Pierwszym dźwiękiem, jaki
usłyszałam dziś rano było bębnienie kropel deszczu o parapet. No cóż, takie dni
zdarzają się. Nawet w Kalkucie.
Deszczowa
niedziela zaczęła się dość niewinnie, poranną mżawką i lekką mgiełką, która
miała rozwiać się zaraz po śniadaniu. Zupełnie zatem bez lęku szłam do
kościoła, w którym przez wiele lat pracowała Matka Teresa. To znaczy uczyła w
przykościelnej szkole. Dziś przed kościołem St. Mary stoi figurka jednej z
najsłynniejszych mieszkanek Kalkuty.
Wewnątrz zaś odbywają się nabożeństwa, jak
w każdym kościele katolickim. Chrześcijanie nie są co prawda najliczniejszą
grupą wyznaniową Indii, a jeszcze do tego dzielą się na wiele odłamów – w Kalkucie
widzieliśmy kościół syriacki i kilka protestanckich – ale na mszę o 7:15 rano nie
spóźniły się 92 osoby. Potem przestałam liczyć, ale ludzie przychodzili jeszcze
kilka minut po rozpoczęciu nabożeństwa, więc z pewnością było w sumie ponad sto
osób, co jak na tak wczesną porę jest chyba niezłym wynikiem. Sama msza była
zaskakująco podobna do naszej.
skromne, choć obszerne wnętrze kościoła St. Mary
Tych, którzy pamiętają moją wizytę w kościele
Bożego Ciała w Akrze i teraz też czekają na opis barwnych i egzotycznych
ceremonii, muszę rozczarować. W kościele w Kalkucie jest zupełnie identycznie
jak w polskich świątyniach. Jedyną rzeczą, która zwróciła moją uwagę, była
obecność na mszy kobiet z krótkimi włosami (to w Indiach ogromna rzadkość),
ubranych w zwykłe spódnice, sukienki i garsonki. Myślę sobie, że te starsze
panie, o wyglądzie niepozwalającym odgadnąć czy są Hinduskami czy Europejkami,
należą pewnie do ostatniego już pokolenia kolonizatorów. Może Angielki, a może pół
Brytyjki, pół Hinduski. Być może urodziły się w Kalkucie i tu spędziły całe
życie, a jednak nigdy nie przejęły miejscowych zwyczajów. Wyobraziłam sobie ich
popołudniowe herbatki, porcelanowe filiżanki w drobne różyczki i maślane ciasteczka,
które trzeba maczać w herbacie precyzyjnie i z uwagą – nie za długo, ale i nie
za krótko.
Rety,
znów nie trzymam tematu! Przecież miało
być nie o Angielkach tylko o albańskiej zakonnicy, Agnes Gonxha Bojaxhiu, którą
cały świat znał jako Matkę Teresę z Kalkuty. W mieście tym jest kilka
związanych z nią miejsc. Najważniejsze z nich to oczywiście – wciąż działający –
przytułek, w którym pracują nie tylko zakonnice, ale też wolontariusze z całego
świata.
schody prowadzące do pokoju Matki Teresy
Turyści zaś najczęściej odwiedzają miejsce, w którym Matka Teresa
mieszkała i w którym teraz znajduje się jej grób.
siostry bardzo dbają o porządek wokół grobu Matki Teresy
Duży biały grobowiec nie ma
żadnych ozdób, ale codziennie dekorowany jest świeżymi kwiatami. Wieczorem
siostry ze zgromadzenia Matki Teresy sprzątają starannie całe pomieszczenie, a
kwiaty wrzucają do koszyczka, stojącego na parapecie. Można je sobie wziąć na
pamiątkę. Oprócz tego, każdy odwiedzający grób Matki Teresy dostaje przy
wyjściu obrazek i medalik.
napis informuje, że można sobie kwiatki wziąć, ale nie należy kłaść ich z powrotem na grobie
Gdy
wyszłam z kościoła, okazało się, że poranna mżawka przerodziła się w również
poranny deszcz. Zwiedzanie w taką pogodę nie należy do przyjemności, ale
zdyscyplinowany turysta nie zważa na przeciwności losu i realizuje program
wycieczki. A zatem: w drogę!
A o
tym, dokąd poszliśmy w ten deszczowy dzień napiszę jutro, dobra? J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz