Kiedy byłam pierwszy raz w Wietnamie, tak się zachwyciłam tamtejszymi daniami z krewetkami, że postanowiłam jeść je codziennie, żeby mi w końcu obrzydły i żebym w Polsce już nie miała ochoty na krewetki. Plan udało się zrealizować połowicznie. To znaczy, krewetki jadłam jak szalona, ale w ogóle nie chciały mi się znudzić. Podawane na przeróżne sposoby, zawsze pyszne, zaostrzały tylko apetyt na więcej.
restauracja w Sajgonie |
Dlatego, jadąc tym razem, od razu zapowiedziałam wszystkim (i sobie), że będę jeść krewetki. Świadomy tego M/H powitał mnie takimi oto szaszłykami.
Pamiętacie może, jak narzekałam na szaszłyk z krewetek w restauracji w Mindelo na Cabo Verde? Tym razem nie było żadnej ściemy, krewetek było mnóstwo, a wszystkie wielkie i pyszne.
Po tym dobrym początku, nastąpiły kolejne potrawy. W Polsce,
ale też w wielu innych krajach, zamówienie dania z krewetkami wiąże się na ogół
z dużym wydatkiem i rozczarowaniem, bo dostaje się talerz ze wszystkim, tylko
nie z krewetkami. Dopiero pogłębione poszukiwania pozwalają ustalić, że są
dwa, góra trzy malutkie różowe ogonki. Natomiast w Wietnamie, nie dość, że
kosztują tyle samo, co jajka, warzywa czy kurczak, to jeszcze zawsze jest ich
dużo. O, na przykład tak wyglądał talerz
panierowanych krewetek zamówiony na Starym Mieście w Hanoi.
W panierce zdarzały się krewetki jeszcze kilka razy. Czasem w zaskakującym towarzystwie.
krewetki z posypką ze skwarek |
Krewetki znakomicie komponują się ze świeżymi wietnamskimi ziołami. Pewnie dlatego najlepszymi sajgonkami we wszechświecie były te, które w deszczowy dzień zjadłam w restauracji niedaleko rzeki w Tam Coc.
raz mi się nawet śniły... |
Nawet pho najsmaczniejsze było właśnie takie z krewetkami
i dużą ilością pachnotki, tajskiej bazylii i kolendry meksykańskiej (zwłaszcza ta ostatnia bardzo mi przypadła do gustu).
w ogóle bardzo polubiłam wietnamskie listki i gałązki |
Dużo zieleniny było także w ryżowych naleśnikach z krewetkami. Podano je w zestawie z bardzo ważnym kuchennym instrumentem – nożyczkami.
Żeby potrawę dało się jeść pałeczkami, musi być pocięta na dość małe kawałki. Najłatwiej zrobić to nożyczkami. Na ogół kucharze sami tną wszelkie placki, naleśniki i inne wielkoformatowe dania.
Tym razem jednak miałam to zrobić sama.
Na koniec opowieści o krewetkach zostawiłam sobie słynne hoiańskie danie, czyli białą różę. Zapamiętałam ją z poprzedniej wizyty i tym razem bardzo pilnowałam, żeby jej broń Boże nie przeoczyć.
biała róża robiona przez mieszkanki starego domu, który można zwiedzać |
Tradycyjna biała róża to krewetka zawinięta w fantazyjnie uformowane ciasto ryżowe.
Taka jest najlepsza. Ponieważ jednak świat się zmienia, a Wietnam podąża za tymi zmianami, białą różę w Hoi An można zjeść także w wersji wegańskiej. Też jest smaczna, ale oczywiście krewetek nie pobije.
Taaak, chyba wiem, co będzie dziś u mnie na kolację…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz