piątek, 30 września 2016

Najwspanialszy japoński pejzaż

Krótka podróż ma tę ogromną wadę – szczególnie w kraju tak pełnym atrakcji – że trzeba wybrać zaledwie garstkę miejsc, do których się pojedzie. Najpierw powstaje długa lista, a potem trzeba ją skracać i skracać i płacząc rzewnymi łzami, wykreślać kolejne punkty. Zwłaszcza jeśli dodatkowo przed wyjazdem popsuje się człowiekowi noga. Niby tylko lewa, a jednak musiałam założyć, że biegać to ja po Japonii nie będę. I wybrać tylko miejsca absolutnie koniecznie obowiązkowe. Hiroszima znalazła się na długiej liście z wielu powodów, to że utrzymała swoją pozycję i była ważnym punktem mojej podróży, to zasługa między innymi tego miejsca:



Jeden z najbardziej znanych japońskich widoków, miejsce wpisane na listę UNESCO, czyli Itsukushima Jinja. To co widać na zdjęciu u góry i co pokazuje się we wszystkich albumach i przewodnikach to jedynie brama, owszem malowniczo usytuowana, ale stanowiąca tylko jeden z wielu wspaniałych widoków na wyspie Itsukushima, potocznie zwanej Miyajima.


Hiroszima leży w delcie Otagawa (Ichigawa, Sagawa, wszędzie tu pełno moich kuzynów). Wystarczy – za pomocą tramwaju – wydostać się z gęstej sieci rzecznych odnóg i kanałów przeciwpowodziowych, 

Hiroszima została po wojnie obdarowana tramwajami z wielu japońskich miast i do dziś na ulicach widać najróżniejsze typy wagonów, niektóre dość zabytkowe

a potem dziesięć minut płynąć promem i już się jest na słynnej wyspie. 


trasę Hiroshima - Miyajima obsługują dwie firmy, trzeba uważać, żeby wsiąść na ten prom, na który się ma bilet. Nie wszystkim się to udaje...

Dopływając do portu, można obejrzeć i sfotografować to, co dla większości turystów jest głównym powodem tej podróży. Aparaty więc pstrykają i błyskają, ludzie wydają z siebie ochy i achy i właściwie można chyba zawracać, bo cel wycieczki osiągnięty.



Odradzam jednak. Na wyspie Itsukushima naprawdę jest znacznie więcej ciekawego niż tylko świątynna brama, nawet stojąca w morskiej toni i będąca jednym z „trzech japońskich pejzaży” (po japońsku nihon-sankei), czyli najwspanialszych widoków, których listę w 1643 roku stworzył myśliciel Hayashi Razan.

na wyspę przyjeżdża bardzo dużo turystów, wycieczki szkolne poznaje się po żółtych czapeczkach

Zaraz po zejściu na ląd turystów wita święta i oswojona zwierzyna płowa. Spaceruje sobie po chodnikach, wyleguje się na trawnikach


 i zjada przechodniom kanapki oraz gazety.


 Co prawda z głośników portowych co pięć minut nadawany jest komunikat przypominający, że zwierzęta są dzikie i nie należy do nich podchodzić, dotykać ani karmić, ale absolutnie nikt nie bierze sobie tego do serca.

są też stosowne tablice

 Każdy chce mieć zdjęcie ze świętym zwierzątkiem. 


Turyści, zarówno japońscy, jak i zagraniczni tak się angażują w sesje fotograficzne i wymienianie czułości z sarenkami (nie mam stuprocentowej pewności, że to sarny, ale umówmy się, że to właśnie one, dobrze?), że chyba na chwilę zapominają zupełnie o głównym celu wycieczki.
Świątynia Itsukushima Jinja wybudowana została w 1168 roku na pomostach. 



Chodziło o to, żeby zwykli ludzie mogli przychodzić (czy raczej przypływać) do miejsca modlitwy, nie kalając swoimi stopami świętego terenu wyspy. Przybywali więc od strony głównego lądu, przepływali pod pomarańczowo-czerwoną bramą i dopływali do świątyni, nie będąc w ogóle na wyspie.

obecnie taka przejażdżka to atrakcja turystyczna

Dziś  można już wchodzić do świątyni normalnie z ulicy,

brama do świątyni od strony lądu

 ale wyspa wciąż zachowuje status świętej. Niedozwolone są tu żadne pochówki, wszystkich umarłych wozi się na ląd, a ich rodziny przed powrotem do domu muszą przejść rytuał oczyszczenia.

Turyści na szczęście mogą wizytować Itsukushima Jinja bez przeszkód, wystarczy kupić bilet, by do woli spacerować po pomostach, podziwiając elegancję  japońskiej architektury. 



A jeśli ma się szczęście (ja miałam), to można zobaczyć coś więcej niż tylko wywinięte dachy kryte strzechą, czerwone filary 


pięknie kontrastujące z zieloną roślinnością, 



lampiony, 


powiewające na wietrze zasłonki i migoczącą wokół morską toń. 

na wewnętrznych dziedzińcach świątyni było dość płytko

Można przekonać się, że świątynia jest nie tylko zabytkiem, ale też wciąż żywym miejscem odprawiania różnych ceremonii. 

to chyba dary, niby zwykłe worki, ale z jakimi pięknymi malowidłami


ciekawe dlaczego u nas nie chce się ludziom malować kwiatki na workach z mąką czy ziemniakami


A jakich, to już pokażę Wam następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz