niedziela, 9 marca 2014

Poranek w Kalkucie


Spojrzałam  przez okno i przedzierające się przez poranną mgłę słońce przypomniało mi poranek sprzed kilku tygodni, który spędziłam spacerując po Kalkucie.



                Tamtego dnia wstaliśmy bladym  świtem, bo w przewodniku przeczytaliśmy, że na targ kwiatowy (było o nim wczoraj) trzeba iść przed siódmą rano. Informacja była chyba przesadzona, sprzedawcy kwiatów i po siódmej nie zbierali się do odejścia i zdaje się, że przez cały dzień na tym targu ruch jest równie intensywny – ostatecznie te kilometry kwietnych girland trzeba sprzedać póki są świeże, następnego dnia może być już za późno – ale nie ma tego złego…


dwa kilogramy byczków poproszę...



                Dzięki stawieniu się na targu o nieprzyzwoicie wczesnej porze, poszliśmy na spacer po Kalkucie, która o poranku jest zupełnie innym miastem niż po południu, gdy tonie w korkach i przeraźliwym hałasie.

poranna cisza i spokój
 
Tak, zdecydowanie Kalkut jest kilka, może nawet kilkanaście, ale żeby poznać wszystkie oblicza tego miejsca, trzeba tam pewnie spędzić nie trzy dni, a trzy tygodnie czy może nawet miesiące. Ale i mnie udało się zobaczyć niektóre twarze pani Kalkuty. Tę wieczorną, gdy strojna w świecącą biżuterię wygląda jak żywcem wyjęta z bollywoodzkiego filmu.

 
Naprawdę niesamowicie wyglądają te wąskie uliczki, które w dzień pełnią funkcje rzemieślniczo-targowe, 

 
 a wieczorem przemieniają się w rozświetloną aleję gwiazd.


Jak w tej starej piosence:

„Dziś rano twe dłonie dziewczęce, mieszały i wapno i piach,
Wieczorem olśnienie, w kwiecistej sukience,
Ładna jesteś jak, ładna jesteś jak…. ach”

Pamiętacie? Tamta piosenka jest warszawska, ale do wieczornej Kalkuty pasuje jak ulał.


              
  Natomiast Kalkuta poranna, to zupełnie inna sprawa. Nieśmiałe jeszcze promienie słońca, lekka mgiełka i zupełnie puste ulice.

sari już prawie suche
 
To znaczy można spotkać ludzi, którzy rozpoczynają dzień, myją się, rozstawiają stragany, wyciągają czajniki i garnki, z których za chwilę będzie buchać para gotującego się mleka, ale nie ma prawie w ogóle samochodów.

gdybyście zobaczyli tę ulicę kilka godzin później...
  Kilka godzin później ulice są kompletnie zakorkowane – autobusy, tramwaje, samochody, riksze motorowe, rowerowe i piesze –

 w oczekiwaniu na pasażerów
  ale rano jest zupełnie pusto i można bez lęku o życie stawać nawet na środku jezdni i robić zdjęcia wspaniałym budowlom, pamiętającym czasy, gdy Kalkuta była stolicą Indii Brytyjskich.


 urzędy, poczta, ministerstwa, dyrekcja kolei, wszystkie te instytucje mają swoje siedziby w monumentalnych pobrytyjskich budynkach
 
                W księgarni koło naszego hotelu kupiłam sobie książkę – taką powieść w starym stylu.

 
Akcja (niespiesznie) dzieje się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku w Kalkucie oczywiście. To takie czasy, gdy panie nosiły pod sukienkami halki, a mężczyźni wstawali, gdy  do pokoju weszła kobieta. Stare dobre czasy. Bardzo pasuje do nich poranna Kalkuta. Ten dyskretny urok, takt i wdzięk.
                Nie ma co, zaczarowało mnie to miasto…

1 komentarz:

  1. Chciałoby się pospacerować po Kalkucie, i wczesnym rankiem, i wieczorem...

    OdpowiedzUsuń