poniedziałek, 9 grudnia 2013

Czytanie o Ghanie


Wyglądam przez okno mojego warszawskiego mieszkania i patrząc na to:


nie mogę uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu było tak:

Skoro jednak zdecydowałam się (przynajmniej chwilowo) poprzebywać w zimnej i mokrej ojczyźnie, to może chociaż poczytam sobie o ciepłej i słonecznej Ghanie…

                W księgarniach nie ma przesadnie dużo książek o tym kraju. Co prawda literatury podróżniczej jest mnóstwo, ale jakoś niewiele osób decyduje się na opisanie Ghany. Na szczęście są jeszcze antykwariaty, sklepy charytatywnych fundacji i skupy makulatury (tak tak, w takich skupach -na przykład przy dworcu Ochota – można czasem natrafić na prawdziwe perełki i to za 1 złotówkę). W takich właśnie miejscach znaleźć można książki z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, czyli z czasów, gdy po pierwsze Polska utrzymywała znacznie bardziej ożywione kontakty z Ghaną i nasi specjaliści przebywali tam na kilkuletnich nawet kontraktach, a po drugie obowiązywały inne standardy i jeśli ktoś już wydawał książkę, to starał się, żeby była ona rzetelnie napisana i wzbogacała wiedzę czytelnika.
                I taka właśnie jest, wydana w 1974 roku, „Ghana” Zbigniewa Filipowa. Autor spędził w Ghanie parę lat i poznał ten kraj dobrze, a dodatkowo przeprowadził staranne badania i jego książka dostarcza naprawdę mnóstwa wiadomości.

dwórki króla Aszanti

                Moim ulubionym rozdziałem jest ten o dworze królewskim ludu Aszanti. Dowiedziałam się z niego między innymi, że król musi zawsze mieć na nogach sandały i siedzieć pod parasolem będącym symbolem władzy oraz, że żonom królewskim przysługiwał „przywilej arystokratycznej śmierci, za którą uważano duszenie w stanie zamroczenia alkoholowego”.
król pod parasolem

                W książce  jest też legenda o Złotym Tronie, który pochodzi z nieba i jest najważniejszym symbolem władzy. Ważniejszym właściwie od samego króla, będącego jedynie strażnikiem tronu, działającym w jego (a nie swoim własnym) imieniu.
król siedzi na stołku a nogi opiera o dwa kły, żeby broń Boże nie dotknąć stopą ziemi

                Wszystkim wybierającym się do Ghany gorąco polecam tę książkę.
                Kto chciałby poczytać więcej, ten nie ma niestety zbyt wiele pozycji do wyboru.  Ale nie załamujmy się, bo coś jednak jest. Ryszard Kapuściński poświęcił jedną z pierwszych swoich książek właśnie Ghanie.

Pierwsze wydanie książki ukazało się w 1963 roku

      „Czarne gwiazdy” składają się z dwóch części, jedna z nich opowiada o pierwszym prezydencie niepodległej Ghany – Kwame Nkrumahu (druga jest o Patrice Lumumbie). Jak może pamiętacie, kilka wpisów temu cytowałam fragment tej książki.
Plac Czarnej Gwiazdy w Akrze

                Wiedzę na temat Ghany współczesnej uzupełniałam zaś dzięki lekturze książki „The Imported Ghanaian” Alby Kunadu Sumprim.  Jej autorka wychowała się w Wielkiej Brytanii i już jako dorosła osoba przeprowadziła do ojczystej Ghany. Będąc trochę swoja, a trochę obca, krytycznie przygląda się rodakom i bezlitośnie obnaża ich wady.



       Niektóre z nich wykryłam już wcześniej sama, ale na inne właśnie ta książka zwróciła mi uwagę. Przeczytałam, rozejrzałam się i nie mogłam wyjść ze zdziwienia, że sama tego nie spostrzegłam. Tak było na przykład ze zdaniem: „Are you sure?” (czy jesteś pewny?) które Ghańczycy wciskają w każdą rozmowę, bez względu na to, czy ma to jakiś sens czy nie. Najgorsze jest to, że kiedy już importowana Ghanka zwróciła na to moją uwagę, to nie tylko zaczęłam słyszeć to zdanie wszędzie, ale sama zaczęłam wtykać je w każdy dialog.
- Skąd jesteś?
- Z Libanu.
- Are you sure??

Mówię wam, coś strasznego.
                A co do ghańskich wad narodowych, które sama wykryłam i to bardzo szybko – ten rysunek na murze mówi wszystko.


nie oddawaj moczu tutaj

        Ale i tak pojadę jeszcze do Ghany (i zabiorę z sobą kilka chętnych osób). A za nim to nastąpi pooglądam sobie zdjęcia i poczytam  - jeśli ktoś z Was zna inne książki o tym kraju, to koniecznie dajcie mi znać!!

6 komentarzy:

  1. CześćEwa.Też jestem Ewa i właśnie wróciłam z Ghany, gdzie w ciągu 2 tyg objechaliśmy ją z Akry na północ i potem zachodnią stroną na południe do Cape Coast. Nic wcześniej o Ghanie nie wiedziałam i powiem ,że bardzo ubogo na ten temat jest nawet w internecie. Jestem pod dużym wrażeniem takiej Afryki i bardzo zmienilo mi się postrzeganie zasadności wprowadzanie zmian w życie tym ludziom. Zmiany, które dla nas wydają sie niezbędne im kompletnie nie robią nic.Te wszystkie programy naprawcze wbrew ich woli. Nie wiem...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to bardzo trudna kwestia. Codziennie w pracy zastanawiałam się - właściwie jakim prawem przyjeżdżamy tam i narzucamy im nasze standardy?. Dlaczego grupa białych obejmuje kierownicze stanowiska i każe miejscowym pracować tak, jak to się robi w Europie czy USA i krytykuje ich, jeśli tak nie potrafią (a na ogół nie potrafią, bo to nie ich sposób myślenia i działania). Że u nas lepiej? Że dostatniej? Więc może po prostu powinniśmy cieszyć się tym co mamy i siedzieć w naszych krajach. Ostatecznie ja jeżdżę małym samochodem, do którego wielu posiadaczy wypasionych aut nie chciałoby nawet wsiąść, a nie zamieniłabym się z nimi. I gdyby mi ktoś kazał prowadzić taki drogi, elegancki i obiektywnie lepszy samochód to wcale nie byłabym szczęśliwsza.
      Dużo o tym myślałam, ale im dłużej przypatrywałam się Ghanie i Ghańczykom, tym bardziej byłam pewna, że wiem bardzo niewiele. Nie jest łatwo zrozumieć Afrykę, a wszyscy którzy mają na jej temat stanowcze opinie, chyba po prostu nigdy tam nie byli. Ja po kilku miesiącach życia i pracy z Afrykanami nie odważyłabym się mówić, co dla nich dobre a co nie.
      A tak w ogóle - podobała Ci się Ghana?

      Usuń
    2. Ghana mnie zaskoczyła, że jest pełna słodkiej wody. Pierwszy rejon, który odwiedziłam, to zalew Wolty i klimaty mgliste, ciche i spokojne rybackie chaty, bardzo zbliżone do kambodżańskich.Obfitość ryb, warzyw i innego dobra, dzika roślinność- to ma się nijak do stereotypów afrykańskich. Północ już bardziej sucha i znajomy mi kolor ochry był zgodny z moimi oczekiwaniami. Podobała mi się prawdziwość miejsc, autentyczność codzienności Ghańczyków. Nic nie było pod turystów, zero cepelii.Brakowało mi kontaktów z ludżmi, takich z ulicy, z wioski z obsługi hoteli, takiej przyjacielskiej pogawędki , takich fotek-bo cię lubię-. Nie są otwarci, nie są nas ciekawi. Podchodzą do nas z dystansem i nie dopuszczają do siebie. Pokazują tyle ile chcą, a to takie minimum, by nie poczuć się intruzem. Jedno co mnie zachwyciło ponad wszelką miarę, nikt nie pali papierosów i wszędzie tego przestrzegają.Nie widziałam ani jednej osoby z papierosem w ręce!!!

      Usuń
    3. To niewątpliwa zaleta pobytu takiego jak mój - ma się kolegów z pracy, ma się nieocenioną Odette i małego Bruna jako kolegę. Dzięki temu można poznać kraj zdecydowanie bardziej prawdziwie. A co do papierosów, to ja po powrocie do Polski czuję, że tu strasznie śmierdzi dymem i petami. Nie wiem jak Ghanie się udało, ale powinniśmy chyba sprowadzić stamtąd jakichś specjalistów, którzy by nauczyli Polaków, jak żyć bez palenia.

      Usuń
  2. to napisz o czym marzą, na czym , czy na kim im zależy mają idoli ? Czy biały wpisał im się na stałe jako kolor przemocy. Z czego są dumni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja nie uważam się za jakąś specjalistkę od spraw ghańskich, byłam tam tylko kilka miesięcy i właściwie jedno, co wiem na pewno, to że my ich nie rozumiemy. Jesteśmy inni i nie możemy przykładać do Ghańczyków naszej miarki, bo jakby oni przyłożyli do nas swoją...
      Ale postaram się opisać w najbliższym czasie to, co udało mi się przez te kilka miesięcy zaobserwować i dowiedzieć.

      Usuń