Dziś porady gospodarnej pani domu
czyli co zrobić, gdy lodówka wypełniona jest po brzegi granatami J
tyle pestek uzyskuje się z jednej tylko połówki granatu
Oczywiście przede wszystkim
należy sięgnąć po książkę z przepisami kuchni gruzińskiej, bo tam najprędzej
znaleźć można dania z wykorzystaniem tego owocu (a jeśli chcemy zrobić coś z
orzechami włoskimi, to już po prostu taka książka będzie nam nieodzowna).
prawdziwa gruzińska książka kucharska, prosto z Tbilisi
W
stosowny poradnik zaopatrzyłam się w Tbilisi, gdzie jeszcze – choć pewnie już
niedługo – funkcjonuje język rosyjski, tak w mowie, jak i w piśmie. Dzięki temu
nie tylko mogłam się porozumieć na ulicy czy w restauracji, ale też wizyta w księgarni
zakończyła się sukcesem.
księgarnia znajduje się przy głównej, zdecydowanie elegantszej ulicy, ale mnie w Tbilisi najbardziej podobały się uliczki takie jak ta...
Sięgnęłam zatem po gruzińską
książkę, a potem przystąpiłam do działania. Ponieważ granaty zawierają w sobie
okropnie dużo treści (znaczy soczystych ziarenek), nie mogłam ograniczyć się do
jednej potrawy. W rezultacie uraczyłam zaproszoną na kolację osobę gruzińską
fasolką pod orzechowo – granatową pierzynką, smażonymi bakłażanami w granatowej
zalewie i faszerowanymi pigwami z granatową posypką.
granaty mają kilka cech charakterystycznych, jedną z nich jest to, że absolutnie nie da się im zrobić ostrego zdjęcia :(
Ale po kolei. Najpierw fasolka.
Żółta zamiast zielonej, bo w sklepie akurat taka była, ale to jedyna zmiana w
stosunku do oryginalnego przepisu, więc myślę, że smakowała dość podobnie do tego,
co autor przepisu miał na myśli. Masa z orzechów włoskich (z najprawdziwszych
warszawskich Włoch) z czosnkiem i natką pietruszki jest bardzo ciekawa w smaku,
dzięki czemu banalna fasolka nabrała kaukaskiego charakteru. A granatowe pestki
dodały walorów estetycznych i w sumie całość była dość udana.
bakłażany w fazie wsysania soli
Drugą potrawą były bakłażany.
Posolone, odciśnięte, usmażone , odsączone i polane sosem, który
swój głęboki smak zawdzięczał granatowemu syropowi. To specjalność kurdyjska,
obficie stosowana zarówno w tureckiej, jak i irackiej jego części (w
pozostałych pewnie też, ale nie byłam, więc nie wiem). Syrop to złe słowo. Jednak
ani sok, ani sos nie oddają istoty tego gęstego płynu, dzięki któremu każda
potrwa staje się nadzwyczaj smaczna (słowo daję!). Po arabsku nazywa się on „dybs”
a dokładnie „dybs ar-rummani” i ja w duchu też zawsze tak o nim mówię, jakoś
bardziej pasuję. A zatem dybs – kupiłam go
w Sulajmanii w irackim Kurdystanie. To znaczy kupiłam kilka butelek w różnych miejscach,
ale ten najlepszy pochodzi właśnie z sulajmanijskiego bazaru. Sprzedawany w
butelkach po wodzie jest tak gęsty i aromatyczny, że wystarczy pół łyżeczki na
całą miskę sałaty. W Warszawie takiego chyba się nie dostanie, ale w sklepach z
artykułami bliskowschodnimi można kupić takie fabrycznie pakowane, też niezłe.
zaraz obok tego stoiska z marynatami był sklepik, w którym kupiłam dybs
Do dybsowego sosu dodałam solidną
garść czerwonawych ziarenek i zabrałam
się za trzecią potrawę, która miała definitywnie pozbawić mnie granatów.
czosnkowo - granatowy sos do bakłażanów
Przepis na faszerowane pigwy
znalazłam we wspominanej już w poprzednich wpisach książki jerozolimskiej. Znów musiałam go nieco zmodyfikować, bo skąd niby wziąć pigwy i to nie
takie malutkie, do herbaty, ale nadające się do faszerowania, duże jak jabłka.
No właśnie, pigw w sklepie nie ma, ale jabłka są. Doszłam do wniosku, że jeśli
wybiorę takie kwaskowe, to będzie bardzo
dobre zastępstwo. W ten sposób stworzyłam potrawę pewnie zupełnie niepodobną do
wzorcowej, ale za to bardzo dobrą.
jabłka zamiast pigw i czarny kardamon
Wydrążone jabłka napełniłam
mielonym mięsem z różnymi przyprawami i wszelką zieleniną jaką znalazłam w
zamrażarce, bo oczywiście znów nie było w żadnym sklepie kolendry. Nie wiem,
jak to się dzieje, ale doniczki z tym ziołem są dostępne wszędzie zawsze,
oprócz tych momentów, gdy są mi potrzebne. Na szczęście miałam jeszcze trochę
mrożonej kolendry , tymianku i natki pietruszki.
mięso jeszcze surowe, a zielenina zmarznięta
Wypełnione mięsem jabłka udusiłam
w gęstym sosie, a potem oczywiście posypałam granatowymi kulkami.
wypełnione farszem jabłka zaczynają się dusić
No! Kolacja gotowa, gość
nakarmiony, a w lodówce granatów brak, czyli zadanie wykonane.
a tu już gotowe danie posypane ziarnami granatu (znów nieostre zdjęcie!)
PS jeśli ktoś chciałby pójść w
moje ślady i przyrządzić którąkolwiek z opisanych dziś lub we wcześniejszych
wpisach potraw, to piszcie do mnie. Chętnie podam dokładne przepisy.
Ja nie chcę gotować, ale zjadłabym taką kolację z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńProszę bardzo, musisz tylko przynieść ze 2 granaty :)
OdpowiedzUsuńJa też chcę granata zjeść! Proszę o przepis na fasolkę pod granatowymi orzechami.
OdpowiedzUsuńProszę bardzo, dopisuję do listy rzeczy, których mam nie zapomnieć...
Usuń