piątek, 23 grudnia 2022

Hoi An - miasto najpiękniejsze

 Pośród rozlicznych atrakcji Wietnamu niewątpliwą perłą w koronie jest Hoi An. To niewielkie miasto leżące około 30 kilometrów od Da Nang nawet pełne turystów, ma czar i wdzięk.


Hoi An było niegdyś ważnym portem Morza Południowochińskiego. W XVI wieku mieszkali tu kupcy zarówno ze Wschodu, jak i z Zachodu.  A skoro mieszkali to i budowali – domy, 


świątynie, 


mosty. 

kryty most japoński

którego budowę rozpoczęto w roku małpy

Wiele z dawnej architektury zachowało się do dziś, dzięki czemu miasto ma bogatą ofertę turystyczną.


 Choć niewiele brakowało, by stare drewniane domy kupców japońskich czy portugalskich zastąpiły szklano-stalowe wieżowce. Taka groźba zawisła nad miastem gdzieś na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.


Szczęśliwie dla Hoi An i dla nas wszystkich, do akcji wkroczył polski architekt i konserwator zabytków, Kazimierz Kwiatkowski. Od końca wojny wietnamskiej kierował Polsko-Wietnamską Misją Konserwacji Zabytków. Odminowywał, 

w kompleksie świątynnym My Son ogląda się nie tylko zabytki, ale też leje po bombach.
A schodzenie z wytyczonych ścieżek jest odradzane

porządkował, zabezpieczał, ratował a nawet odkrywał – w jednej ze świątyń, które konserwował, znalazł bardzo zabytkowe i bardzo złote naczynia ofiarne. Głównym terenem jego pracy był kompleks hinduistycznych świątyń My Son. 

niecała godzina drogi z Hoi An

Kiedyś jednak wybrał się na plażę w okolicach Hoi An i stwierdził, że to miasteczko pełne zapomnianych i zagrzybiałych domów warte jest bliższego zainteresowania.

Hoi An odwdzięczyło mu się pomnikiem (fot. D. Skolnik)

Udało mu się przekonać, kogo trzeba, że warto zainwestować w remonty i renowacje. Dzięki staraniom pana Kwiatkowskiego Hoi An rozkwitło tak bardzo, że w 1999 roku zostało wpisane na listę UNESCO.

W 2022 roku miasto przyciąga, a potem nie chce puścić – kilka spędzonych tam dni pozostawia w człowieku głównie niedosyt.


Hoi An nie jest miejscem wymagającym. Nie ma tam żadnego Luwru czy innego British Museum, które obowiązkowo trzeba odwiedzić, poświęcając na to długie godziny. W Hoi An można sobie po prostu spacerować, od czasu do czasu zaglądając do starych kupieckich domów

patio starego kupieckiego domu

 i świątyń. 


Zwiedzanie miasta polega na tym, że kupuje się bilet uprawniający do obejrzenia pięciu spośród 23 miejskich atrakcji. Chodzi się więc po ulicach 

można też jeździć rowerem,
ale według mnie lepiej zostawić to na wycieczkę podmiejską,
na Starym Mieście jest stanowczo zbyt tłoczno

i jak się ma ochotę, to odwiedza daną atrakcję, 

w tej świątyni można zapisać na kartce swoją prośbę i zapalić w jej intencji gigantyczne kadzidło

a jak nie, to idzie się dalej. A po drodze można zjeść sobie jakąś niebanalną przekąskę, 

na bazarze jest wszystko - artykuły spożywcze, pamiątki i ubrania

kupić coś ładnego 

wietnamska ceramika jest bardzo ładna, ale okropnie ciężka

albo posiedzieć przy wietnamskiej kawie i popatrzeć na świat.

na dole jest warstwa słodkiego mleka skondensowanego,
na które powoli kapią kropelki kawy o lekkim aromacie czekolady

Bilet nie jest potrzebny do wizyty w Muzeum Folkloru, 

wytwarzanie lampionów było od dawna ważnym zajęciem hoiańczyków

w którym można napić się herbaty z lotosu 


ani do podziwiania największej atrakcji Hoi An, czyli kolorowych lampionów na rzece Thu Bon.

(fot. D. Skolnik)

 Lampiony są bardzo ważnym elementem tradycji tego miasta i w wielu miejscach spotyka się sklepy i warsztaty zajmujące się ich wyrobem. Oferowane są także kursy robienia lampionów. Jednak to wszystko blednie w obliczu wieczornej obecności kolorowych świetlnych kul.

jeszcze widno, wioślarze dopiero przygotowują łódki



Na rzekę wypływają wtedy niewielkie łódki przystrojone lampionami, restauracje i sklepy kuszą klientów świecącymi dekoracjami, 


a na nocnym targu rozstawiają się specjalne dekoracje do robienia sobie zdjęć. 


Świeczki, które można puścić na wodę w papierowych osłonkach, oferują chodzące wzdłuż nabrzeża starsze panie.

(fot. D. Skolnik)

Wszystko to razem sprawia, że Hoi An wieczorem traci cechy realnego miasta i staje się miejscem bajkowym. A rozsądny i odpowiedzialny dorosły człowiek zmienia się w dziecko, które za nic nie chce iść spać i mogłoby całą noc spacerować nad rzeką i patrzeć i patrzeć i patrzeć…


w dzień też jest ładnie, ale bardziej realnie





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz