czwartek, 16 listopada 2017

Obiady czwartkowe

Jedni podczas pobytu w Grecji są skłonni dopłacić, żeby mieć dostęp do „strefy polskiej”, drudzy w obcym kraju chcą doświadczyć jak najwięcej nowego, nieznanego, zadziwiającego. Ja stanowczo należę do tych drugich. Dlatego z radością przyjęłam ofertę kulinarną Malezji.  

mój pierwszy obiad w Malezji - oprócz stworzeń morskich były tam też skwareczki :)

Dawno już nie miałam do czynienia z tak zaskakującymi daniami. O, nawet teraz, przerwałam pisanie, bo dwóch chłopców z miejscowej uczelni chciało przeprowadzić ze mną ankietę na temat pewnego dania. Okazało się niestety, że jeszcze tego nie próbowałam i nie mogłam odpowiedzieć na żadne ankietowe pytanie. Wstyd! Jak tylko odpocznę nieco po pysznym makaronie po singapursku, który właśnie zjadłam, 

wszystkie potrawy mające w nazwie "singapurski" były pyszne

natychmiast muszę spróbować tego pusu…coś tam.

zdaje się, że chodziło im o taki typ dania, które klient sam sobie komponuje 

Na razie jestem zbyt wypełniona makaronem (bo porcje tu nakładają solidne), więc pozwolę organizmowi zająć się trawieniem i w tym czasie opiszę Wam danie, które jadłam kilka godzin temu, a które należy do najdziwniejszych zjedzonych przeze mnie potraw.

danie jadłam po drodze z tej świątyni

po tym, jak u tego pana opróżniłam świeżego kokosa (można też było napić się soku z trzciny cukrowej - na zdjęciu widać jak się go wyciska)

i jak tu kupiłam sobie słodkie ciasteczko z solonym jajkiem

Nazywa się rojak i sprzedawane jest z ulicznych straganów i stoisk na kółkach.


Na pierwszy rzut oka wygląda dość banalnie – na plastikowej tacce leżą sobie pokrojone w cząstki jabłka, ananasy i inne owoce. Ale niech Was nie zwiedzie ten nudny widok – prawdziwy rojak dopiero się zaczyna!


Wesoły pan, u którego kupiłam danie, najpierw puścił do mnie oko i pokazał zdjęcia z europejskimi turystami, którzy się u niego stołowali, a potem wziął się do roboty. Do jabłek i ananasów dorzucił kilka kawałków kałamarnicy, tofu i czegoś, co według mnie wyglądało jak ośmiornica w karmelu (a czym było w rzeczywistości – Bóg raczy wiedzieć). Następnie polał wszystko gęstym słodkim sosem sojowym (kecap manis) i ostrym sosem chili, posypał pokruszonymi orzeszkami ziemnymi oraz suszonymi krewetkami.
Nieźle, co? Pan był z siebie bardzo zadowolony, co widać na zdjęciu:


Ja początkowo czułam się lekko oszołomiona, ale gdy spróbowałam rojaka, moja radość dorównała zadowoleniu sprzedawcy.

Rojak to naprawdę świetne danie. Raczej trudno je zrobić w domu (te karmelizowane ośmiornice…), ale gdyby ktoś chciał Was poczęstować – jedzcie bez wahania!

a wszystko to pisałam, patrząc na statki zawijające do portu w George Town

4 komentarze:

  1. Ja niestety nie lubię próbować dań z innych państw. Jakoś kuchnia polska tylko do mnie przemawia :/ Niestety zwykle mało dan mi smakuje. Mój Mąż za to próbuje wszystkiego, nie zawsze jest zachwycony, ale różnorodności smaków sobie nie odmawia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie lubię owoców morza i nawet widok mnie nie zachęca, ale ciekawostka jest.

    OdpowiedzUsuń