wtorek, 5 grudnia 2017

Toruń pierników i podróżników

Kilkanaście dni temu byłam na spotkaniu z panią Elżbietą Dzikowską. Ta młoda - choć osiemdziesięcioletnia – i pełna zapału podróżniczka wywarła na mnie takie wrażenie, że postanowiłam wybrać się do stworzonego przez nią Muzeum Podróżników. Muzeum znajduje się w rodzinnym mieście męża pani Dzikowskiej, Tony’ego Halika, czyli w Toruniu. W dwóch staromiejskich kamienicach zebrane zostały różne pamiątki z wypraw pary wielkich podróżników.


Co czuje w takim miejscu turystka amatorka, która bardzo chciałaby móc żyć tak jak państwo Dzikowska-Halik i z podróży uczynić nie tylko pasję, ale też źródło utrzymania?
No cóż. Parę razy pomyślałam sobie – o, ja też tu byłam! 

Majowie grają w pelotę w Chichen Itza

Kilka razy westchnęłam tęsknie, bo bardzo mi się marzy tak wyprawa. Na przykład do Papui. Co prawda pani Dzikowska mówiła na spotkaniu, że do Papui Nowej Gwinei wybiera się dopiero w przyszłym roku, bo jeszcze nigdy tam nie była, ale mnie wystarczyłaby nawet ta indonezyjska część wyspy.

główna i często jedyna część garderoby papuaskich mężczyzn - ochraniacz na penisa

Poszerzyłam też swoją wiedzę i zdobyłam – teoretycznie – umiejętność zmniejszania głów, tak ludzkich, jak i zwierzęcych.

trzeba wykonać wiele czynności, wśród których jest gotowanie i całonocne tańczenie z potrząsaniem głową (na zdjęciu jest głowa leniwca)

A w sekcji odzieżowej zapragnęłam wyhaftować takie ptaszki.


Fajnie tak w szarobury grudniowy dzień otoczyć się na chwilę kolorami świata. Polecam!



Po nakarmieniu duszy oraz obudzeniu tęsknot i marzeń, trzeba było też pomyśleć o jedzeniu dla ciała. P. skusiło się już wcześniej na pączko-lody o smaku gofrów, 


ale ja byłam dzielna i wytrwałam aż do Muzeum Toruńskiego Piernika.  



Najpierw obejrzałam sobie różne starodawne foremki do pierników 


i posłuchałam opowieści o Katarzynie, której imieniem nazwano najsłynniejsze toruńskie pierniki. 


Potem był film o maszynie pracującej przez 30 lat w fabryce Kopernik. Urządzenie to przepuściło przez swoje trzewia masę piernikową o wadze odpowiadającej masie 300 płetwali błękitnych, które jak wiadomo są największymi stworzeniami Bożymi. 


Poczytałam też sobie reklamy niejakiego p.Ruchniewicza, który produkował kiedyś najlepsze pierniki



 i odwiedziłam dwa sklepy – jeden sprzed lat ponad stu,


 a drugi z czasów PRL.


Aż w końcu przyszedł czas na zakupy w prawdziwym współczesnym sklepie. Mnie udało się zachować zdrowy rozsądek i wyniosłam stamtąd tylko specjalne świąteczne pierniki z nadzieniem pralinkowym, ale niektórych opętało w tym sklepie w prawdziwe szaleństwo…


Wiele więcej nie da się zrobić w Toruniu w krótki grudniowy dzień, bo muzea zimą zamykają się wcześnie (nigdy chyba nie pojmę logiki tego zjawiska) i jednocześnie zapada zmrok.

wieczorem też jest ładnie, ale zimno

Dlatego będę musiała pojechać tam jeszcze raz, wiosną albo latem. Kto jedzie ze mną?

to taki mikołajkowy prezent dla Was, może komuś się przyda :)

PS absolutnie zupełnie nie skończyłam jeszcze opisywania Malezji, ale jakbym się z Toruniem wstrzymała, to by mi się Kopernik zdezaktualizował.

:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz