Literę M zaczynamy od Macedonii Północnej. Przejechałam przez ten kraj od Ochrydy do Skopje i trasa ta pozostawiła we mnie wspomnienie zielonych łagodnych wzgórz zdobionych co jakiś czas smukłymi minaretami. Bardzo to było piękne i sielskie.
Mam nadzieję, że kiedyś tam pojadę i zobaczę cos więcej niż tylko widoki z okna samochodu. A wtedy na pewno przy pierwszej sposobności zjem tawcze grawcze. Potrawy o takiej nazwie nie sposób nie spróbować, prawda?
Pewnie też dlatego bardzo szybko wybrałam danie do
dzisiejszego odcinka. Zwłaszcza, że wszystkie potrzebne składniki miałam w
domu. Nic, tylko gotować. No, ale danie składa się głównie z fasoli, a tę
należy namoczyć (koniecznie nocą). Więc po stworzeniu i sfotografowaniu malowniczej
kompozycji złożonej z: fasoli, cebuli, czosnku, słodkiej papryki w proszku,
liści laurowych, natki pietruszki, mięty i chili, wszystko odłożyłam na bok i
poszłam spać. To znaczy, zaraz po tym, jak namoczyłam fasolę.
Następnego dnia z rana rozpoczęłam gotowanie fasoli. Zawsze zastanawiam się, czy powinnam odlać wodę z moczenia, czy nie, ale na ogół w przepisie nie znajduję nic na ten temat. Tym razem jednak sprawa gotowania fasoli została potraktowana z należytą uwagą. A zatem, żeby uzyskać odpowiedni efekt trzeba odlać wodę z moczenia, nalać nową, doprowadzić do wrzenia i znowu odlać. Potem fasolę należy przepłukać i zalać świeżą wodą, tak by była na 2-3 palce ponad poziom ziaren. W przepisie zamieszczono także uwagę, by starannie dopasować ilość wody, tak aby nie było jej ani za mało, ani za dużo. Do tej ostatniej wody dodaje się listki laurowe oraz ziarenka pieprzu i gotuje fasolę do miękkości.
W międzyczasie można zająć się cebulą. Należy ją posiekać i podsmażyć w towarzystwie czosnku i słodkiej papryki.
W tym momencie dochodzimy do punktu, którego nie mogłam w pełni zrealizować, bo nie mam glinianego naczynia. A właśnie do takiego należy włożyć cebulę wymieszaną z ugotowaną papryką i odrobiną chili. Dzięki temu tawcze grawcze można zapiec i podać w tradycyjny bałkański sposób.
Ja – z braku glinianego – włożyłam danie do zwykłego
szklanego naczynia żaroodpornego. A żeby fasola nie rozłożyła się zbyt cienką
warstwą (mogłaby wtedy nadmiernie wyschnąć w piekarniku), za pomocą folii
aluminiowej zredukowałam wielkość naczynia.
Zapiekałam potrawę przez chwilę, zgodnie z instrukcją – tylko tyle, żeby nabrała rumieńców i chrupkości.
Gdybym miała gliniany garnuszek, to mogłabym tawcze grawcze
od razu postawić na stole. Z mojego naczynia musiałam przed podaniem przełożyć
do miski. Następnie posypałam danie hojnie natką i miętą i przystąpiłam do
degustacji.
Myślę, że z łatwością możecie wyobrazić sobie ten smak – taka bałkańska wersja fasolki po bretońsku. Bez elementów pomidorowych i mięsnych, za to ze świeżością zielonych listków. Smaczne, ale nie pozostawiające szczególnych wspomnień.
Następnym razem będzie bardziej egzotyczne danie, bo wybierzemy się aż na Madagaskar. Zapraszam!
Aż prosi sie o kawałeczek boczku czy pysznej kiełbaski 😄
OdpowiedzUsuń