Tak przeglądam te moje zdjęcia z podróży i dochodzę do
wniosku, że oprócz fotografowania ludzi (to znaczy dzieci) lubię robić zdjęcia
zwierzętom. I nie mam tu na myśli słoni czy lwów, które są oczywistymi
bohaterami zdjęć z Kenii i Tanzanii.
Z Uzbekistanu przywiozłam zdjęcie barana miejskiego – nawet nie wiem w jakim mieście je zrobiłam – i jego owczych sióstr, pasących się w centrum Samarkandy.
Jeden taki młody kotek postanowił zostać naszym przyjacielem i szedł za nami wytrwale długi czas. Byłam już mocno przerażona, bałam się, że będzie uparty i zostanie z nami na zawsze. A co ja bym zrobiła z takim kotem w Tbilisi?! Na szczęście po jakimś czasie mu się znudziło i w ten sposób nie mam gruzińskiego kota J
W Tajlandii też mieszkają koty. Z wrodzonym poczuciem własnej ważności, znajdują sobie dogodne i zaciszne miejsca do wypoczynku nawet w gwarnym Bangkoku, za nic mając poszanowanie świętości. To co, że kapliczka, skoro ja chcę sobie tu poleżeć….
O, a tu mam fotkę najbliższego kuzyna słonia, mieszkającego w Tanzanii:
Chodzi mi bardziej o te wszystkie koty,
osły i gołębie, których fotki zwożę z całego świata. Też tak macie? Pokażecie
mi swoje zdjęcia zwierzaków?
Moje są takie: (tym razem przegląd zrobiłam w kolejności
alfabetycznie, ale od końca).
Z Uzbekistanu przywiozłam zdjęcie barana miejskiego – nawet nie wiem w jakim mieście je zrobiłam – i jego owczych sióstr, pasących się w centrum Samarkandy.
Zupełnie nie przejmowały się tym, że przebywają w sławnym
mieście i że zaraz za rogiem mają takie cuda:
A trochę dalej w głębi kraju, na pustyni koło Chiwy
spotkałam tego osiołka.
Marne tam miał pastwisko, ale jakoś dawał sobie radę.
Pewnie brał przykład z wielbłądów, które mieszkały w pobliskim ośrodku
turystycznym. Można tam zanocować w jurcie, a potem – także na wielbłądach – wybrać
się na pustynną wycieczkę.
Następne zdjęcia są z Tbilisi. To miasto kotów.
Wąskimi
uliczkami, pod murami oplecionymi winoroślą przechadzają się takie piękności -
aż się wierzyć nie chce, że to bezpańskie dachowce.
Jeden taki młody kotek postanowił zostać naszym przyjacielem i szedł za nami wytrwale długi czas. Byłam już mocno przerażona, bałam się, że będzie uparty i zostanie z nami na zawsze. A co ja bym zrobiła z takim kotem w Tbilisi?! Na szczęście po jakimś czasie mu się znudziło i w ten sposób nie mam gruzińskiego kota J
W Tajlandii też mieszkają koty. Z wrodzonym poczuciem własnej ważności, znajdują sobie dogodne i zaciszne miejsca do wypoczynku nawet w gwarnym Bangkoku, za nic mając poszanowanie świętości. To co, że kapliczka, skoro ja chcę sobie tu poleżeć….
O, a tu mam fotkę najbliższego kuzyna słonia, mieszkającego w Tanzanii:
Coś mi się
widzi, że jednym wpisem tego tematu nie ogarnę. Więc teraz kończę i czekam na
Wasze zwierzęta świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz