czwartek, 20 stycznia 2022

KrajKuchnia - Łotwa

 Litera Ł nie zagości na długo w moim projekcie, bo wśród 194 oficjalnie uznawanych przez Polskę (i Wikipedię) państw, tylko jedno zaczyna się od tej litery. To oczywiście Łotwa, kraj z gatunku tych, co to i byłam i nie byłam. To znaczy kilka, jeśli nie kilkanaście razy byłam w Rydze, ale zawsze miałam tam jakieś inne, pozapodróżnicze zajęcie i w sumie poznałam miasto – że o kraju nie wspomnę - raczej umiarkowanie.


Zapamiętałam z tych wizyt to, że bardzo szybko i wygodnie można się z miasta dostać nad morze, co bardzo mi się spodobało. Mniej polubiłam kwestie finansowe związane z pobytami na Łotwie. Ówczesna waluta tego kraju była jakoś nieprzyzwoicie mocna, za jednego łata płaciło się ponad osiem złotych. Było to powodem różnych niemiłych niespodzianek – niefrasobliwe podejście do małych pieniążków podobnych do naszych pięciogroszówek często kończyło się pustką w portfelu.

Takie to mam łotewskie wspomnienia. Nie pamiętam za to zupełnie, żebym kiedykolwiek próbowała sklandrausisy – które są tak bardzo tradycyjnym łotewskim daniem, że aż dostały specjalny certyfikat. Może jada się je w innej części kraju, nie wiem. No, ale skoro są takie tradycyjne, to postanowiłam, że one właśnie będą reprezentować kuchnię łotewską w moim projekcie kulinarnym.

Do zrobienia sklandrausisów skłoniło mnie także to, że zapoznawszy się z listą składników, nie miałam pewności, czy mam do czynienia z daniem głównym, czy raczej z deserem. No bo tak – dolną warstwę tych, powiedzmy, ciasteczek, robi się z mąki żytniej, masła i kminku. 


Czyli powinno wyjść coś podobnego do podpłomyków jakichś albo ciasta na pierogi. W charakterze farszu występują ziemniaki, masło i mleko. Można zatem przyjąć, że idziemy w stronę ruskich pierogów. Ale…


Jest też drugi farsz, który robi się z marchewki, śmietany, jajka i miodu. 


A całość należy polać śmietaną z miodem, cynamonem i wanilią.


No i jak Wam się wydaje, co z tego wychodzi?

Żeby się przekonać, trzeba sobie zrobić sklandrausisy. Najpierw należy zagnieść ciasto, dodając do mąki i masła trochę wody oraz sól (jeszcze kminek, ale dałam go jedynie symbolicznie, bo nie przepadam za pieczywem z kminkiem). 


Dalej z ciastem postępujemy tak jak z pierogowym – wałkujemy i za pomocą szklanki wycinamy kółka. Potem procedury się rozjeżdżają – pierogi należy zalepić, a sklandrausisy pozostają otwarte – trzeba tylko nieco podwinąć brzegi, żeby farsze nie wypadały. Farsze są dwa. Pierwszy to po prostu puree ziemniaczane, przygotowane z ugotowanych i ugniecionych ziemniaków z dodatkiem masła i mleka (no i sól do smaku). 


Smarujemy tym dno miseczek z ciasta, ale tak, żeby zostało miejsce na drugi farsz. Robimy go z ugotowanej i ugniecionej marchewki, połączonej z miodem, śmietaną i rozmąconym jajkiem. Masa powinna wyjść przyjemnie słodka. 


Wykładamy ją na wierzchu farszu ziemniaczanego. Miseczki z ciasta powinny być w tym momencie pełne, ale nie spiczaste, farsz dosięgać ma tylko do zagiętych brzegów ciasta.

papierowe foremki to mój pomysł, bałam się, że samo ciasto nie wytrzyma obciążenia

Teraz wstawiamy ciastka do piekarnika. W przepisie nie podano jego gorąca ani czasu. Sklandrausisy należy piec, aż farsz się zezłoci, a ciasto będzie chrupiące. Nie jest łatwo wzrokowo ocenić stopień chrupkości żytniego ciasta, więc skupiłam się raczej na kolorze farszu i po około 15 minutach uznałam, że to już.

W trakcie oczekiwania na upieczenie się ciastek, dobrze jest przygotować sobie polewę, bo potrzebna jest zaraz po wyjęciu blachy z piekarnika. Zatem mieszamy śmietanę z miodem, kilkoma kroplami esencji waniliowej i szczyptą cynamonu. A następnie polewamy tym jeszcze gorące sklandrausisy.


No a potem to już tylko czekamy, aż trochę przestygną i próbujemy! I wiecie, co się wtedy okazuje? Otóż farsz ziemniaczany ukryty pod warstwą marchewki, śmietany i miodu w magiczny sposób zmienia się w budyń. To znaczy, konsystencja pozostaje, ale jedząc sklandrausisy ma się wrażenie, że to słodkie ciastka z budyniem. Bardzo ciekawe doświadczenie smakowe.


Ogólnie całość wypada pozytywnie, choć gdybym miała robić sklandrausisy powtórnie, to chyba wolałabym ciasto pszenne, bo żytnie odejmowało nieco daniu cech deseru, a dodawało siermiężności.

Tak oto, wypełniła się litera Ł. Następnym razem zaczniemy etap znacznie dłuższy – na M jest aż 17 państw, z których na razie udało mi się odwiedzić 8. Jako pierwsza będzie Macedonia Północna. Zapraszam!

 

 

1 komentarz: