niedziela, 30 stycznia 2022

KrajKuchnia - Madagaskar

 Madagsakar był moim pierwszym afrykańskim doświadczeniem.


Pierwszym spotkaniem z tym czymś, co do dziś za każdym razem wywołuje u mnie dreszcz szczęścia. Pierwszą próbą przestawienia trybików w mózgu i spojrzenia na świat z innej perspektywy. 


No i pierwszym kontaktem z afrykańską kuchnią. O tym, że był to najpierw kontakt rozczarowujący, a potem wręcz przeciwnie, możecie przeczytać tutaj.

A dziś opowiem Wam o daniu, które wybrałam na reprezentanta Madagsakaru w projekcie KrajKuchnia.

na takich przyulicznych stoiskach można się zaopatrzyć w owoce i warzywa

Po krótkiej analizie dostępnych w Internecie przepisów, zdecydowałam, że zrobię pikantną sałatkę z mango. Zgromadziłam więc potrzebne składniki: mango (napisane było, że im mniej dojrzałe, tym lepiej, ale w mojej Biedronce wyboru nie było, wzięłam jakie dawali), cebulę, czosnek, imbir, chili, cytrynę, ocet winny, kolendrę i curry.


Curry od dawna stanowi dla mnie pewien problem, bowiem w przypadku zagranicznych przepisów, nie jestem nigdy pewna, co tak naprawdę powinnam dodać. Tym razem odbyłam na ten temat dyskusję z A., która zapoznawszy się na tę okoliczność z historią Madagaskaru, stwierdziła, że tamtejsze curry może być mieszanką stworzoną przez Brytyjczyków, którzy w ten sposób starali się odtworzyć u siebie smaki Indii. Jednak to curry nie jest tym żółtym proszkiem, który można kupić w naszych sklepach. Ten ma o wiele więcej składników. Nie przepadam za tą przyprawą, więc w nadziei, że nie będę musiała jej użyć, drążyłam dalej. Wyszukałam skład curry z Madagaskaru, wyłuskałam przyprawy, które powtarzały się we wszystkich przepisach (bo ogólnie rzecz biorąc, każde źródło podawało nieco inne składniki) i porównałam z tym, co napisano na torebce curry z polskiego sklepu. Niestety zgodność była prawie stuprocentowa. Co prawda, nie pamiętam z Madagaskaru tego smaku, no ale pikantnej sałatki z mango nigdy tam nie jadłam, więc nie będę się kłócić.

Po tym długim teoretycznym przygotowaniu chciałam zabrać się jak najszybciej za robotę, bo wieczorem miałam gości i pomyślałam, że miło będzie poczęstować ich egzotyczną sałatką.

Niestety. Pierwsze zdanie przepisu brzmi: wymieszaj pokrojone w paski mango z posiekaną cebulą i wstaw do lodówki na 24 godziny. No cóż, goście dostali coś innego.


Natomiast ja, następnego dnia wyjęłam mieszankę mango i cebuli z lodówki i przystąpiłam do realizacji kolejnych punktów przepisu. Posiekałam kolendrę, chili, czosnek oraz imbir i dorzuciłam to wszystko do miski z mango. 


Następnie zmieszałam ocet winny z sokiem z cytryny i odrobiną curry. Zgodnie z przepisem powinnam była dosypać pół łyżeczki curry, ale dałam znacznie mniej – ostatecznie zamierzałam potem zjeść tę sałatkę, a jak już wspomniałam, nie lubię naszego curry (w przeciwieństwie do np. curry tajskiego).


Wymieszałam wszystkie elementy dania ze sobą i przystąpiłam do degustacji. Sałatka zasługuje na uwagę, ma naprawdę ciekawy smak i myślę, że jeszcze kiedyś ją zrobię. Są jednak dwa ale. Po pierwsze, trzeba bardziej przyłożyć się do szukania niedojrzałego mango. Moje w smaku było ok, ale po macerowaniu z cebulą i mieszaniu z innymi składnikami, straciło kształt pasków i stało się trochę papkowate. A po drugie – następnym razem nie dam w ogóle curry. Teraz musiałam, bo uczciwie realizuję mój projekt, ale, gdy będę robić sałatkę powtórnie, curry wypadnie z drużyny.

A następnym razem będzie danie z Malawi. Zapraszam!

 

2 komentarze:

  1. Czyli jest jednak jakaś potrawa/przyprawa, której nie lubisz 😂

    OdpowiedzUsuń
  2. No jest, ale potrawa tylko jak się użyje przyprawy :) Bez tej przyprawy lubię wszystkie potrawy :)

    OdpowiedzUsuń