To będzie już ostatni rozdział opowieści o Japonii.
Zasiedziałam się trochę w tym kraju, a przecież świat jest wielki i tyle w nim
fascynujących miejsc wciąż jeszcze czekających na odkrycie. Moje myśli zaczynają zatem odpływać ku kolejnym
wyprawom, ale na pożegnanie jeszcze raz przejrzałam zdjęcia i wybrałam to, co
wydaje mi się ciekawe, a do tej pory nie zostało wspomniane.
Na początek może salony gry Pachinko.
To że istnieją
miejsca, w których gra się na automatach, nie jest oczywiście dziwne, ale już to
ile takich salonów jest, jak są duże i kto się w nich bawi wydało mi się zaskakujące.
Sami popatrzcie - pomieszczenie o powierzchni supermarketu i do tego trzypiętrowe.
I choć pewnie przesadą byłoby stwierdzenie, że takie same są na każdym rogu,
ale tak co dwa, trzy rogi to na pewno. Raz z ciekawości zajrzałam do wnętrza.
Spodziewałam się zobaczyć tam nastoletnich pryszczatych chłopaków, a tymczasem:
Młodzieńców nie było, bo pewnie właśnie oddawali się
innej ulubionej przez Japończyków czynności – czytaniu komiksów.
nawet modlitwy ozdabia się podobiznami postaci z komiksów
Umiłowanie tego typu lektur można zauważyć i w komunikacji miejskiej i w parkach,
ale przede wszystkim w wielkich centrach handlowych z używanymi rzeczami. U nas
wszelakie lumpeksy, szmateksy czy ciucholandy też cieszą się popularnością, ale
gdyby tak te polskie ustawić koło japońskich, to nasze musiałyby się spalić ze
wstydu. Chodzi nie tylko o wielkość i bogactwo asortymentu, ale przede
wszystkim o jego jakość. Każda rzecz, która jest wystawiona do sprzedania
wygląda jakby wyszła dopiero co z fabryki. Zespół pracowników ogląda
starannie wszystkie produkty, reperuje je, myje i szoruje. Podobno nawet mają
specjalne szlifierki, które delikatnie ścinają podniszczone krawędzie kartek w
książkach, tak żeby nie dało się
odróżnić egzemplarza używanego od nowego. Tego na własne oczy nie widziałam,
ale oglądanie, polerowanie i naprawianie tak.
Zdaje się, że trochę odeszłam od tematu, a chciałam przecież
opowiedzieć o komiksach, które są namiętnie czytane między innymi w sklepach z
używanymi rzeczami. W naszych empikach też wiele osób czyta, ale na ogół
znajdują sobie gdzieś miejsce w kąciku, siadają na sklepowej kanapie czy stołeczku
i oddają się lekturze w wygodnej pozycji. A Japończycy robią to tak:
Przyglądałam się tym chłopakom dłuższą chwilę, byli tak zaczytani, że w
ogóle nie zwracali na mnie uwagi, więc pozwoliłam sobie na wyciągnięcie aparatu
i zrobienie zdjęcia.
W ogóle muszę stwierdzić, że często mi się zdarzało
fotografowanie w sklepach. W spożywczych na ogół robiłam zdjęcie po to, żeby
spytać M. - co to jest u licha?! W domach
towarowych zaś wynajdowałam różne dziwne lub zabawne produkty i cykałam im
fotki, żeby teraz móc je Wam pokazać.
O, na przykład, kto wie co to jest? (odpowiedź na dole strony w PS)
Zaciekawiły mnie też zamknięte w słoikach ogródki. Nawet
mieszkając na dziesięciu metrach kwadratowych, można mieć swój kawałek zieleni.
Maleńki i za szkłem, ale zawsze lepiej niż nic.
Skoro już jesteśmy przy braku miejsca, to pokażę Wam jeszcze
coś, co mi się spodobało i zadziwiło. No bo powiedzcie mi – jak ten samochód z
góry wydostaje się na ulicę, gdy pod nim zaparkował ktoś inny?
wiele przyblokowych parkingów wygląda w ten sposób
a takie są miejsca dla rowerów przy supermarketach
Przeglądając zdjęcia, co chwilę coś sobie przypominam i
chyba mogłabym w nieskończoność pisać o japońskiej pomysłowości i dziwności.
Chyba jednak lepiej zachować umiar i pozwolić Wam samodzielnie odkrywać Kraj
Kwitnącej Wiśni.
Pojedzcie tam koniecznie i napiszcie, jak było. A tymczasem –
sayonara Japonio!
są to przyrządy do akupresury
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz