Dziś zacznę od wyznania, otóż zostałam fanką muzeów ikon.
Nie wiem, jak wyglądają one w innych krajach, ale nasze polskie są absolutnie
miejscami magicznymi.
Święty Mikołaj jest między innymi patronem podróżnych
Muzeum warszawskie, działające od kilku lat na Ochocie
składa się z dwóch części. Najpierw zwiedza się prawosławną kaplicę, w której obejrzeć
można ikony oraz reprodukcje fresków Jerzego Nowosielskiego i projekty witraży.
A potem wychodzi się na dwór i od podwórka wchodzi do piwnicy. Być może teraz
jest tam ciut inaczej, ale gdy ja zwiedzałam muzeum, w niektórych częściach podziemiach
nie było jeszcze oświetlenia elektrycznego i dzięki temu wizyta w piwnicy
pozostała w mej pamięci jako wyprawa do tajemnego świata. Nieco zatęchłe
powietrze, lekki chłód i stojące na stopniach schodów świece pozwalające
zobaczyć niewiele więcej ponad własne buty. Poszczególne pomieszczenia muzealne
ukazywały się naszym oczom dopiero, gdy przewodnik zapalał kolejne świeczki,
ustawione we wszystkich salach. W takiej atmosferze być może nie dało się zbyt
dokładnie przyglądać eksponatom, ale przecież ikony nie są do oglądania, ich
zadaniem jest przemawianie do człowieka, a dzięki piwnicznemu
półmrokowi ich głos jest trzykrotnie lepiej słyszalny. Gdy na końcu wąskiego i ciemnego
korytarzyka, w którym człowiek czuje się jak w tunelu, nagle
rozświetla się wielka twarz Chrystusa, to – wierzcie mi – wrażenie jest
przeogromne.
tu piwniczną atmosferę stworzono celowo
Wiedzą o tym muzealnicy i pewnie dlatego także w muzeum ikon
w Supraślu panuje mrok, choć tam nie jest wynikiem braku prądu. Muzeum to jest
bardzo nowoczesne i prezentuje ikony we wspaniały sposób. Kiedy trzeba w
półmroku i z akompaniamentem śpiewu cerkiewnego, kiedy indziej zaś w pełnym
blasku i otoczeniu makiet pozwalających na poznanie miejsca ikony w religii i
kulturze. Aż się serce raduje, że w takim niewielkim miasteczku pod białoruską
granicą, gdzie rzeka Supraśl wije się malowniczo u stóp drewnianych chatek,
powstają takie muzea.
półmrok nie sprzyja robieniu zdjęć, więc najlepiej będzie, jeśli pojedziecie do Supraśla i zobaczycie wszystko własnymi oczami
Oprócz ciekawej ekspozycji można też obejrzeć krótki film o
tym, jak pisze się ikony (czy przypuszczalibyście, że do ich powstania
potrzebny jest sok z czosnku, klej piwny i chleb?), a nawet wziąć udział w warsztatach
ich tworzenia.
Muzeum mieści się w kompleksie zabudowań prawosławnego
monasteru, więc po zwiedzeniu wystawy można pójść obejrzeć ikony w ich
naturalnym cerkiewnym otoczeniu albo posłuchać śpiewu mnichów, którzy zaczynają
dzień jutrznią o 6:30.
klasztorny dziedziniec i mniejsza z dwóch cerkwi, pod wezwaniem Jana Teologa
- Jutrznia? – cerkiewny przewodnik machnął ręką – jutrznia to
krótko, do dziewiątej tylko, bo bracia głodni i się spieszą na śniadanie…
w Supraślu czas płynie zupełnie inaczej, mam nawet wrażenie, że nie płynie wcale, zatrzymał się i patrzy w zachwycie...
Podobno trzecie (i niestety ostatnie) muzeum ikon jest w
Sanoku. Koniecznie muszę tam pojechać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz