sobota, 10 grudnia 2022

Miasta Wietnamu - Hanoi

 Trzecim odwiedzonym przeze mnie dużym wietnamskim miastem było Hanoi. Nie mam jakoś szczęścia do tego miejsca. Gdy przyjechałam tam pierwszy raz, mniej więcej piętnaście lat temu, przez trzy dni lało bez przerwy. Akurat przez tę część kraju przechodził tajfun o wdzięcznym imieniu Damrey i jakakolwiek aktywność turystyczna była niemożliwa.

tak to z grubsza wyglądało

Głównym wspomnieniem z tego pobytu jest pragnienie suchości, które objawiało się u mnie nawet w niechęci do zup i jedzeniu wyłącznie suchych dań.


Tym razem deszcz padał w Hanoi umiarkowanie, ale za to nie wystarczyło czasu, żeby się porządnie rozejrzeć. Dwa tygodnie w Wietnamie to bardzo mało i stanowczo nie da się zobaczyć wszystkiego. Z czegoś trzeba było zrezygnować i padło na Hanoi, bo duże miasta są mniej pociągające niż rozmaite inne wietnamskie atrakcje. Spędziłam więc w stolicy tylko dwa wieczory. 


Ale mimo okrojonego czasu udało mi się z wielkomiejskiego chaosu wyłuskać kilka przyjemnych miejsc.


Jednym z nich jest wyspa na jeziorze Hoan Kiem, czyli Zwróconego Miecza. Jak głosi legenda, w XV wieku, gdy Wietnam zajęli Chińczycy, żyjący w tym jeziorze żółw podarował generałowi Le Loi magiczny miecz. Z jego pomocą udało się wypędzić z kraju okupantów. A gdy nastał już pokój, żółw zażądał zwrotu miecza, aby uniemożliwić wywoływanie kolejnych wojen. Podobno potomkowie tego żółwia wciąż żyją w wodach jeziora.

na Jeziorze Zwróconego Miecza znajduje się wyspa ze Świątynią Nefrytowej Góry,
do której prowadzi Most Wschodzącego Słońca

Nie widziałam żadnego z nich, ale i tak podobało mi się nad jeziorem. A przede wszystkim na wyspie, o której zaczęłam już pisać. Idzie się na nią czerwonym Mostem Wschodzącego Słońca. 

wejście na most

A na samej wyspie można posiedzieć wśród różnokolorowych bugenwilli 


i owocujących kuleczkami fikusów benjamina 


albo zwiedzić Świątynię Nefrytowej Góry. Od samych tych nazw można poczuć się jak w bajce, prawda? A gdy wejdzie się do świątyni, wrażenie to jeszcze się wzmacnia. 



Zwłaszcza dla niezwiązanej religijnie ze świątynią osoby, która nic z tego wszystkiego nie rozumie i która setny już raz wyrzuca sobie, że nie zdobyła przed wyjazdem choćby podstaw stosownej wiedzy. Chodzi taka osoba, patrzy, dziwuje się i nic nie rozumie. No ale nic, następnym razem będzie lepiej.


A na razie pokażę Wam inne miłe miejsca wietnamskiej stolicy. Tamtejsze Old Quarter nie przypomina naszych europejskich starówek. 


Jest to po prostu sieć 76 ulic, które kiedyś zamieszkiwane były przez najróżniejsze cechy rzemieślnicze.

niektóre stare domy można zwiedzać

 Dziś specjalizacje ulic zatarły się, ale wciąż widać, że w jednej okolicy pracują fachowcy branży funeralnej a w innej krawcy. 


Najbardziej zaś widać ulice restauratorów. Być może w dni powszednie jest na nich nieco spokojniej, ale w piątkowy wieczór naprawdę się tam dzieje. 

skrzyżowanie gastronomiczne

Restauracje nie dość, że stykają się ze sobą bokami, to jeszcze wypływają tak daleko na ulicę, że łączą się też frontami i zdezorientowany turysta nie jest w stanie stwierdzić, w którym lokalu się znajduje.


Siedzi więc grzecznie na malutkim stołeczku i czeka, aż kelnerzy sami zdecydują, do kogo przynależy. Na szczęście obsługa jest szybka i sprawna i już po chwili turysta ma przed sobą stos krewetek i zimne piwo, dzięki czemu świat staje się piękniejszy, a Hanoi zyskuje kilka punktów.


I w ogólnym podsumowaniu zaczyna zajmować całkiem przyzwoite miejsce. Oraz obietnicę, że następnym razem poświęcę mu więcej czasu. Czego i Wam życzę! 😊

jeszcze Wam pokażę, gdzie mieszkałam - przechodziło się przez galerię,
szło schodkami do góry, potem windą jeszcze bardziej do góry
i już było się w malutkim, ale miłym pokoiku

a, w Hanoi widziałam też katedrę, ale tylko z zewnątrz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz