Dziś
będzie o tym, jak chciałam się przejechać koleją. To, że w Akrze są okropne
korki, już wiecie. Ale chyba jeszcze nie pisałam, że z tego powodu nasi
kierowcy stosują różne skróty i objazdy. Skręcają z głównej asfaltowej ulicy i
jadą na przełaj czerwoną i wyboistą drogą boczną. Trzeba wtedy zamknąć okna w
samochodzie i przestać pisać smsy, bo nie daje się trafić palcem w odpowiednią
literkę. Ale za to można sobie obserwować toczące się wkoło życie. Bo wśród
tego kurzu, hałd żwiru i różnych odpadków mieszkają i pracują ludzie. Zaraz za
zjazdem z asfaltu jest sklep z potłuczonymi płytami chodnikowymi lub czymś
bardzo je przypominającym. Lubię patrzeć na siedzących tam zawsze ludzi. Mają
plastikowy stół z parasolem oraz ogrodowe krzesła i sprawiają wrażenie
zadowolonych. Zupełnie jakby umówili się tam na kawę. Zawsze są przynajmniej
cztery osoby, które albo coś jedzą albo pokazują sobie nowe buty czy jeszcze
coś innego. Kawałek dalej stoi kilka lichych domków skleconych byle jak ze
starych desek i blachy falistej. Przed jednym z nich ktoś ustawił tabliczkę z
napisem „Las Vegas City”, co według mnie dobrze świadczy o poczuciu humoru
lokalnej ludności.
Zaraz za tym osiedlem jest kawałek ugoru, na którym na ogół pasie się gniada kobyła ze źrebakiem. Potem przejeżdża się koło kilku pagórków żwiru i kamieni i w końcu dojeżdża do nasypu kolejowego.
na przejeździe obowiązuje ruch wahadłowy
Przejazd przez ten nasyp jest dość wąski, samochody mijają się na nim z trudem i dlatego wprowadzono tam ruch wahadłowy. Oddolna inicjatywa grupki chłopaków, którzy ubrani w odblaskowe kamizelki, kierują ruchem. I zbierają dobrowolne datki. Coś jak u nas panowie z serii „Szefowo, przypilnować autko?”. Tyle, że ci tutaj są naprawdę potrzebni, bo wiele osób stara się ominąć korek na głównej drodze i w godzinach szczytu na przejeździe jest spory ruch.
Czasami
– rzadko, ale jednak – zdarza się, że samochody z obu stron muszą się
zatrzymać, bo jedzie pociąg. Ja widziałam go może z pięć razy. I za każdym
przychodziło mi do głowy, że muszę się tym pociągiem przejechać. Chyba jeszcze
nigdy nie jechałam koleją w Afryce, a poza tym, ten pociąg wygląda
interesująco, cały pomalowany w barwy Ghany – czerwono-żółto-zielone.
Od mojego kierowcy dowiedziałam się, że pociąg kursuje raz dziennie na trasie Akra – Tema. Niestety nie wiedział, o której godzinie. Dlatego też postanowiłam wybrać się na dworzec po bardziej szczegółowe informacje.
taki był widok z prawej…..
a taki z lewej strony
Akra Główna Osobowa
Chwilę potem przeszłam ponad piramidkami okry i zatrzymałam się na moment przed słupkiem obwieszonym stanikami. Sekundę napawałam się sukcesem, ale zanim udało mi się czemukolwiek przyjrzeć, już zostałam pchnięta dalej. Cóż, stan posiadania bielizny powiększę innym razem.
Mogło by się wydawać, że poruszanie po tej ulicy jest niezwykle łatwe. No bo właściwie nie trzeba nic robić, tłum sam pcha człowieka w jakąś stronę. Proszę jednak nie zapominać, że Ghańczycy noszą wszystko - a zwłaszcza rzeczy ciężkie i nieporęczne – na głowie. Dlatego, oprócz patrzenia pod nogi, trzeba też uważać na głowę. Czyli tak: dołem omijamy płachty z towarem, częścią środkową człowieka przemy przed siebie, a głową robimy uniki, żeby nie oberwać miednicą pełną jamu czy butlą gazową. Taki afrykański balet :)
dostać w głowę taką miednicą – żadna przyjemność
- Aha.. – poczułam się odrobinę zbita z tropu. – A jak miałabym to sobie przyczepić?
- Tam jest taka tasiemka, musisz przywiązać do niej swoje włosy. Pasemko po pasemku.
Nie zdążyłam się nawet przerazić, bo w tej właśnie chwili usłyszałam metaliczne plaśnięcie i poczułam uderzenie w głowę. To chwilowa dekoncentracja spowodowała zderzenie z dziewczyną niosącą na głowie miednicę. Stuknęła mnie delikatnie i zupełnie nic się nie stało, ale wszyscy siedzący wkoło sprzedawcy straszliwie się oburzyli i zaczęli besztać biedną dziewczynę. Szybko zapewniłam, że wszystko jest w porządku i znów wbiłam się w prący do przodu tłum.
Posuwałam się wraz z nim, zastanawiając się czemu służą nawoływania handlarzy. Przecież ja i tak nie decyduję o tym, przy którym stoisku się zatrzymam. I nawet, gdybym bardzo chciała, nie mogę podejść do sprzedawcy plastikowych pojemników, bo właśnie przed nosem przejeżdża mi samochód. Zaraz, jak to?! Samochód? W tej ciasnocie?
A jednak dał radę. I nie pytajcie mnie jak to zrobił. Grunt, że przejechał i nie uszkodził nikogo ani niczego. A sprzedawcy znów zaczęli nawoływać. To znaczy posykiwać, bo w Ghanie, gdy chce się kogoś zawołać, należy wydać z siebie kilka syknięć: sss ss sss. W sytuacji, gdy jest się otoczonym setkami straganów i właściciel każdego z nich pragnie zwrócić na siebie uwagę potencjalnych klientów, można się poczuć zupełnie jak w gnieździe żmij.
Kupiłam więc sobie jednego takiego grzybka. W domu na wszelki wypadek pokazałam go Odette. Powiedziała, że zna i bardzo lubi te grzyby, ale rzadko kupuje, bo dla jej rodziny trzeba by kupić ze dwie sztuki, a to kosztowałoby 10cd, czyli zbyt dużo.
na obiad wystarczył mi jeden taki grzybek
kiedyś wydawało mi się, że te
ulice są zatłoczone. Teraz już wiem, że się myliłam
A teraz już pora na powrót do głównego wątku, bo nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale miało być o podróżowaniu pociągiem. A właściwie o chęci do przejażdżki.
By ją zaspokoić, poszłam na dworzec w następny wolny od pracy dzień. Wszelkie sprawy ułożyłam tak, żeby się nie spóźnić na pociąg i o godzinie 11:45 byłam już na stacji.
Wszystko wyglądało tak samo jak poprzednio. Mnóstwo ludzi, dżinsy na szynach i żadnego pociągu. To znaczy, pociąg był, ale wydało mi się mało prawdopodobne, żeby mógł on dokądkolwiek pojechać.
jedyny pociąg, jaki zastałam na dworcu
zdjęcia robiłam tylko w takich luźniejszych miejscach
- Jak to? Przecież miał być codziennie, o 12:15 – nie ustępowałam.
- A tak – zgodził się kolejarz. – Codziennie tak, ale dzisiaj nie. Dziś pociąg miał problem i przyjedzie dopiero pod wieczór. Może.
za pociągiem odbywa się sortowanie odzieży
- Trzeba kawałek przejść po torach, a potem będzie dróżka do plaży – powiedział.
Poszliśmy więc. To, że tory kolejowe są alternatywą dla ulic i zawsze ktoś po nich spaceruje, zauważyłam już wcześniej. Teraz sama mogłam tego doświadczyć.
- A nie będzie jechał pociąg? – wolałam się upewnić.
- Nie, dziś niedziela, pociągi nie jeżdżą.
- A jutro?
- Jutro jest święto państwowe, więc też nie.
- A pojutrze?
- Pojutrze? Może tak…
inni też używają drogi kolejowej
dzień był raczej wietrzny, ale tutejszy klimat ma to do siebie, że nawet jeśli na to nie wygląda, to i tak jest ciepło. Tego dnia było nawet bardzo ciepło.
uczestniczka zawodów w zasypywaniu piaskiem pozdrawia polskich czytelników :)
zupełnie nie potrafię zdecydować, które zdjęcie tu zamieścić, więc po prostu wstawię kilka…
pan uczy panią robić brzuszki akurat na wprost mnie.
te kurczaki podobno bardzo pikantne
moja droga do pracy. Daleko w tle Las Vegas. Lepszego
zdjęcia nie mam, bo nie wypada fotografować z bliska
Zaraz za tym osiedlem jest kawałek ugoru, na którym na ogół pasie się gniada kobyła ze źrebakiem. Potem przejeżdża się koło kilku pagórków żwiru i kamieni i w końcu dojeżdża do nasypu kolejowego.
na przejeździe obowiązuje ruch wahadłowy
Przejazd przez ten nasyp jest dość wąski, samochody mijają się na nim z trudem i dlatego wprowadzono tam ruch wahadłowy. Oddolna inicjatywa grupki chłopaków, którzy ubrani w odblaskowe kamizelki, kierują ruchem. I zbierają dobrowolne datki. Coś jak u nas panowie z serii „Szefowo, przypilnować autko?”. Tyle, że ci tutaj są naprawdę potrzebni, bo wiele osób stara się ominąć korek na głównej drodze i w godzinach szczytu na przejeździe jest spory ruch.
Od mojego kierowcy dowiedziałam się, że pociąg kursuje raz dziennie na trasie Akra – Tema. Niestety nie wiedział, o której godzinie. Dlatego też postanowiłam wybrać się na dworzec po bardziej szczegółowe informacje.
Stację Akra Główna odnalazłam dość łatwo, ale gdy przeszłam przez bramę i znalazłam się na terenie dworca, ogarnęły mnie wątpliwości, czy aby na pewno stąd właśnie odjeżdżają pociągi. Bo co prawda stałam na peronie, wzdłuż którego ciągnęły się tory, ale wyglądały one tak:
taki był widok z prawej…..
a taki z lewej strony
Na pierwszym zdjęciu widać koło
pociągu mężczyzn piorących dżinsy. Przygotowują oni do sprzedaży używaną odzież z
Europy, która przypływa tu statkami i najwyraźniej w trakcie podróży ulega
zabrudzeniu. A że Ghańczycy to czysty naród, zanim wystawią towar, wszystko
starannie piorą.
Próbowałam sobie wyobrazić, że w
porze przyjazdu pociągu wszystkie te dżinsy są zabierane z szyn, ale to chyba
nie może tak działać…
Przez chwilę obserwowałam
kręcących się wkoło ludzi, a w końcu dostrzegłam dwóch panów siedzących na
krzesełkach przed budynkiem dworca. Wyglądali jakoś tak urzędowo, postanowiłam
więc ich zagadnąć. Okazało się, że dobrze trafiłam, byli to pracownicy kolei,
którzy poinformowali mnie, że stacja jest jak najbardziej działająca. Pociąg
przyjeżdża tu i odjeżdża każdego dnia o 12:15.
- Spóźniłaś się, właśnie przed
chwilą odjechał.
Upewniłam się jeszcze, że mają na
myśli właśnie ten ładny kolorowy pociąg i z postanowieniem przyjścia tu
następnego wolnego dnia, opuściłam dworzec.
Akra Główna Osobowa
Pomyślałam,
że nie będę wracała tą samą drogą i skręciłam w jedną z bocznych ulic.
Natychmiast wessało mnie, toczące się tam życie. Jeśli kiedykolwiek pisałam, że
ulice Akry są zatłoczone i zajęte przez stragany, to teraz muszę sprostować –
wszystko co widziałam do tej pory było zupełną pustką, luźnym rozmieszczeniem
handlarzy z oooogromną przestrzenią dla kupujących. Prawdziwy ścisk poznałam
dopiero teraz.
Najpierw zbity tłum rzucił mnie w
stronę stoisk z ryżem i cukrem, które tu sprzedawane są na wagę, a raczej na
puszki. Odmierza się nimi potrzebną ilość, a potem wsypuje do plastikowych
torebek. Z ledwością udało mi się wyhamować i nie zburzyć kopców białego złota.
Ominęłam jakoś te sypkie góry i popłynęłam dalej, pchana przez nurt ludzkiej
rzeki.Chwilę potem przeszłam ponad piramidkami okry i zatrzymałam się na moment przed słupkiem obwieszonym stanikami. Sekundę napawałam się sukcesem, ale zanim udało mi się czemukolwiek przyjrzeć, już zostałam pchnięta dalej. Cóż, stan posiadania bielizny powiększę innym razem.
stoisko z obcasami
Nie zdążyłam nawet zmartwić się
utratą możliwości zakupu biustonosza, bo za chwilę wpadłam brzuchem na słupek
(mam na myśli takie, jak w Warszawie stoją wzdłuż ulic, żeby nie parkować
samochodów), z którego zwisały złote naszyjniki. Kilka sekund pozachwycałam się
błyszczącym słupkiem i popłynęłam dalej.Mogło by się wydawać, że poruszanie po tej ulicy jest niezwykle łatwe. No bo właściwie nie trzeba nic robić, tłum sam pcha człowieka w jakąś stronę. Proszę jednak nie zapominać, że Ghańczycy noszą wszystko - a zwłaszcza rzeczy ciężkie i nieporęczne – na głowie. Dlatego, oprócz patrzenia pod nogi, trzeba też uważać na głowę. Czyli tak: dołem omijamy płachty z towarem, częścią środkową człowieka przemy przed siebie, a głową robimy uniki, żeby nie oberwać miednicą pełną jamu czy butlą gazową. Taki afrykański balet :)
dostać w głowę taką miednicą – żadna przyjemność
Przez chwilę radziłam sobie
całkiem nieźle – tu zrobiłam głową unik i nie walnęłam w karton z butami, tam
przeskoczyłam przez miskę pomidorów i ominęłam stołek z patyczkami
dentystycznymi. Udało mi się nawet wyhamować w porę i nie dostać w twarz paczką
herbatników, które pewien sprzedawca energicznie wyciągnął w moją stronę,
wykrzykując, że kosztują jedynie 30 pesewas.
na pierwszym planie myjki, za
nimi patyczki, które rwie się na grube drzazgi i czyści nimi zęby
Najszybciej
jak się dało minęłam okropnie śmierdzące stoisko z krowimi kopytami, a
zauważywszy 15cm² wolnej – zapewne przez niedopatrzenie – przestrzeni,
wysunęłam się z głównego nurtu i przystanęłam przy stoisku z włosami.
Sprzedawczyni widząc klientkę, natychmiast zaczęła zachwalać towar. Próbowałam
jej wytłumaczyć, że te wszystkie czarne czupryny nie pasowałyby do moich blond
włosów, ale pani nie poddawała się łatwo. Spośród paczek z włosami wyciągnęła
treskę w brązowo-kawowe pasemka i podała mi ją z triumfalnym wyrazem twarzy.
Przyłożyłam ją do mojego kucyka, żeby udowodnić, że to zupełnie inny kolor.
-Świetnie! Idealnie ci pasują! –
wykrzyknęły chórem sprzedawczyni włosów i jej sąsiadka handlująca mydłem w
płynie.- Aha.. – poczułam się odrobinę zbita z tropu. – A jak miałabym to sobie przyczepić?
- Tam jest taka tasiemka, musisz przywiązać do niej swoje włosy. Pasemko po pasemku.
Nie zdążyłam się nawet przerazić, bo w tej właśnie chwili usłyszałam metaliczne plaśnięcie i poczułam uderzenie w głowę. To chwilowa dekoncentracja spowodowała zderzenie z dziewczyną niosącą na głowie miednicę. Stuknęła mnie delikatnie i zupełnie nic się nie stało, ale wszyscy siedzący wkoło sprzedawcy straszliwie się oburzyli i zaczęli besztać biedną dziewczynę. Szybko zapewniłam, że wszystko jest w porządku i znów wbiłam się w prący do przodu tłum.
Posuwałam się wraz z nim, zastanawiając się czemu służą nawoływania handlarzy. Przecież ja i tak nie decyduję o tym, przy którym stoisku się zatrzymam. I nawet, gdybym bardzo chciała, nie mogę podejść do sprzedawcy plastikowych pojemników, bo właśnie przed nosem przejeżdża mi samochód. Zaraz, jak to?! Samochód? W tej ciasnocie?
A jednak dał radę. I nie pytajcie mnie jak to zrobił. Grunt, że przejechał i nie uszkodził nikogo ani niczego. A sprzedawcy znów zaczęli nawoływać. To znaczy posykiwać, bo w Ghanie, gdy chce się kogoś zawołać, należy wydać z siebie kilka syknięć: sss ss sss. W sytuacji, gdy jest się otoczonym setkami straganów i właściciel każdego z nich pragnie zwrócić na siebie uwagę potencjalnych klientów, można się poczuć zupełnie jak w gnieździe żmij.
W pewnym momencie moją uwagę
przykuła miednica z czymś dziwnym. Zebrałam więc siły i wypchnęłam się poza
główny nurt, stając koło dziwowiska. Okazało się, że były to grzyby. Ale jakie!
grzyby mutanty
Nie dość, że wielkie to jeszcze
ozdobione kokardką. Sprzedawczyni zapewniła mnie, że są jak najbardziej
jadalne, rosną na polach północnej Ghany i smakują wyśmienicie.
- Tylko pamiętaj, koniecznie uduś
z cebulą!Kupiłam więc sobie jednego takiego grzybka. W domu na wszelki wypadek pokazałam go Odette. Powiedziała, że zna i bardzo lubi te grzyby, ale rzadko kupuje, bo dla jej rodziny trzeba by kupić ze dwie sztuki, a to kosztowałoby 10cd, czyli zbyt dużo.
na obiad wystarczył mi jeden taki grzybek
Po krótkiej pogawędce z panią od
grzybów i drugą, która próbowała namówić mnie na zakup wielkich liści, też
podobno przepysznych, wbiłam się znów w tłum. Chwilę płynęłam z nurtem w
towarzystwie sprzedawcy kolorowych kabli zakończonych pętelkami. Uparcie
twierdził, że są one szalenie przydatne i że koniecznie powinnam kupić klika.
Być może miał rację, ale jednak się nie skusiłam. Nie nabyłam też suszonych ryb.
Lekko tylko się o nie otarłam, ominęłam jakąś paczkę i nagle zdałam sobie
sprawę, że dotarłam do znajomej mi ulicy. Takiej zwyczajnej, normalnie
zatłoczonej i umiarkowanie ruchliwej.
Najpierw odetchnęłam z ulgą, ale
zaraz odwróciłam się w stronę, z której przyszłam i jeszcze raz popatrzyłam z
uznaniem i podziwem. Życie.
Tak bym chciała przejść tamtędy jeszcze raz z
ukrytą kamerą i móc Wam pokazać to wszystko. Niestety, nawet zdjęć za bardzo
nie dało się robić i pozostaje Wam tylko wyobraźnia poparta moim opisem.
Wybaczcie, jeśli trochę przydługim i zbyt drobiazgowym, ale chciałam, byście
jak najdokładniej mogli poczuć życie, toczące się na tej ulicy.A teraz już pora na powrót do głównego wątku, bo nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale miało być o podróżowaniu pociągiem. A właściwie o chęci do przejażdżki.
By ją zaspokoić, poszłam na dworzec w następny wolny od pracy dzień. Wszelkie sprawy ułożyłam tak, żeby się nie spóźnić na pociąg i o godzinie 11:45 byłam już na stacji.
Wszystko wyglądało tak samo jak poprzednio. Mnóstwo ludzi, dżinsy na szynach i żadnego pociągu. To znaczy, pociąg był, ale wydało mi się mało prawdopodobne, żeby mógł on dokądkolwiek pojechać.
jedyny pociąg, jaki zastałam na dworcu
Ponieważ tory były zajęte przez
rozlicznych praczy i sprzedawców, pomyślałam, że muszę pójść trochę dalej i
może wtedy zobaczę pociąg. Dalej też go nie było, ale to co ukazało się moim
oczom, wprawiło mnie w lekkie oszołomienie. Jak zwykle, w takich sytuacjach,
robienie zdjęć nie jest łatwe, dlatego musicie mi uwierzyć na słowo. I w to, że
wzdłuż całego peronu stały miednice, w których spały młode kobiety
(najprawdopodobniej uliczne sprzedawczynie, odbywające sjestę,) i w to, że tory
pokryte były stosami ubrań, które pewnie za jakiś czas trafią na bazar, i w pana
siedzącego na skrzynce i oferującego usługę pedicure i w mały drewniany
baraczek z napisem „Station master”. Po naszemu to chyba naczelnik. Pomyślałam,
że może od niego czegoś się dowiem i zajrzałam za zasłonkę, która występowała w
charakterze drzwi do gabinetu tego urzędnika.
zdjęcia robiłam tylko w takich luźniejszych miejscach
W środku, za wielkim stołem
zawalonym stertami papierów, siedziało dwóch mężczyzn. Zapracowanych, jakbyśmy
znajdowali się na najruchliwszym dworcu świata.
- Pociąg? – odpowiedział jeden z
nich pytaniem na moje pytanie. – Nie, nie ma pociągu.- Jak to? Przecież miał być codziennie, o 12:15 – nie ustępowałam.
- A tak – zgodził się kolejarz. – Codziennie tak, ale dzisiaj nie. Dziś pociąg miał problem i przyjedzie dopiero pod wieczór. Może.
No cóż, do trzech razy sztuka…
za pociągiem odbywa się sortowanie odzieży
Przeczytałam to, co napisałam do
tego miejsca i okazało się, że to wcale nie jest rozdział o Ghańskich Kolejach
Państwowych (szczególnie, że trzeciej próby podróży jeszcze nie podjęłam),
tylko raczej o życiu. Zmieniłam więc tytuł na stosowny i pomyślałam, że do tego
tematu będzie pasowała jeszcze jedna historyjka. O wyprawie na plażę. Ma ona
też poniekąd związek z koleją.
W niedzielę po kościele
postanowiłam popatrzeć sobie na morze. Szłam zgodnie ze mapą w telefonie i po
kwadransie spaceru moim oczom ukazał się ocean. Niestety, żeby do niego dotrzeć
musiałabym pokonać tory kolejowe i ogrodzenie. Zanim zdążyłam zastanowić się,
jak to zrobić, podszedł do mnie człowiek, który zaproponował, że zaprowadzi
mnie na plażę.- Trzeba kawałek przejść po torach, a potem będzie dróżka do plaży – powiedział.
Poszliśmy więc. To, że tory kolejowe są alternatywą dla ulic i zawsze ktoś po nich spaceruje, zauważyłam już wcześniej. Teraz sama mogłam tego doświadczyć.
- A nie będzie jechał pociąg? – wolałam się upewnić.
- Nie, dziś niedziela, pociągi nie jeżdżą.
- A jutro?
- Jutro jest święto państwowe, więc też nie.
- A pojutrze?
- Pojutrze? Może tak…
Spacer po żelaznych podkładach
trwał jakieś dziesięć minut. Najpierw szliśmy dnem niewielkiego wąwozu i nie
było właściwie żadnych widoków,
inni też używają drogi kolejowej
ale po krótkim czasie znów ukazał
się ocean.
dzień był raczej wietrzny, ale tutejszy klimat ma to do siebie, że nawet jeśli na to nie wygląda, to i tak jest ciepło. Tego dnia było nawet bardzo ciepło.
W ten sposób znalazłam się na
plaży dla tubylców. Do tej pory byłam kilka razy w różnych miejscach z
eleganckimi barami, płatnym wstępem,
leżakami i zagrabionym piaskiem. To miejsce było inne. Drinki sprzedawano z
turystycznych lodówek, jedzenie smażyło się na ustawionych na piasku grillach,
a oprócz mnie, białych było tylko dwoje Chińczyków (bo tutaj każdy, kto nie
jest czarny, jest biały). Ale za to ile się tam działo! I – co ogromnie cenne –
nie podchodzili do mnie co chwila sprzedawcy koszulek, rzeźb, masek i innych
pamiątek. Na płatnych plażach to istna plaga. Nie można nawet chwilę pogapić
się na moc oceanu, bo zaraz ktoś podchodzi i zagaduje. A tu spokój! I życzliwa
akceptacja. Gdybym chciała się przyłączyć do konkursu zasypywania w piasku lub
rzucania kółkiem do butelek z napojami – miałam gorące zaproszenie. Ale jeśli
nie, mogłam sobie spokojnie stać i fotografować. Co też uczyniłam.
uczestniczka zawodów w zasypywaniu piaskiem pozdrawia polskich czytelników :)
Przyglądałam się tak różnym grom
i zabawom plażowym, gdy nagle moją uwagę zwróciła grupka osób stojąca w wodzie.
Jakoś tak dziwnie wyglądali, nie bardzo potrafiłam stwierdzić, co oni tam
robią. Podeszłam bliżej i wtedy dowiedziałam się, że jestem świadkiem chrztu.
Wierni Kościoła
Zielonoświątkowców mają tutaj taki zwyczaj. Sakramentu nie udziela się
dzieciom, tylko osobom dorosłym i robi się to poprzez całkowite zanurzenie w
oceanie. Ksiądz i kilku pomocników stoi po kolana w wodzie. Kandydat na
chrześcijanina klęka przy nich, a oni łapią go za głowę i ramiona, a kiedy
nadchodzi fala, odchylają do tyłu, tak by człowiek został w całości obmyty.
Jednocześnie kapłan wypowiada stosowną formułkę: ja ciebie chrzczę…zupełnie nie potrafię zdecydować, które zdjęcie tu zamieścić, więc po prostu wstawię kilka…
różne etapy ceremonii
pani przyjęła chrzest w eleganckiej długiej sukni
Długo
obserwowałam ceremonię, bo wyglądało to naprawdę bardzo ciekawie. A już ksiądz
w krótkich spodenkach, na tle wzburzonych fal – no po prostu cudowne. Szczególnie,
że, po ochrzczeniu wszystkich zgłoszonych do sakramentu (na brzegu stał
człowiek z listą i wyczytywał nazwiska), kapłan zrobił fikołka i rzucił się w
fale. A potem przyturlał się do brzegu…
Chwilę jeszcze poobserwowałam
modlitwę na brzegu, a potem zamówiłam zimne piwo i oddałam się kontemplacji
innych widoków.pan uczy panią robić brzuszki akurat na wprost mnie.
Na tej plaży naprawdę wiele się
działo i było na niej o niebo ciekawiej niż na tych płatnych. Kupiłam sobie
trzy frytki po 20gr sztuka i postanowiłam, że tu właśnie będę przychodzić w
wolne weekendy. Bo tu jest życie.
te kurczaki podobno bardzo pikantne
więc kupiłam udko za 1cd i 3
frytki po 20gr za sztukę
PS: W trakcie powstawania tego
rozdziału zaszły pewne zmiany. Otóż, właściciel samochodu, którym jeździmy do
pracy, zabronił używania skrótu, o którym napisałam na początku tego
opowiadania. Podobno samochód się tam zbyt niszczy. I teraz musimy jeździć
tylko główną drogą. Szkoda…
To chyba jeden z ciekawszych i barwniejszych artykułów jakie do tej pory zamieściłaś. Czytając go "płynęłam" razem z Tobą i tłumem po ulicznym bazarze, tylko nie poczułam uderzenia w głowę całe szczęście ;)
OdpowiedzUsuńPociągi...czy ktokolwiek, oprócz Ciebie, czekał także na pociąg? I jeśli nie to skąd wiedzą, że akurat dziś nie przyjedzie?
Ciężko odróżnić kogoś, kto czeka na pociąg od tego, który sobie po prostu czeka...
UsuńCieszę się, że się podobało. Dzięki!
I jak, udało się w końcu przejechać pociągiem? Ja się trochę obsunęłam z czytaniem Twoich postów, ale właśnie dzisiaj nadrabiam i czuję się jak w bajce :). Bardzo to wciągające, przejrzałam nawet już wcześniej czytane przez mnie wpisy i znalazłam w nich rzeczy na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Są świetne.
OdpowiedzUsuńDzięki!!
OdpowiedzUsuńPociągiem jeszcze nie jechałam. Ale nie tracę nadziei :)