Krótka podróż ma tę ogromną wadę – szczególnie w kraju tak
pełnym atrakcji – że trzeba wybrać zaledwie garstkę miejsc, do których się
pojedzie. Najpierw powstaje długa lista, a potem trzeba ją skracać i skracać i
płacząc rzewnymi łzami, wykreślać kolejne punkty. Zwłaszcza jeśli dodatkowo
przed wyjazdem popsuje się człowiekowi noga. Niby tylko lewa, a jednak musiałam
założyć, że biegać to ja po Japonii nie będę. I wybrać tylko miejsca absolutnie
koniecznie obowiązkowe. Hiroszima znalazła się na długiej liście z wielu
powodów, to że utrzymała swoją pozycję i była ważnym punktem mojej podróży, to
zasługa między innymi tego miejsca:
Jeden z najbardziej znanych japońskich widoków, miejsce
wpisane na listę UNESCO, czyli Itsukushima Jinja. To co widać na zdjęciu u góry i co
pokazuje się we wszystkich albumach i przewodnikach to jedynie brama, owszem
malowniczo usytuowana, ale stanowiąca tylko jeden z wielu wspaniałych widoków na
wyspie Itsukushima, potocznie zwanej Miyajima.
Hiroszima leży w delcie Otagawa (Ichigawa, Sagawa, wszędzie
tu pełno moich kuzynów). Wystarczy – za pomocą tramwaju – wydostać się z gęstej
sieci rzecznych odnóg i kanałów przeciwpowodziowych,
Hiroszima została po wojnie obdarowana tramwajami z wielu japońskich miast i do dziś na ulicach widać najróżniejsze typy wagonów, niektóre dość zabytkowe
a potem dziesięć minut
płynąć promem i już się jest na słynnej wyspie.
trasę Hiroshima - Miyajima obsługują dwie firmy, trzeba uważać, żeby wsiąść na ten prom, na który się ma bilet. Nie wszystkim się to udaje...
Dopływając do portu, można
obejrzeć i sfotografować to, co dla większości turystów jest głównym powodem
tej podróży. Aparaty więc pstrykają i błyskają, ludzie wydają z siebie ochy i
achy i właściwie można chyba zawracać, bo cel wycieczki osiągnięty.
Odradzam jednak. Na wyspie Itsukushima naprawdę jest
znacznie więcej ciekawego niż tylko świątynna brama, nawet stojąca w morskiej toni
i będąca jednym z „trzech japońskich pejzaży” (po japońsku nihon-sankei),
czyli najwspanialszych widoków, których listę w 1643 roku stworzył myśliciel Hayashi
Razan.
na wyspę przyjeżdża bardzo dużo turystów, wycieczki szkolne poznaje się po żółtych czapeczkach
Zaraz po zejściu na ląd turystów wita święta i oswojona zwierzyna
płowa. Spaceruje sobie po chodnikach, wyleguje się na trawnikach
i zjada przechodniom
kanapki oraz gazety.
Co prawda z głośników portowych co pięć minut nadawany
jest komunikat przypominający, że zwierzęta są dzikie i nie należy do nich
podchodzić, dotykać ani karmić, ale absolutnie nikt nie bierze sobie tego do
serca.
są też stosowne tablice
Każdy chce mieć zdjęcie ze świętym zwierzątkiem.
Turyści, zarówno
japońscy, jak i zagraniczni tak się angażują w sesje fotograficzne i
wymienianie czułości z sarenkami (nie mam stuprocentowej pewności, że to sarny,
ale umówmy się, że to właśnie one, dobrze?), że chyba na chwilę zapominają
zupełnie o głównym celu wycieczki.
Świątynia Itsukushima Jinja wybudowana została w 1168 roku
na pomostach.
Chodziło o to, żeby zwykli ludzie mogli przychodzić (czy raczej
przypływać) do miejsca modlitwy, nie kalając swoimi stopami świętego terenu
wyspy. Przybywali więc od strony głównego lądu, przepływali pod pomarańczowo-czerwoną
bramą i dopływali do świątyni, nie będąc w ogóle na wyspie.
obecnie taka przejażdżka to atrakcja turystyczna
Dziś można już
wchodzić do świątyni normalnie z ulicy,
brama do świątyni od strony lądu
ale wyspa wciąż zachowuje status
świętej. Niedozwolone są tu żadne pochówki, wszystkich umarłych wozi się na
ląd, a ich rodziny przed powrotem do domu muszą przejść rytuał oczyszczenia.
Turyści na szczęście mogą wizytować Itsukushima Jinja bez
przeszkód, wystarczy kupić bilet, by do woli spacerować po pomostach, podziwiając
elegancję japońskiej architektury.
A
jeśli ma się szczęście (ja miałam), to można zobaczyć coś więcej niż tylko wywinięte
dachy kryte strzechą, czerwone filary
pięknie kontrastujące z zieloną
roślinnością,
lampiony,
powiewające na wietrze zasłonki i migoczącą wokół
morską toń.
na wewnętrznych dziedzińcach świątyni było dość płytko
Można przekonać się, że świątynia jest nie tylko zabytkiem, ale też
wciąż żywym miejscem odprawiania różnych ceremonii.
to chyba dary, niby zwykłe worki, ale z jakimi pięknymi malowidłami
ciekawe dlaczego u nas nie chce się ludziom malować kwiatki na workach z mąką czy ziemniakami
A jakich, to już pokażę Wam
następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz