomników. Są za to bazary, na których można spędzić czas równie ciekawie, jak w najlepszych muzeach Paryża czy Londynu.
                Właściwie każda ulica w mieście jest targowiskiem. Chodniki i krawężniki służą zupełnie do czegoś innego niż w Europie. Stwierdzenie, że można tu zaopatrzyć się we wszystko nie byłoby trafne – na tutejszej ulicy można kupić znacznie więcej (oczywiście za wyjątkiem farby do włosów w kolorze blond).
olej do smażenia, kosmetyki, materiał na sukienkę, racuchy…

                Bazary w Akrze można podzielić z grubsza na trzy kategorie. Pierwsza z nich to cotygodniowe targi spożywcze, czyli coś co występuje i u nas. Do Wyszogrodu jeździ się na zakupy w każdy piątek, a na Te Spu Market dzień targowy wypada w sobotę.  Wybrałam się tam za radą mojej konsultantki do spraw Ghany – Odette.
                Targ afrykański, na pierwszy rzut oka nawet dość podobny do polskiego, różni się jednak kilkoma szczegółami.  Przede wszystkim jest tu nieco inny asortyment. Na początek więc spacer wśród straganów i podziwianie nieznanych mi owoców i warzyw.

to są orzechy palmowe, z których robi  się zupę….


... a to jest nie wiadomo co – też na zupę

Targ jest dobrze zaopatrzony,  oprócz powszechnych wszędzie plantanów czy jamu, można tu kupić także towary egzotyczne, takie jak kalafiory czy buraki. Korzystając z tej okazji inabyłam pęczek buraczków z botwinką – dziś na obiad będzie chłodnik litewski po ghańsku.
                Tu mała dygresja lingwistyczna. Ciężko mi było zdecydować czy powinno się pisać „ghanijski” czy „ghański”, „Ghańczyk” czy „Ghanijczyk”.  Do tej pory pisałam tę wersję z „j”, ale po konsultacji lingwistycznej przestawiam się na ten drugi sposób.  Za zamieszanie uprzejmie przepraszam.
                Zauważyłam, że na żadnym straganie nie ma wagi. Wszystko, czego nie da się kupić na sztuki, oferowane jest na puszki lub piramidki. Puszki są po konserwach i występują w trzech rozmiarach – mała, średnia i duża. Piramidki zaś, utworzone z pogrupowanych pomidorów czy cebul są na ogół większe lub mniejsze.  
przerażająco ostre papryczki sprzedawane są na puszki

Zmiana tego schematu przychodzi sprzedawcom z trudem. Gdy chciałam kupić jedną cytrynę (w piramidce było ich 5), musiałam długo tłumaczyć, jak wyobrażam sobie taką transakcję. W końcu sama ustaliłam cenę, zapłaciłam 30 pesewas (to tutejsze grosze) i odeszłam, zostawiając sprzedawcę, bezradnie patrzącego na okaleczoną piramidkę.
                Na Te Spu Market można kupić nie tylko warzywa i owoce. Ciekawy, choć może nie najładniej pachnący, jest dział rybno-ślimaczy. Suszone i wędzone ryby są w Ghanie bardzo popularne, je się je zarówno same, jak i w daniach mięsnych. Odette dodaje rybę do rosołu z drobiu, bo twierdzi, że kurczaki w Akrze są bez smaku i żeby zupa była naprawdę dobra trzeba ją podrasować. Ślimaki natomiast je się jako oddzielne danie. Podobno przepyszne.
 
 ślimaki gotuje się – tak jak nasze raki – wrzucając żywe do wrzątku

                Pomiędzy straganami stacjonarnymi przechadzają się też kupcy obnośni. Do jednego z nich podeszłam i zagadałam, bo od dawna już intrygowały mnie kolorowe siatki, które sprzedawane są na każdej ulicy. 

takich panów spotyka się dosłownie na każdym kroku

A tu zakupiona przeze mnie siatka w całej okazałości

                Pan powiedział mi, do czego służą i ja już wiem. A Wy? Podpowiem, że nie są to ani sieci rybackie ani moskitiery ani siatki na motyle.
 
inny sposób prezentacji kolorowych siatek

                Otóż siatki owe są po prostu myjkami, rodzajem gąbki do kąpieli. Muszę przyznać, że trochę się zdziwiłam, bo częstotliwość z jaką widuję sprzedawców tych siatek skłaniała mnie do przypuszczenia, że to artykuł pierwszej potrzeby. A tu proszę… wychodzi na to, że Ghańczycy to najbardziej wymyty naród świata!
                W konkursie na „naj” wysoką pozycję zajęliby też bez wątpienia w kategorii religijność. Świadczy o tym nie tylko liczba kościołów, ale również nieustanne modlitwy oraz działalność kaznodziejów. Kiedyś słyszałam płomienne kazanie wygłoszone w autobusie, a teraz mogłam posłuchać o Bogu na targowisku. Nie do końca rozumiałam o czym mówił przechadzający się wśród straganów mężczyzna z mikrofonem, ale wykrzykiwane co chwila „Alleluja”, „Hosanna” i „Jezus Chrystus” nie pozostawiały wątpliwości, co do charakteru przemówienia.
 

bazarowy kaznodzieja

                Gdy tak chodziłam i robiłam zdjęcia, zagadnęła mnie jedna ze sprzedawczyń. Spytała, dlaczego tyle fotografuję.
- Chcę pokazać rodzinie i znajomym, jak jest w Ghanie.
- A kiedy wracasz do domu? – spytała.
- Za kilka miesięcy. Ale wysyłam fotografie przez internet, żeby wiedzieli,  jak tu żyję.
- To zrób i mnie zdjęcie – postanowiła sprzedawczyni. – I też im pokaż.
                Co niniejszym czynię:
 

sprzedawczyni z Te Spu Market

Drugi rodzaj akrzańskiego (to przymiotnik od słowa „Akra” według mojego pomysłu) bazaru to codzienne targowisko uliczne. Pokrywa ono szczelnie około 97% powierzchni centrum miasta. Od sobotniego rynku różni się tym, że na ulicy można kupić nie tylko artykuły spożywcze, ale też kosmetyki, ubrania, sprzęt AGD, książki, biżuterię, buty i wszystko inne. Centymetry dzielące jedno stoisko od drugiego zajmują ruchome salony piękności. Siedząc na niskim stołeczkiem między miednicą, z której wyrasta piramida lśniących naszyjników, a płachtą z ułożonymi do góry ogonkami rybami, można poddać się zabiegowi pedicure lub manicure. A jeśli w trakcie malowania paznokci poczuje się głód, na wyciągnięcie ręki – i proszę traktować to dosłownie – jest stoisko gastronomiczne z daniami z fasoli lub smażonym plantanem.


ryby zawsze są gustownie ułożone

                Na zabieg upiększający jeszcze się nie odważyłam, ale fasoli postanowiłam spróbować. Za 1 CD, czyli 1,5zł kupiłam sobie danie. Pani najpierw przetarła ściereczką dość spory liść (znów ta niesłychana dbałość o higienę!), a następnie nałożyła na niego porcję fasoli, polała czerwonym olejem palmowym, posypała tartymi orzechami i wszystko starannie wymieszała. Potem zwinęła liść, tworząc zgrabny pakiecik, zapakowała w czarną foliową torebkę i danie na wynos gotowe! Dostałam nawet plastikową łyżeczkę, żebym nie musiała się męczyć ręką.
 

obnośne stoisko gastronomiczne

Miejsca do zjedzenia nie było zupełnie. Szłam więc z moim daniem i szukałam jakiegoś skrawka wolnej przestrzeni, gdzie mogłabym przystanąć i odpakować fasolę, aż w końcu doszłam do dworca autobusowego. Ostatecznie więc, dopiero w domu udało mi się spróbować potrawę. Była całkiem dobra i o dziwo nieostra.
 

danie po rozwinięciu liścia

                Trzecim i w moje klasyfikacji ostatnim rodzajem bazaru jest targowisko przyszosowe. Tak jak u nas można kupić w ten sposób jagody czy grzyby, tak w Ghanie sprzedaje się meble, rzeźby, rośliny doniczkowe itd. itp.
 

zamiast ogródkowych krasnali rzeźby drobiu
 
                Artykuły większe - wyrabiane zazwyczaj na miejscu - ustawione są na poboczu. Z rzeczami drobniejszymi sprzedawcy krążą wśród samochodów.
 

przydrożny salon meblowy
 

kosze świeżutkie, dopiero co uplecione
 
                Jest coś wzruszającego w tych skromniutkich sklepikach niesionych na głowach ich właścicieli. Jabłka popakowane w torebki foliowe i zawiązane tasiemką, klapki spięte recepturką i zatknięte za krawędź kartonowego pudła, tak żeby stojący w korku  kierowca mógł z łatwością obejrzeć cały asortyment, misternie ułożone piramidy orzeszków ziemnych, miednice wypełnione starannie obranymi pomarańczami. Każdy stara się, by jego towar wyglądał atrakcyjnie i by można było go szybko sprzedać, zanim sznur samochodów ruszy i ewentualny klient odjedzie. Wyobrażam sobie tych ludzi w chwili, gdy postanowili zainwestować swoje niewielkie pieniądze. Jeden pomyślał, że najlepiej będzie sprzedawać baterie, inny, że czipsy z plantanów. Trzeba było zdecydować się na jeden rodzaj towaru, bo handel przy szosie jest specyficzny, klient nie ma czasu na oglądanie różnorodnego asortymentu.  

zdjęcia robione z ukrycia jeszcze słabo mi wychodzą

Dlatego pan z klapkami szybko wycofuje się spośród samochodów i skupia  na przechodniach, pieszy może się zatrzymać, obejrzeć kilka różnych rodzajów butów, przymierzyć. A kierowca ma czas tylko na szybką transakcję. Wszystko więc musi być popakowane i przygotowane do sprzedaży. Wieczorem po pracy, a może rano przed świtem handlarz przygotowuje w domu te pakieciki. Układa w swoim kartonowym sklepiku piramidę z herbatników czy limonek (po pięć w pakiecie), a układając marzy sobie, jak to będzie pięknie, gdy sprzeda je wszystkie i wróci do domu z pustym pudłem. Ale marzenia nie spełniają się często. O ile widzi się czasem rękę wyciągającą się z samochodu po torebkę wody lub racucha, to rzadko ktoś decyduje się na zakup ręcznika czy anteny…

trzeba handlować szybko, zanim autobus ruszy
 
                Ja też na razie kupiłam w ten sposób tylko jednego racucha. Nie mam jeszcze wprawy w szybkim dokonywaniu transakcji, denerwuję się, że samochód ruszy i nie zdążę zapłacić albo dostać reszty. Ale muszę potrenować, bo racuch okazał się zaskakująco dobry. Był ciepły i smakował prawie jak nasze pączki. A kosztował 40 pesewas (czyli 60 groszy). W czubato wypełnionej miednicy pani miała ich pewnie ze sto. Jeśli – stojąc cały dzień na szosie między samochodami, w upale, z ciężką miednicą na głowie - sprzedałaby wszystkie, zarobiłaby 40 CD (wczoraj w hinduskiej restauracji zapłaciłam tyle za obiad). Ale pewnie wszystkich nie sprzeda, szczególnie, że dwadzieścia metrów dalej stoi inna kobieta z takimi samymi racuchami, a pomiędzy nimi chodzi pan z czipsami, pani z orzeszkami i dziecko z herbatnikami. A przecież, skoro sprzedawczyni spędza cały dzień handlując, to ktoś inny musiał te racuchy usmażyć. I zarobek trzeba będzie podzielić. No, chyba, że smażyła sama w nocy…
                Rety, chyba muszę przestać! Na szczęście w Afryce nie można się smucić zbyt długo.
 


Pozdrawiam :)))

PS: Dla zainteresowanych profesjonalne wyjaśnienie sprawy „ghański” czy „ghanijski”.
Zasada jest taka, jak nazwa kraju kończy się na -ia, to nazwa mieszkańca będzie -jczyk, np. Boliwia Boliwijczyk. A jak nie ma -ia, to czyk. Najbliższa Ghanie brzmieniowo mogłaby być Argentyna . Więc Argentyńczyk i Ghańczyk, Argentynka, Ghanka, Argentyńczycy, Ghańczycy.




















8 komentarzy:

  1. Byłam blisko odgadnięcia że to myjka, aczkolwiek skłaniałam się też ku woreczkom na pranie ;)
    Jeeeejku, jak ja bym się tam odnalazła - uwielbiam bazary i fast food (nawet w liściu wygląda świetnie!) :)))
    Super są też te osoby, które tak lubią jak się im robi zdjęcie - pozdrawiaj je zawsze serdecznie ode mnie :)
    A te kosze wiklinowe - cudo!

    Czekam na kolejne posty i zdjęcia :)
    Buziaki

    P.S. Anglia-Anglik :> ; Hiszpania-Hiszpan :>
    Ghana-Ghan, Ghanka? :) Tu faktycznie jest pole do popisu ;) Ghanijczyk jednak jakoś najbardziej pasuje moim uszom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie powinnas wybrac sie do Ghany! Ja zapraszam na wyprawe juz w przyszlym roku. Sa jeszcze wolne miejsca :)

      Usuń
    2. swiat barwny, az sie oczy smieja, zawsze mam problem z siatkami na zakupy, a tu taki patent - głowa ale bym fajnie wygladala co ?

      Usuń
  2. No cóż trzeba by potrenować zakupy na takim bazarze . A ta suszona ryba na rosole przypomina mi zupę którą nasi górale sromowieccy przyrządzają na kolację wigilijną .Zupa ta nazywa się JUHA. (chyba przez samo h).Gotują wywar z warzyw z kapustą kiszoną i dodają wędzoną i podpieczoną w piekarniku rybę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myjki z Ghany uwielbiam :)- używam od lat. Ja używam Ghanijczyk i Ghanijka- reguły regułami ale dla mnie taka odmiana lepiej brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Te "zielone na zupę" to są tak jak groszek zielony- trzeba je ugotować, potem pałką ubić i przez sitko przepuścić- taka zupa krem wyjdzie- to jedna z wersji.
    A te "druty" z tymi haczykami na końcu to są do zawieszania firanek/zasłon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to mam kolejny powód, żeby wrócić do Ghany - zupa krem z kulek :)
      Odpowiedź na zagadkę bardzo prawidłowa, niestety nagroda w postaci niebieskiego kabelka, została już wręczona...

      Usuń
    2. Nic nie szkodzi- ja tak dla ogólnej informacji napisałam :)

      Usuń