Pośród rozlicznych atrakcji Wietnamu niewątpliwą perłą w koronie jest Hoi An. To niewielkie miasto leżące około 30 kilometrów od Da Nang nawet pełne turystów, ma czar i wdzięk.
Hoi An było niegdyś ważnym portem Morza Południowochińskiego. W XVI wieku mieszkali tu kupcy zarówno ze Wschodu, jak i z Zachodu. A skoro mieszkali to i budowali – domy,
świątynie,
mosty.
kryty most japoński |
![]() |
którego budowę rozpoczęto w roku małpy |
Wiele z dawnej architektury zachowało się do dziś, dzięki czemu miasto ma bogatą ofertę turystyczną.
Choć niewiele brakowało, by stare drewniane domy kupców japońskich czy portugalskich zastąpiły szklano-stalowe wieżowce. Taka groźba zawisła nad miastem gdzieś na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.
Szczęśliwie dla Hoi An i dla nas wszystkich, do akcji wkroczył polski architekt i konserwator zabytków, Kazimierz Kwiatkowski. Od końca wojny wietnamskiej kierował Polsko-Wietnamską Misją Konserwacji Zabytków. Odminowywał,
![]() |
w kompleksie świątynnym My Son ogląda się nie tylko zabytki, ale też leje po bombach. A schodzenie z wytyczonych ścieżek jest odradzane |
porządkował, zabezpieczał, ratował a nawet odkrywał – w jednej ze świątyń, które konserwował, znalazł bardzo zabytkowe i bardzo złote naczynia ofiarne. Głównym terenem jego pracy był kompleks hinduistycznych świątyń My Son.
![]() |
niecała godzina drogi z Hoi An |
Kiedyś jednak wybrał się na plażę w okolicach Hoi An i stwierdził, że to miasteczko pełne zapomnianych i zagrzybiałych domów warte jest bliższego zainteresowania.
![]() |
Hoi An odwdzięczyło mu się pomnikiem (fot. D. Skolnik) |
Udało mu się przekonać, kogo trzeba, że warto zainwestować w remonty i renowacje. Dzięki staraniom pana Kwiatkowskiego Hoi An rozkwitło tak bardzo, że w 1999 roku zostało wpisane na listę UNESCO.
W 2022 roku miasto przyciąga, a potem nie chce puścić – kilka
spędzonych tam dni pozostawia w człowieku głównie niedosyt.
Hoi An nie jest miejscem wymagającym. Nie ma tam żadnego Luwru czy innego British Museum, które obowiązkowo trzeba odwiedzić, poświęcając na to długie godziny. W Hoi An można sobie po prostu spacerować, od czasu do czasu zaglądając do starych kupieckich domów
![]() |
patio starego kupieckiego domu |
i świątyń.
Zwiedzanie miasta polega na tym, że kupuje się bilet uprawniający do obejrzenia pięciu spośród 23 miejskich atrakcji. Chodzi się więc po ulicach
![]() |
można też jeździć rowerem, ale według mnie lepiej zostawić to na wycieczkę podmiejską, na Starym Mieście jest stanowczo zbyt tłoczno |
i jak się ma ochotę, to odwiedza daną atrakcję,
![]() |
w tej świątyni można zapisać na kartce swoją prośbę i zapalić w jej intencji gigantyczne kadzidło |
a jak nie, to idzie się dalej. A po drodze można zjeść sobie jakąś niebanalną przekąskę,
![]() |
na bazarze jest wszystko - artykuły spożywcze, pamiątki i ubrania |
kupić coś ładnego
![]() |
wietnamska ceramika jest bardzo ładna, ale okropnie ciężka |
albo posiedzieć przy wietnamskiej kawie i popatrzeć na świat.
![]() |
na dole jest warstwa słodkiego mleka skondensowanego, na które powoli kapią kropelki kawy o lekkim aromacie czekolady |
Bilet nie jest potrzebny do wizyty w Muzeum Folkloru,
wytwarzanie lampionów było od dawna ważnym zajęciem hoiańczyków |
w którym można napić się herbaty z lotosu
ani do podziwiania największej atrakcji Hoi An, czyli kolorowych lampionów na rzece Thu Bon.
![]() |
(fot. D. Skolnik) |
Lampiony są bardzo ważnym elementem tradycji tego miasta i w wielu miejscach spotyka się sklepy i warsztaty zajmujące się ich wyrobem. Oferowane są także kursy robienia lampionów. Jednak to wszystko blednie w obliczu wieczornej obecności kolorowych świetlnych kul.
![]() |
jeszcze widno, wioślarze dopiero przygotowują łódki |
Na rzekę wypływają wtedy niewielkie łódki przystrojone lampionami, restauracje i sklepy kuszą klientów świecącymi dekoracjami,
a na nocnym targu rozstawiają się specjalne dekoracje do robienia sobie zdjęć.
Świeczki, które można puścić na wodę w papierowych osłonkach, oferują chodzące wzdłuż nabrzeża starsze panie.
![]() |
(fot. D. Skolnik) |
Wszystko to razem sprawia, że Hoi An wieczorem traci cechy realnego miasta i staje się miejscem bajkowym. A rozsądny i odpowiedzialny dorosły człowiek zmienia się w dziecko, które za nic nie chce iść spać i mogłoby całą noc spacerować nad rzeką i patrzeć i patrzeć i patrzeć…
![]() |
w dzień też jest ładnie, ale bardziej realnie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz