czwartek, 15 grudnia 2022

Obiady czwartkowe

 Kiedy byłam pierwszy raz w Wietnamie, tak się zachwyciłam tamtejszymi daniami z krewetkami, że postanowiłam jeść je codziennie, żeby mi w końcu obrzydły i żebym w Polsce już nie miała ochoty na krewetki. Plan udało się zrealizować połowicznie. To znaczy, krewetki jadłam jak szalona, ale w ogóle nie chciały mi się znudzić. Podawane na przeróżne sposoby, zawsze pyszne, zaostrzały tylko apetyt na więcej.

restauracja w Sajgonie

Dlatego, jadąc tym razem, od razu zapowiedziałam wszystkim (i sobie), że będę jeść krewetki. Świadomy tego M/H powitał mnie takimi oto szaszłykami. 


Pamiętacie może, jak narzekałam na szaszłyk z krewetek w restauracji w Mindelo na Cabo Verde? Tym razem nie było żadnej ściemy, krewetek było mnóstwo, a wszystkie wielkie i pyszne.

Po tym dobrym początku, nastąpiły kolejne potrawy. W Polsce, ale też w wielu innych krajach, zamówienie dania z krewetkami wiąże się na ogół z dużym wydatkiem i rozczarowaniem, bo dostaje się talerz ze wszystkim, tylko nie z krewetkami. Dopiero pogłębione poszukiwania pozwalają ustalić, że są dwa, góra trzy malutkie różowe ogonki. Natomiast w Wietnamie, nie dość, że kosztują tyle samo, co jajka, warzywa czy kurczak, to jeszcze zawsze jest ich dużo.  O, na przykład tak wyglądał talerz panierowanych krewetek zamówiony na Starym Mieście w Hanoi.


W panierce zdarzały się krewetki jeszcze kilka razy. Czasem w zaskakującym towarzystwie.

krewetki z posypką ze skwarek

Krewetki znakomicie komponują się ze świeżymi wietnamskimi ziołami. Pewnie dlatego najlepszymi sajgonkami we wszechświecie były te, które w deszczowy dzień zjadłam w restauracji niedaleko rzeki w Tam Coc.

raz mi się nawet śniły...

Nawet pho najsmaczniejsze było właśnie takie z krewetkami 



i dużą ilością pachnotki, tajskiej bazylii i kolendry meksykańskiej (zwłaszcza ta ostatnia bardzo mi przypadła do gustu).

w ogóle bardzo polubiłam wietnamskie listki i gałązki

Dużo zieleniny było także w ryżowych naleśnikach z krewetkami. Podano je w zestawie z bardzo ważnym kuchennym instrumentem – nożyczkami. 


Żeby potrawę dało się jeść pałeczkami, musi być pocięta na dość małe kawałki. Najłatwiej zrobić to nożyczkami. Na ogół kucharze sami tną wszelkie placki, naleśniki i inne wielkoformatowe dania. 


Tym razem jednak miałam to zrobić sama.

Na koniec opowieści o krewetkach zostawiłam sobie słynne hoiańskie danie, czyli białą różę. Zapamiętałam ją z poprzedniej wizyty i tym razem bardzo pilnowałam, żeby jej broń Boże nie przeoczyć.

biała róża robiona przez mieszkanki starego domu, który można zwiedzać

  Tradycyjna biała róża to krewetka zawinięta w fantazyjnie uformowane ciasto ryżowe. 


Taka jest najlepsza. Ponieważ jednak świat się zmienia, a Wietnam podąża za tymi zmianami, białą różę w Hoi An można zjeść także w wersji wegańskiej. Też jest smaczna, ale oczywiście krewetek nie pobije.


Taaak, chyba wiem, co będzie dziś u mnie na kolację…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz