środa, 8 kwietnia 2020

KrajKuchnia - Dżibuti


W moim wyobrażeniu Dżibuti to nie kraj, a meta z alkoholem. Zapewne to bardzo nieprawdziwe i krzywdzące, ale tak mi się wdrukowało. 

ciekawe, czy i kiedy uda mi się pojechać do Dżibuti...

To znaczy, w Dżibuti nigdy nie byłam, ale podczas wakacji spędzonych w Jemenie (w przedwojennym czasie oczywiście), czyli kraju oddzielonym od Dżibuti jedynie wodami cieśniny Bab al-Mandab, bez przerwy słyszałam opowieści o imprezach, na których królował bimber przemycany w ogromnych ilościach właśnie z maleńkiego Dżibuti. W przestrzegającym surowych zasad islamu Jemenie, taki nielegalny bimber był jedynym dostępnym (dość powszechnie) alkoholem.

Na chwilę zawiesiłam się nad klawiaturą, bo myśl o Jemenie nieodmiennie powoduje kłucie w okolicach mostka i wywołuje to strasznie wściekające poczucie absolutnej bezsilności. Taki wspaniały kraj, z takimi cudownymi ludźmi…

każde zdjęcie z Jemenu to jak scena z baśni

No dobra, nie o Jemenie miało być, tylko o Dżibuti, a dokładnie o kuchni tego kraju. Kuchni, która, jak sądzę, jest afrykańsko-arabską mieszanką. I przepis na takie danie udało mi się znaleźć.
Zgadnijcie, jaki jest jego główny składnik? Oczywiście, czerwona fasola! Oprócz niej potrzebne są jeszcze pomidory, czerwona cebula, czosnek i ostra papryka.


Instrukcji wykonania dania udzielała mi Dżibutyjka, pani Faisa, na swoim kanale na YouTube. Mówiła w niezrozumiałym dla mnie dialekcie, ale na ekranie było wszystko widać, więc powinno być ok.

Tak więc, zgodnie z zaleceniem, najpierw przygotowałam pastę fasolową. To znaczy namoczoną przez noc fasolę ugotowałam do miękkości i zmiksowałam razem z wodą, uzyskując coś o gęstości ciasta naleśnikowego.


 I to coś wlałam na patelnię, na której wcześniej już podsmażyłam cebulę z czosnkiem i papryką.


Całość trzymałam na małym ogniu, aż zgęstniało i nabrało cech bardziej pasty niż zupy.
Doprawiłam jeszcze solą i posypałam kolendrą – ale to już z własnej inicjatywy, tak dla koloru.


Wyszedł bardzo dobry dżibutyjski ful. Na tyle smaczny, że nawet nie narzekałam na czerwoną fasolę.

I tak dotarliśmy do końca kolejnego etapu KrajKuchni. Następnym razem spotkamy się z pierwszym krajem na literę E. Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz