sobota, 15 marca 2014

Deszczowy poranek w Kalkucie


Pierwszym dźwiękiem, jaki usłyszałam dziś rano było bębnienie kropel deszczu o parapet. No cóż, takie dni zdarzają się. Nawet w Kalkucie.


   
           Deszczowa niedziela zaczęła się dość niewinnie, poranną mżawką i lekką mgiełką, która miała rozwiać się zaraz po śniadaniu. Zupełnie zatem bez lęku szłam do kościoła, w którym przez wiele lat pracowała Matka Teresa. To znaczy uczyła w przykościelnej szkole. Dziś przed kościołem St. Mary stoi figurka jednej z najsłynniejszych mieszkanek Kalkuty.
 
Wewnątrz zaś odbywają się nabożeństwa, jak w każdym kościele katolickim. Chrześcijanie nie są co prawda najliczniejszą grupą wyznaniową Indii, a jeszcze do tego dzielą się na wiele odłamów – w Kalkucie widzieliśmy kościół syriacki i kilka protestanckich – ale na mszę o 7:15 rano nie spóźniły się 92 osoby. Potem przestałam liczyć, ale ludzie przychodzili jeszcze kilka minut po rozpoczęciu nabożeństwa, więc z pewnością było w sumie ponad sto osób, co jak na tak wczesną porę jest chyba niezłym wynikiem. Sama msza była zaskakująco podobna do naszej.
skromne, choć obszerne wnętrze kościoła St. Mary
 Tych, którzy pamiętają moją wizytę w kościele Bożego Ciała w Akrze i teraz też czekają na opis barwnych i egzotycznych ceremonii, muszę rozczarować. W kościele w Kalkucie jest zupełnie identycznie jak w polskich świątyniach. Jedyną rzeczą, która zwróciła moją uwagę, była obecność na mszy kobiet z krótkimi włosami (to w Indiach ogromna rzadkość), ubranych w zwykłe spódnice, sukienki i garsonki. Myślę sobie, że te starsze panie, o wyglądzie niepozwalającym odgadnąć czy są Hinduskami czy Europejkami, należą pewnie do ostatniego już pokolenia kolonizatorów. Może Angielki, a może pół Brytyjki, pół Hinduski. Być może urodziły się w Kalkucie i tu spędziły całe życie, a jednak nigdy nie przejęły miejscowych zwyczajów. Wyobraziłam sobie ich popołudniowe herbatki, porcelanowe filiżanki w drobne różyczki i maślane ciasteczka, które trzeba maczać w herbacie precyzyjnie i z uwagą – nie za długo, ale i nie za krótko.

                Rety, znów nie trzymam tematu! Przecież  miało być nie o Angielkach tylko o albańskiej zakonnicy, Agnes Gonxha Bojaxhiu, którą cały świat znał jako Matkę Teresę z Kalkuty. W mieście tym jest kilka związanych z nią miejsc. Najważniejsze z nich to oczywiście – wciąż działający – przytułek, w którym pracują nie tylko zakonnice, ale też wolontariusze z całego świata.
schody prowadzące do pokoju Matki Teresy
 
Turyści zaś najczęściej odwiedzają miejsce, w którym Matka Teresa mieszkała i w którym teraz znajduje się jej grób.
siostry bardzo dbają o porządek wokół grobu Matki Teresy
 
Duży biały grobowiec nie ma żadnych ozdób, ale codziennie dekorowany jest świeżymi kwiatami. Wieczorem siostry ze zgromadzenia Matki Teresy sprzątają starannie całe pomieszczenie, a kwiaty wrzucają do koszyczka, stojącego na parapecie. Można je sobie wziąć na pamiątkę. Oprócz tego, każdy odwiedzający grób Matki Teresy dostaje przy wyjściu obrazek i medalik.

napis informuje, że można sobie kwiatki wziąć, ale nie należy kłaść ich z powrotem na grobie        
      
  Gdy wyszłam z kościoła, okazało się, że poranna mżawka przerodziła się w również poranny deszcz. Zwiedzanie w taką pogodę nie należy do przyjemności, ale zdyscyplinowany turysta nie zważa na przeciwności losu i realizuje program wycieczki. A zatem: w drogę!

                A o tym, dokąd poszliśmy w ten deszczowy dzień napiszę jutro, dobra? J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz