Zdumiewających miejsc w Warszawie nie brakuje i wiem o tym
od dawna, ale za każdym razem daję się zaskoczyć i zadziwić. Tym razem poszłam
zwiedzać salonik Boya-Żeleńskiego.
Na budynku przy ulicy Smolnej wiszą dwie
tablice, jedna informuje, że w tym domu mieszkał kiedyś pan Żeleński, a druga,
że mieści się tam wspomniany salonik.
Dodatkowo na drzwiach mieszkania na drugim
piętrze widnieje tabliczka z nazwiskiem pisarza. Dlatego też chyba nie można
mieć do mnie pretensji, że popadłam w stan lekkiego oszołomienia, gdy
przekroczywszy próg ogromnego wielopokojowego mieszkania, znalazłam się w
muzeum wszystkiego.
Tadeusz Boy-Żeleński jest tylko patronem przeogromnej
kolekcji rzeczy przeróżnych. Czegóż tam nie ma! Walizka, z którą Słonimski
jechał z Paryża do Londynu, świecznik Lelewela, fotele z posagu matki
Waldorffa, listy Boya, bibeloty Brandysa, naparstek tybetański, zapałczane
etykiety z Izraela, malowidło ścienne Eryka Lipińskiego z jego numerem telefonu
(na wypadek, gdyby ktoś chciał mu zlecić chałturę).
marynarka Mariana Brandysa
buty nie wiem czyje, ale ładne
zegar też :)
w teczce leżącej na biurku są między innymi listy Tadeusza Żeleńskiego
A wśród tego wszystkiego
odbywa się praca w wydawnictwie Iskry. Dlatego też pan, który nas oprowadzał po
dwudziestu pokojach tego niesamowitego mieszkania, nie mógł poświęcić nam
więcej niż dwadzieścia minut. Ale po tym czasie nie trzeba było wcale
wychodzić, przeciwnie można było dowolnie długo wszystko sobie oglądać, dotykać,
fotografować.
pokój z naściennymi pracami różnych artystów i ich numery telefonów
A do tego jeszcze, na pamiątkę wizyty, dostałam prezent – książkę „o średniowiecznych,
nie zawsze pogrążonych w ascezie mniszkach, o egeriach romantycznych poetów (…)”.
Muszę koniecznie ją przeczytać, bo szalenie zainteresowały mnie te egerie…
Ja już wiem co to te "egerie" a ty? ;)
OdpowiedzUsuńTez (mam słownik wyrazów obcych) :) Ale i tak fajnie
OdpowiedzUsuń