Malawi. Nie powiem, żebym miała szczególnie głęboką wiedzę o tym kraju. Potrafiłam z grubsza umieścić go na mapie i właściwie to tyle.
Z głębin pamięci wyciągnęłam jeszcze jakiś mglisty obraz jeziora Malawi (zwanego też Niasa), które jest lubiane przez akwarystów, bowiem obfituje w niespotykane gdzie indziej ryby. Jak mówi mój brat, urządzając akwarium w stylu Malawi, nie sadzi się roślin, bo w tamtym jeziorze ich nie ma. Ale za to jest więcej gatunków ryb niż gdziekolwiek indziej.
Dziś poszerzyłam swoją wiedzę o znajomość flagi Malawi, którą – słowo daję – zobaczyłam pierwszy raz w życiu. Podoba mi się, bo wychodzi poza te nudne trzy paski w standardowych kolorach, które stanowią większość flag świata.
Dowiedziałam się też, że jezioro Niasa nazywane jest
kalendarzowym, bowiem ma 365 mil długości i 52 mile szerokości. Bardzo to miły
gest z jego strony w kierunku malawijskich dzieci uczących się geografii
ojczystej, prawda?
Znalazłam też ciekawą informację o tym, że zespół muzyczny z
więzienia Zomba został kilka lat temu nominowany do nagrody Grammy. Krótki
filmik o tym można zobaczyć tutaj.
No, ale przede wszystkim okazało się, że Malawi to „ciepłe
serce Afryki”, które słynie swą gościnnością i wspaniałą kuchnią. I właśnie potrawę
tej wspaniałej kuchni będę dziś robiła.
Futali to danie śniadaniowe, którego popularność
przekroczyła granice kraju. Przyrządza się je w wielu miejscach w Afryce, ale
jedynie słuszna wersja jest ta pochodząca z Malawi (a przynajmniej tak twierdzi
autor przepisu, który znalazłam w Internecie).
Składników futali jest niewiele: dynia (lub słodkie ziemniaki), masło orzechowe i ewentualnie jakiś liść. Ponieważ w kwestii liścia była dowolność, a akurat nie dysponowałam liśćmi dyni podanymi jako przykład, wzięłam kawałek kapusty pekińskiej.
Wykonanie dania też nie jest skomplikowane. Pokrojoną dynię należy ugotować do miękkości w wodzie,
zielony liść zblanszować w oddzielnym garnku,
a następnie wszystko połączyć z masłem orzechowym.
No i już – danie śniadaniowe musi być szybkie, bo kto by
miał rano czas na długie gotowanie.
Potrawa jest niewyszukana, ale smaczna, choć ja dałam zbyt dużo masła orzechowego i przygłuszyłam nim delikatny smak dyni. Więc jeśli będziecie się bawić w kuchnię malawijską, pamiętajcie o umiarze – lepiej na początku dać orzeszków tylko trochę i ewentualnie potem dołożyć.
A ja rozpoczynam przygotowania do potrawy z Malediwów.
Zapraszam na następny odcinek KrajKuchni!
No nie wyglada zachęcająco. A i składniki rzeczywiście niezbyt wyszukane :)
OdpowiedzUsuń