środa, 26 marca 2014

Jak uratowałam delfiny w Mekongu


To będzie taka krótka kambodżańska opowiastka z morałem. To znaczy historia jest najzupełniej moja, ale wydarzyła się w Kambodży. Do tego kraju jeździ się przede wszystkim, żeby oglądać wspaniałe świątynie Angkoru i my (koleżanka i ja) oczywiście też się tam najpierw udałyśmy.


 Ale potem postanowiłyśmy odwiedzić też inne rejony kraju. Zwiedzanie czegokolwiek w czasie pory deszczowej nie jest co prawda szczególnie łatwe, ale my nie zrażałyśmy się takimi drobiazgami jak na przykład to, że żeby się dostać do muzeum w Phnom Penh trzeba było iść po kolana w wodzie.
Phnom Penh w porze deszczowej
 
 
Dzielnie zaliczyłyśmy główne atrakcje stolicy Kambodży, a potem udałyśmy się nad Mekong, gdzie żyją rzeczne delfiny.
"basen miejski" na jednej z głównych ulic stolicy Kambodży
 

Najpierw jechałyśmy siedem godzin autobusem, w którym przez całą drogę wyświetlane były seriale teledyskowe. Piszę o tym, żebyście w pełni docenili trud jaki poniosłyśmy w celu obejrzenia rzecznych delfinów J

Po siedmiu godzinach dojechałyśmy do małego miasteczka, w którym nie ma absolutnie nic ciekawego i jedynym powodem, dla którego przyjeżdżają tu turyści są właśnie ssaki z Mekongu. Żeby dotrzeć do rzeki musiałyśmy jeszcze wynająć motocykl (z kierowcą) i jechać na nim kolejną godzinę. W końcu byłyśmy na miejscu. Mekong w porze deszczowej wygląda tak:



Pływałyśmy pomiędzy tymi wszystkimi drzewkami i krzaczkami, wypatrując z łódki upragnionych delfinów. W ciągu trwającego dwie godziny rejsu, wioślarz ze trzy razy zawołał:
- O, tam! Tam!

Na co my wytężałyśmy wzrok i przekonywałyśmy się nawzajem, że ta kropeczka na horyzoncie i to lekkie zawirowanie wody, gdzieś tam hen, to z pewnością delfin. A może nawet cała delfinia rodzina.
Gdy czas przeznaczony na zwiedzanie minął, znów wsiadłyśmy na siodełko motocykla, a o świcie złapałyśmy powrotny autobus do Phnom Penh (dla przypomnienia – siedem godzin z teledyskami karaoke).

W zasadzie należało by uznać tę wyprawę za nieudaną, gdyby nie to, co przeczytałam kilka miesięcy później w polskiej gazecie. Otóż napisane tam było, że delfiny z Mekongu – bardzo rzadki i stojący na skraju wyginięcia gatunek – będą ocalone. Do tej pory ich naturalne środowisko kurczyło się, bo miejscowi rolnicy osuszali tereny zalewowe, potrzebne im do uprawy roślin. Jednak ostatnio zauważyli, że bardziej niż produkcja ryżu opłacalna jest turystyka. Na ludziach przyjeżdżających z całego świata, żeby oglądać wyjątkowe zwierzęta  można zarobić znacznie więcej niż pracując na roli. Dlatego też miejscowi chłopi zaczęli dbać o delfiny i ich populacja rośnie.

o, to też Kambodża w porze deszczowej
 
Po tym artykule moja ocena wycieczki nad Mekong zmieniła się radykalnie. Teraz z dumą opowiadam wszystkim, że uratowałam rzeczne delfiny! Osobiście J

A morał? Każda podróż ma sens i jeśli zastanawiacie się – jechać czy nie jechać – zawsze trzeba jechać! A nuż znów uratuje się rzeczne delfiny…

 
a to na dowód, że słońce też czasem świeciło :)
 

1 komentarz: