czwartek, 30 listopada 2017

Obiady czwartkowe

Dziś postanowiłam podzielić się z Wami tym, co zanotowałam w pewien gorący malezyjski dzień, siedząc w nadmiernie klimatyzowanej kawiarni jednego z kualalumpurskich centrów handlowych.



Uwaga, tekst zawiera fragmenty trudne do zaakceptowania dla konserwatywnych wielbicieli ciasta drożdżowego i babki piaskowej.

dla konserwatystów wata cukrowa. Po malezyjsku :)

Z miski sterczy góra pokruszonego lodu polana sosem karmelowym.
- W upalny dzień idealne orzeźwienie – myślę sobie i zaczynam drążyć tunel w lodowej górze. Jedna łyżka, druga. 

z lewej herbata, z prawej cendol

Przy trzeciej okazuje się, że dokopałam się do skarbu. Bo cendol – bardzo popularny malezyjski deser – to nie tylko lód i sos. We wnętrzu skrywa przedziwną mieszaninę zielonego makaronu, czerwonej fasoli i białej skorupy, której nie udało mi się zidentyfikować.


Desery z mrożonego makaronu miałam już okazję próbować w Iranie, poza tym makaron pasuje do wszystkiego i jego obecność w żadnej potrawie mnie nie dziwi. Ale fasola??
Danie było bardzo zimne i smaku właściwie się nie czuło, a kolorystycznie czerwone ziarenka ładnie kontrastowały z zielonymi nitkami i białą skorupą, więc może takie właśnie było ich zadanie – dodatek estetyczny.

Malezyjczycy lubią kolorowe jedzenie


Jednak choć ogólnie cendol nie jest zły, to mam wrażenie, że tym razem Malezyjczycy chyba trochę przesadzili. 

to już wolę bubur cha-cha, czyli różową zimną zupę z batatami i żelkami :)

2 komentarze: