Choć chrześcijan
nie ma w Iranie zbyt wielu, to w każdym większym mieście da się znaleźć
kościół, a w Isfahanie jest nawet cała chrześcijańska dzielnica.
kościół w Teheranie
To znaczy dzielnica jest ormiańska, ale w Iranie Ormianin i chrześcijanin to właściwie to samo.
uliczka koło isfahańskiej katedry
W XVII wieku
mieszkańcy Armenii zostali przywiezieni, czy może raczej przygnani do Isfahanu przez
szacha Abbasa I Wielkiego. Powodowały nim dwa względy. Po pierwsze zniszczył i
wyludnił ormiańskie miasta, żeby nie przydały się w żaden sposób Turkom, z
którymi toczył wojnę. Po drugie zaś chciał zapewnić sobie korzyści, jakie
dawało posiadanie w swoim kraju wspaniałych ormiańskich rzemieślników. Dlatego pozwolił kilkuset tysiącom imigrantów stworzyć w Isfahanie
namiastkę ojczyzny. W dzielnicy, którą nazwali Dżulfa – tak jak miasto w
Armenii – zbudowali piękną katedrę
i założyli chrześcijański cmentarz.
W czasie
drugiej wojny światowej stał się on miejscem wiecznego spoczynku także dla
imigrantów z Polski.
Nie jedyny
to sposób w jaki przybysze z Armenii połączyli Polskę z Iranem. Jako się rzekło
Ormianie byli znakomitymi rzemieślnikami. I to oni właśnie wytwarzali niezbędne każdemu
porządnemu polskiemu szlachcicowi pasy kontuszowe. Na długo zanim zyskały miano
pasów słuckich, wytwarzano je w Isfahanie. W XVIII wieku, gdy Persja padła
ofiarą najazdu afgańskiego, część Ormian przeniosła się bliżej
Rzeczypospolitej, najpierw do Konstantynopola (potomkowie tych, którzy tam pozostali
doświadczyli później tureckiej rzezi),
Ormianie na całym świecie pamiętają o tragedii swojego narodu
a potem do Polski. W dalszym ciągu
zajmowali się rzemiosłem. Ich warsztaty tkackie, produkujące pasy kontuszowe,
nazywano persjarniami, a samych tkaczy – persjaninami.
Nie wszyscy
jednak wyjechali. Dzisiejsza Dżulfa to bardzo miła i pełna życia dzielnica.
Można w niej nie tylko odwiedzić wspaniałą katedrę
katedra z XVII wieku jest naprawdę imponująca, ale tłumy turystów - irańskich i pewnie w większości muzułmańskich - uniemożliwiają zwiedzenie jej w należyty sposób
czy muzeum z psałterzami
nawet z XII wieku,
mają też najmniejszy modlitewnik świata
ale też pójść do kawiarni na tradycyjne ormiańskie ciastko
to jest jedno ciastko. Jadłam je przez trzy dni!
albo po prostu pospacerować po uliczkach, które w trudny do określenia, ale
wyczuwalny sposób różnią się od ulic w dzielnicach muzułmańskich.
Można też
porozmawiać z irańskimi Ormianami. Mnie oczywiście najbardziej ciekawiło to,
jak żyje się wyznawcom Chrystusa w ortodoksyjnie muzułmańskim kraju. Odpowiedź była
taka sama jak u zoroastrian. Nikt ich nie prześladuje i nie zabrania kultywowania
swojej religii.
- Jedyną uciążliwością
jest to – pani sprzedająca w przykościelnym sklepiku dotknęła ręką chusty na głowie. Poza tym, żyje nam się tu dobrze. Jesteśmy przecież u siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz