czwartek, 9 stycznia 2014

Obiady czwartkowe


Dziś porady gospodarnej pani domu czyli co zrobić, gdy lodówka wypełniona jest po brzegi granatami J


tyle pestek uzyskuje się z jednej tylko połówki granatu



Oczywiście przede wszystkim należy sięgnąć po książkę z przepisami kuchni gruzińskiej, bo tam najprędzej znaleźć można dania z wykorzystaniem tego owocu (a jeśli chcemy zrobić coś z orzechami włoskimi, to już po prostu taka książka będzie nam nieodzowna).
prawdziwa gruzińska książka kucharska, prosto z Tbilisi
W stosowny poradnik zaopatrzyłam się w Tbilisi, gdzie jeszcze – choć pewnie już niedługo – funkcjonuje język rosyjski, tak w mowie, jak i w piśmie. Dzięki temu nie tylko mogłam się porozumieć na ulicy czy w restauracji, ale też wizyta w księgarni zakończyła się sukcesem.

księgarnia znajduje się przy głównej, zdecydowanie elegantszej ulicy, ale mnie w Tbilisi najbardziej podobały się uliczki takie jak ta...

Sięgnęłam zatem po gruzińską książkę, a potem przystąpiłam do działania. Ponieważ granaty zawierają w sobie okropnie dużo treści (znaczy soczystych ziarenek), nie mogłam ograniczyć się do jednej potrawy. W rezultacie uraczyłam zaproszoną na kolację osobę gruzińską fasolką pod orzechowo – granatową pierzynką, smażonymi bakłażanami w granatowej zalewie i faszerowanymi pigwami z granatową posypką.

granaty mają kilka cech charakterystycznych, jedną z nich jest to, że absolutnie nie da się im zrobić ostrego zdjęcia :(

Ale po kolei. Najpierw fasolka. Żółta zamiast zielonej, bo w sklepie akurat taka była, ale to jedyna zmiana w stosunku do oryginalnego przepisu, więc myślę, że smakowała dość podobnie do tego, co autor przepisu miał na myśli. Masa z orzechów włoskich (z najprawdziwszych warszawskich Włoch) z czosnkiem i natką pietruszki jest bardzo ciekawa w smaku, dzięki czemu banalna fasolka nabrała kaukaskiego charakteru. A granatowe pestki dodały walorów estetycznych i w sumie całość była dość udana.

bakłażany w fazie wsysania soli

Drugą potrawą były bakłażany. Posolone, odciśnięte, usmażone , odsączone i polane sosem, który swój głęboki smak zawdzięczał granatowemu syropowi. To specjalność kurdyjska, obficie stosowana zarówno w tureckiej, jak i irackiej jego części (w pozostałych pewnie też, ale nie byłam, więc nie wiem). Syrop to złe słowo. Jednak ani sok, ani sos nie oddają istoty tego gęstego płynu, dzięki któremu każda potrwa staje się nadzwyczaj smaczna (słowo daję!). Po arabsku nazywa się on „dybs” a dokładnie „dybs ar-rummani” i ja w duchu też zawsze tak o nim mówię, jakoś bardziej pasuję. A  zatem dybs – kupiłam go w Sulajmanii w irackim Kurdystanie. To znaczy kupiłam kilka butelek w różnych miejscach, ale ten najlepszy pochodzi właśnie z sulajmanijskiego bazaru. Sprzedawany w butelkach po wodzie jest tak gęsty i aromatyczny, że wystarczy pół łyżeczki na całą miskę sałaty. W Warszawie takiego chyba się nie dostanie, ale w sklepach z artykułami bliskowschodnimi można kupić takie fabrycznie pakowane, też niezłe.

zaraz obok tego stoiska z marynatami był sklepik, w którym kupiłam dybs

Do dybsowego sosu dodałam solidną garść czerwonawych  ziarenek i zabrałam się za trzecią potrawę, która miała definitywnie pozbawić mnie granatów.

czosnkowo - granatowy sos do bakłażanów

Przepis na faszerowane pigwy znalazłam we wspominanej już w poprzednich wpisach książki jerozolimskiej. Znów musiałam go nieco zmodyfikować, bo skąd niby wziąć pigwy i to nie takie malutkie, do herbaty, ale nadające się do faszerowania, duże jak jabłka. No właśnie, pigw w sklepie nie ma, ale jabłka są. Doszłam do wniosku, że jeśli wybiorę takie kwaskowe, to będzie bardzo dobre zastępstwo. W ten sposób stworzyłam potrawę pewnie zupełnie niepodobną do wzorcowej, ale za to bardzo dobrą.

jabłka zamiast pigw i czarny kardamon

Wydrążone jabłka napełniłam mielonym mięsem z różnymi przyprawami i wszelką zieleniną jaką znalazłam w zamrażarce, bo oczywiście znów nie było w żadnym sklepie kolendry. Nie wiem, jak to się dzieje, ale doniczki z tym ziołem są dostępne wszędzie zawsze, oprócz tych momentów, gdy są mi potrzebne. Na szczęście miałam jeszcze trochę mrożonej kolendry , tymianku i natki pietruszki.

mięso jeszcze surowe, a zielenina zmarznięta

Wypełnione mięsem jabłka udusiłam w gęstym sosie, a potem oczywiście posypałam granatowymi kulkami.

wypełnione farszem jabłka zaczynają się dusić

No! Kolacja gotowa, gość nakarmiony, a w lodówce granatów brak, czyli zadanie wykonane.

a tu już gotowe danie posypane ziarnami granatu (znów nieostre zdjęcie!)

PS jeśli ktoś chciałby pójść w moje ślady i przyrządzić którąkolwiek z opisanych dziś lub we wcześniejszych wpisach potraw, to piszcie do mnie. Chętnie podam dokładne przepisy.

4 komentarze:

  1. Ja nie chcę gotować, ale zjadłabym taką kolację z przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę bardzo, musisz tylko przynieść ze 2 granaty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też chcę granata zjeść! Proszę o przepis na fasolkę pod granatowymi orzechami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, dopisuję do listy rzeczy, których mam nie zapomnieć...

      Usuń