poniedziałek, 20 listopada 2017

Kuala Lumpur - odsłona pierwsza

Do Kuala Lumpur przejeżdżałam trzy razy, na dzień lub dwa. Za mało, żeby poznać miasto, ale wystarczająco, by zauważyć, jak skomplikowany i złożony jest to twór. 

na samej górze ludzkie mieszkania, piętro niżej jedzie pociąg kolei miejskiej, pod nim widać korytarz dla pieszych, a najniżej jest ulica dla samochodów

Podczas tych trzech wizyt poznałam (niestety jedynie bardzo powierzchownie) trzy różne Kuala Lumpury.
Pierwsze to nowoczesne miasto za szkła, stali i betonu. Ogromne – i wysokością i szerokością – budynki, które zapewniają cień nawet w bardzo słoneczny dzień (w Malezji to akurat zaleta), ale też swoim ogromem przytłaczają zwykłego pojedynczego człowieka. Podwójnego pewnie też.


Najważniejszym celebrytą stołecznych wieżowców jest, a właściwie są, wieże Petronas. Niegdyś najwyższe budynki świata (do 2004 roku, kiedy to palmę pierwszeństwa przejęła wieża w Dubaju), robią naprawdę ogromne wrażenie. 

łącznik pomiędzy wieżami znajduje się na pietrach nr 41 i 42

Co prawda, kiedy wyszłam ze stacji SKM uznałam, że zostałam zrobiona w balona – wielka wieża jest tylko jedna, drugi to całkiem zwykły, malutki właściwie wieżowiec.

no dobra, może nie taki znów malutki, ale jednak sporo niższy od Petronasu

Na szczęście nie zniechęciłam się tak od razu i postanowiłam obejść symbol Kuala Lumpur dookoła. No i odkryłam, że jednak wieże są dwie, zupełnie takie same siostry bliźniaczki, tylko tak się ustawiły, ze jedna zupełnie zasłoniła mi drugą.


W ogóle okazało się, że wieże i ich otoczenie to bardzo przyjemne miejsce i spędziłam tam znacznie więcej czasu niż pierwotnie planowałam. 


Przed wieżami znajduje się bowiem ładny park z fontannami, egzotycznymi roślinami


 i basenem z wodospadem, z którego z radością korzystają dzieci.



A po zmroku co pół godziny fontanny dają pokaz tańca do muzyki klasycznej. 


Jej dźwięki mieszają się czasem z nawoływaniem muezina z jakiegoś niewidocznego meczetu, ale to wcale nie przeszkadza, przeciwnie, czyni pokaz bardziej interesującym i egzotycznym.


Petronasy są największe i najważniejsze, ale niebotyków jest w Kuala Lumpur znacznie więcej. Sporo jest także budowli o znośnej wysokości, za to rozbudowanych wszerz (lub wzdłuż) i przytłaczających swoją masywnością.


Mieszczą się w nich biura oraz centra handlowe, których jest w Kuala Lumpur zatrzęsienie.
W Polsce raczej takich miejsc unikam, ale w przeraźliwie gorącym i wilgotnym malezyjskim klimacie, po kilkugodzinnym spacerze, kawa w chłodnej sieciowej kawiarni potrafi uratować życie i przywrócić przegrzanemu turyście zdrowe zmysły.

występy muzyków przed jednym z wielu centrów handlowych

Co prawda espresso kosztuje tu tyle co cały obiad w chińskiej jadłodajni, ale wciąż jest to cena kawy w warszawskich kawiarniach, więc sobie pozwalałam.
- Pamiętaj, niczego sobie nie odmawiaj – pożegnała mnie przed wyjazdem G. Mówi mi to tradycyjnie przed każdą podróżą, ale tym razem posłuchałam jej jak nigdy i nie odmawiałam sobie tych kaw. I odpoczynku w klimatyzowanych pomieszczeniach, za co właściwie byłam skłonna zapłacić więcej niż za kawę.

centrum handlu pamiątkami i rękodziełem

Pół godziny w temperaturze 20°C czyni cuda i co prawda po wyjściu przez chwilę nie można robić zdjęć, bo zszokowany obiektyw aparatu paruje, jak u nas okulary zimą, ale właściciel obiektywu czuje się znów rześki i gotowy do spotkania z Kuala Lumpur numer 2.

O czym napiszę najszybciej jak się da.

idąc ulicą, często ma się nad głową wiadukty i korytarze dla pieszych

10 komentarzy:

  1. Niesamowita architektura i miasto!

    OdpowiedzUsuń
  2. No powiem Ci, że zdjęcia robią ogromne wrażenie...!Wyjątkowe miejsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nam się wydaje, że to trzeci świat, a tymczasem azjatycki tygrys w pełnej krasie! :)

      Usuń
  3. Azjatycki tygrys i to jaki piękny. I pewnie zaskakujący dla wielu z nas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskakujący. Ale według mnie właśnie zaskoczenia są tym co najfajniejsze w podróżach. Przecież nie jadę na drugi koniec świata, żeby wszystko było tak samo jak w domu :)

      Usuń
  4. Patrząc na zdjęcia nie jest to miejsce, które chciałabym odwiedzić w pierwszej kolejności. Jakiś taki nie mój klimat.
    Pozdrawiam,
    tukociel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Super wpis! Zwłaszcza ta fontanna-basen-wodospad. WTF? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! W sumie u nas też dzieci czasem próbują kąpać się w fontannach...

      Usuń
  6. Zdjęcia masz piękne, gratuluję, wybrać się nie wybiorę, bo zostawiłam serce na Bałkanach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zawsze problem, ja też tęsknie za kilkoma miejscami na świecie. Ale okazuje się, że serce jest pojemne i tych miejsc wciąż przybywa. Malezja mi właśnie ostatnio przybyła. Już bym chciała tam wrócić.

      Usuń