Dla wielu
Europejczyków, Irańczyk to synonim bezwzględnego fanatyka religijnego, który
gnębi kobiety, a cały otaczający go świat bezlitośnie ogranicza ortodoksyjnymi
prawami koranicznymi.
Allah
Jeśli jednak
ci Europejczycy wstaną z wygodnych foteli i odważą się popatrzeć na Iran
własnymi oczami, to bardzo szybko przekonają się, że prawda jest daleka od
stereotypów i wyobrażeń.
To znaczy,
owszem – nie da się w Iranie nie zauważyć islamu. Meczety stoją na każdym rogu,
trzeba przyznać, że meczety są szalenie malownicze
wszędzie wiszą portrety ajatollahów Chomejniego i Chameneiego,
portrety najwyższych przywódców jako ważny element dekoracji fasady
alkoholu –
przynajmniej legalnie – kupić się nie da, a kobiety, z zagranicznymi turystkami
włącznie, muszą zakrywać włosy.
chusta jest dla kobiety tym, czym ostryga dla perły - nie więzieniem lecz ochroną
Tu
jednak zaczyna się ale… teoretycznie bowiem powinno się mieć na głowie chustę,
która zasłoni to co najpiękniejsze, czyli kobiece włosy. Tylko że Iranki nie
chcą się pozbawiać urody. Dlatego wiele z nich zarzuca chustę niedbale na tył
głowy, odsłaniając ufarbowaną i starannie ułożoną fryzurę.
uczciwie muszę przyznać, że jest też wiele kobiet ubranych w tradycyjne czadory, ale i one chodzą ze swoimi chłopakami za rękę oraz karmią dzieci w miejscach publicznych, bez skrępowania prezentując całemu światu nabrzmiałe mlekiem piersi
Jak udaje im się
utrzymać cienką tkaninę na samym czubeczku głowy – to ich słodka tajemnica. Wszelkie
nasze domysły na temat kleju, rzepów i ukrytych spinek okazywały się chybione. Kobiety
czasami, bardziej chyba z kokieterii niż potrzeby, poprawiają chustę i wtedy
widać, że nie jest ona niczym przytwierdzona. Moja zsuwała się z głowy dość
często, Irankom – może w myśl zasady, że trening czyni mistrza – właściwie nigdy.
Co prawda
zdarzyło nam się widzieć w meczecie takie obrazki, przestrzegające przed niedbałym zakrywaniem włosów:
ale przeważająca część Iranek nic sobie z tych gróźb nie robi
i ubiera się jak chce, traktując chustę bardziej jako ozdobę niż zasłonę.
Innym dowodem na to, że nie taki islam straszny, jest
największe irańskie święto Nou Ruz, czyli perski Nowy Rok. Od 20 marca do
pierwszych dni kwietnia w każdym sklepie, hotelu, restauracji, a pewnie i w
każdym domu podziwiać można noworoczne dekoracje, podobne do naszych
Wielkanocnych.
jeśli gdzieś - tak jak w naszym hotelu w Kaszanie - jest taka możliwość, to dekorację noworoczną ustawia się na wodzie
Są w nich i pisanki i młody owies i wiosenne kwiaty. Ogólnie tradycja
– zupełnie niemuzułmańska – nakazuje zebranie siedmiu przedmiotów
symbolizujących miłość, dobrobyt, zdrowie, urodę i inne pożądane wartości. Dodatkowo
jako symbol życia ustawia się baniaki z żywymi rybkami i lustro.
rybki i czytelny także dla nas symbol zdrowia, czyli czosnek
Nowy Rok
zaczyna się wraz z pierwszym dniem wiosny, a jego obchody trwają dwa tygodnie,
podczas których Irańczycy bez opamiętania jeżdżą po całym kraju, wizytują
wszystkich krewnych, zwiedzają zabytki
mniej więcej tak było we wszystkich atrakcyjnych turystycznie miejscach
i piknikują na każdym dosłownie kawałku
trawnika czy chodnika, jaki uda im się znaleźć.
To, że mimo rewolucji religijnej i islamu wpisanego nawet w
nazwę państwa, Irańczycy nigdy nie zarzucili obchodów święta, które ma
zoroastriański rodowód i jest o wiele starsze niż religia muzułmańska, świadczy
według mnie o tym, że mówienie o okropnie surowym ortodoksyjnym prawie jest
przesadą.
Potwierdzili to zresztą zoroastrianie i chrześcijanie, z
którymi miałam okazję rozmawiać. Ale to już temat na kolejną opowieść.
symbol zoroastriańskiego boga na fasadzie domu w centrum Teheranu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz