sobota, 16 listopada 2013

Ghana i ja cz.12 - U fryzjera


          Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś mi powiedział, że Afrykankom nie rosną długie włosy. Zdziwiłam się niepomiernie. Jak to? Te wszystkie dredy, warkoczyki, loki i afro są sztuczne? I to, że ja mam pięć włosków na krzyż, a  tutejsze kobiety bujne czupryny to nie był Boski plan??
Koniecznie musiałam zgłębić temat!

Zadbane, kolorowe, sztuczne


         I tak od kilku miesięcy przyglądam się i wypytuje koleżanki, które śmiejąc się z europejskiej naiwności, zdradzają mi po trochu sekrety afrykańskich fryzjerów. Oczywiście jak zwykle najbardziej pomocna okazała się być Odette, która nie tylko wszystko mi wyjaśniła, ale też zabrała ze sobą do fryzjera, żebym mogła się przyjrzeć procesowi powstawania kunsztownej fryzury.
        Najpierw - jakiś tydzień temu - Odette pozbyła się loków, które miała przez ostatnie dwa miesiące. Zrobiła to sama, po pierwsze, żeby zaoszczędzić trochę czasu (takie odczepianie włosów zajmuje ok.1,5h), a po drugie, by jej naturalne włosy nieco odpoczęły i - zanim znów zostaną spętane - pooddychały świeżym powietrzem. Po tym zabiegu zostały jej włosy mniej więcej 15cm długości. I podobno to jest kres ich możliwości, dłuższe urosnąć nie chcą.
        Włosy odpoczywały, aż końcu nadszedł wielki dzień. Bruno nie poszedł do szkoły, ja do pracy i razem z Odette pojechaliśmy - najpierw okazją, potem dwoma tro-tro, a na końcu taksówką - do jednego z najlepszych zakładów fryzjerskich. Odette chciała sobie zrobić takie specjalne warkoczyko-dredy, które wymagają szczególnej wprawy i umiejętności i tylko nieliczni fryzjerzy podejmują się ich robienia. Dlatego trzeba było iść do tego właśnie konkretnego punktu, który, jak się okazało, znajduje się na bazarze na tyłach dworca kolejowego. Pamiętacie moje wizyty na dworcu? Pranie dżinsów i selekcję odzieży? Teraz miałam okazje zobaczyć, co dzieje się z tymi wszystkimi ubraniami po dworcowej procedurze.


Luźniejsza część bazaru, dalej było ciekawie, ale nie dało się zrobić zdjęcia

     Idąc za Odette wąską uliczką między straganami, mijając sterty koszul, hałdy spódnic i góry spodni, nie mogłam się nadziwić, skąd tyle się tego bierze. A te nierozpakowane jeszcze toboły, ułożone jeden na drugim aż pod niebo? A te strzępy i szmaty, które walały się po ścieżce, a które też przecież były kiedyś ubraniami? Jeżeli to są tylko ciuchy, których my - Europa i Ameryka - już nie chcemy, to ile jest tych, które mamy w domach??
Z zamyślenia wyrwała mnie zmiana scenografii, wyszliśmy bowiem z sektora odzieżowego i byliśmy teraz w części, w której sprzedawano płyty DVD i świadczono usługi fryzjerskie. Granicę miedzy strefami wyznaczało stoisko mięsne, gdzie sprzedawano suszone i wędzone szczecińce. Wiecie co to? Ja nie wiedziałam, bo te zwierzęta u nas nie występują. Wyglądają trochę jak skrzyżowanie szczura z nutrią. Te, które widziałam na bazarze były raczej niewielkie, spreparowane razem z głową, pazurami, ogonem – po prostu całe uwędzone zwierzę. Odette powiedziała, że to rarytas, są przepyszne, ale bardzo drogie. Uwierzyłam na słowo. Na tym samym stoisku sprzedawano jeszcze  suszone badyle – gotuje się je z ryżem, żeby nabrał pięknej, brunatnej barwy. To mogłabym wypróbować, ale nie było czasu na zakupy, bo przecież spieszno nam było do fryzjera. Skręciliśmy więc w jedną z wąskich alejek i już po chwili byliśmy na miejscu.  

Patyki do ryżu sfotografowałam później w innym miejscu, tam jakoś nie wypadało

      Pomieszczenie, w którym mieścił się salon miało może z 5m², więc właściwie cała działalność odbywała się na zewnątrz.

Pani w czerwonym fartuchu to fryzjerka, stoi w progu swojego salonu, pan w koszuli w kratkę przynależy do sklepu po przeciwnej stronie alejki. Ta szparka pomiędzy nimi to właśnie alejkaJ

Klientka – w tym wypadku była to siostra Odette, która przyszła dwie godziny przed nami – siedziała na krześle, a wkoło niej uwijało się pięć fryzjerek,  zaplatających, zszywających i przycinających jej warkoczyki.

Z prawej strony fryzjerki pracujące nad głową siostry Odette (już tylko cztery),z lewej –po przeciwnej stronie ulicy właścicielka salonu zajmuje się Odette

    Zawołały mnie do siebie, wcisnęły w kąt, z którego był najlepszy widok i właściwie zażądały uwiecznienia wszystkiego na zdjęciach.

                Dzięki temu mogę Wam teraz opisać skomplikowaną metodę tworzenia afrykańskiego piękna. A zatem – najpierw za pomocą szydła wyodrębnia się kosmyk włosów (2-3cm długości wystarczy), owija się wokół niego cienkie długie pasemko sztucznych włosów i zakręca jak spiralkę.

Dostepne są włosy w różnych kolorach, ale według Odette tylko osoby o jasnej karnacji mogą pozwolić sobie na nieczarne włosy

To jest baza warkoczyka. Wokół niej oplata się kolejny sztuczny kosmyk, tym razem grubszy i lekko kędzierzawy.

Jedna z fryzjerek prezentuje pasemka, które za chwilę przytwierdzi do głowy Odette

Potem trzeba to zszyć. Grubą igłą, na okrętkę, wzdłuż całego warkoczyka (który tak naprawdę nie jest warkoczykiem, ale nie wiem jak inaczej mogę go nazwać).

Ręce z igłą (czy może dratwą) śmigały tak szybko, że nie udało mi się zrobić ostrego zdjęcia

Na zakończenie trzeba jeszcze poobcinać drobne włoski, które sterczą tu i ówdzie. Gotowe! To znaczy, gotowy jeden warkoczyko-dred. A żeby uzyskać kompletną fryzurę trzeba operację powtórzyć kilkaset razy. Dlatego wizyta u fryzjera to nie byle co. Odette zajęła ona ponad pięć godzin. Ja nie miałam tyle cierpliwości i gdy uznałam, że wszystko już widziałam, poszłam sobie na zakupy.

Jeszcze tylko 2-3 godziny I fryzura będzie gotowa!

      Niektórym Ghankom też najwyraźniej nie chce się poświęcać tyle czasu na fryzjera, dlatego niezwykle popularne są tutaj peruki.

Takich sklepów jest w Ghanie dużo

 Wiele kobiet nosi je codziennie, dzięki czemu nie tylko nie muszą spędzać godzin na zaplataniu warkoczyków, ale też mogą myć głowę same w domu. Te zaś, które zdecydowały się na fryzurę przytwierdzoną do czaszki muszą raz na 3-4 tygodnie pójść do fryzjera, żeby umyć włosy. Podobno w domu się nie da. Nawet jeśli sztuczne włosy są proste i wyglądają jak zupełnie zwyczajny kucyk, to i tak mycie, a zwłaszcza suszenie i poskramianie niesfornych kosmyków jest na tyle trudne, że nie robi się tego samemu.

Te włosy też są sztuczne, ich właścicielka nie robi z tego żadnej tajemnicy

      Wszystko to razem wzięte sprawia, że salonów fryzjerskich jest w Ghanie zatrzęsienie, więcej nawet niż banków w Polsce, naprawdę! W większości są to malutkie pawilony, mieści się w nich jedna, góra dwie klientki. Ale więcej i tak nie uda się obsłużyć w ciągu jednego dnia, więc nie ma potrzeby powiększania powierzchni.

Jeden z akrzańskich salonów fryzjerskich

      Wróćmy jednak do Odette, która odsiedziawszy cierpliwie swoje pięć godzin, wróciła do domu z nową fryzurą. Wygląda w niej naprawdę fajnie (bo ona jest w ogóle ładna, możecie spytać moją mamę, która rozmawiała z nią na skajpie), a dodatkowo nie musi się wcale czesać, włosy są tak starannie przyszyte, że bez względu na okoliczności zawsze wyglądają dobrze. Na razie – na 2-3 tygodnie – zostały uformowane w kok. To po to, żeby ciężkie warkocze nie ciągnęły za bardzo do dołu i żeby mniej bolało. Bo w pierwszym okresie, zanim naturalne włosy trochę urosną, sztuczne pasma naciągają skórę i powodują ból. Odette mówi, że to nic i po 3 dniach mija, ale słyszałam już od kilku białych dziewczyn, że po zrobieniu sobie warkoczyków, rozplątywały je następnego dnia, bo nie mogły wytrzymać bólu.

Nowa fryzura Odette

    W każdym razie, ten rodzaj warkoczyko-dredów, który zrobiła sobie Odette, jest wyjątkowo ciężki. I stąd konieczność ulżenia sobie za pomocą koka. Gdy minie jakiś czas trzeba będzie znów pójść do fryzjera, porozcinać szwy i rozpuścić włosy. W ten sposób za dwa tygodnie Odette będzie miała jakby nową fryzurę. A za kolejne dwa znów pójdzie do salonu, żeby umyć włosy….

     No, to chyba wszystko, co wiem o afrykańskiej sztuce układania włosów. Ewentualne pytania proszę zgłaszać mejlowo lub w komentarzach, a ja zadam je Odette i koleżankom w pracy.

PS  zapomniałam jeszcze o jednym. Jeśli doczepiane są nie warkoczyki tylko proste włosy, to kok robi sie za pomocą specjalnego krążka z gąbki, wokół którego oplata się włosy. O takiego:

Te pocięte rajstopy to czepki do zakładania pod perukę

Teraz to już naprawdę wszystko J

6 komentarzy:

  1. Cóż tu komentować. Tak robią Ghańskie kobiety i wolno im. Europejki za to wszczepiają sobie silikonowe biusty, przyklejają sztuczne paznokcie, wstrzykują botoks... Co kraj to obyczaj. Chyba jednak te sztuczne fryzury są mniej szkodliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja ich bron Boże nie krytykuje. Zadziwilo mnie tylko i zaciekawilo, jak one to robią. I nieslychane jest to, ze dotyczy to właściwie wszystkich kobiet. A nawet małych dziewczynek. Mnie by się nie chciało 5h u fryzjera marnowac...

      Usuń
    2. Oczywiście, że procedura jest wręcz fascynująca. I godna podziwu jest cierpliwość mieszkanek Ghany. Jestem pewna, że mnie na taką nie byłoby stać. Dla mnie już pół godziny spędzone u fryzjera to dużo za dużo... Z drugiej jednak strony wiem, że są ludzie, którzy posiadają takie nieprzebrane pokłady cierpliwości. Nawet w Polsce spotkałam kiedyś człowieka, który hoduje dredy ( własne, nie przyszywane ) od kilku lat i cierpliwie spędza po kilka godzin u fryzjera, który mu te dredy od czasu do czasu porządkuje i " dokręca" nowe fragmenty. Cóż, chcącemu ponoć krzywda się nie dzieje...

      Usuń
  2. Rzeczywiście procedura wygląda na dość skomplikowaną, ale nie można powiedzieć, że czas spędzony na misternym układaniu takiej fryzury należy do zmarnowanych! Spójrz na to z drugiej strony - ile czasu codziennie zostaje zaoszczędzone, bo nie trzeba myć, układać, czesać i martwić się o to czy dobrze wygląda :) Jeśli dwa tygodnie trzyma się w niezmienionej formie, to chyba warto.
    Ale zaskoczyło mnie, że można nabyć perukę w kolorze blond, czy widziałaś w Ghanie jakąkolwiek "czarną blondynkę" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam. I blondynkę i rudą i niebieską nawet. Ale chyba czarne włosy wyglądają najlepiej. Choć może to kwestia przyzwyczajenia....

      Usuń
  3. Chciałam nieśmiało zauważyć, że krążek z gąbki do koka z niewarkoczykowanych włosów można też dostać w sklepie w Polsce i sama taki nabyłam :). Pociętych rajstop nie stosuję ;).
    Jak ten Bruno to zniósł?

    OdpowiedzUsuń