Odpowiedniego dania z kolejnego kraju szukałam dość długo. I
wcale nie dlatego, że nikt nie zna Antiguy i Barbudy.
W anglojęzycznym
internecie to karaibskie państwo jest całkiem przyzwoicie reprezentowane. I
dużo jest informacji o antiguańskiej (i barbudańskiej) kuchni.
tak na wszelki wypadek, jakby ktoś nie wiedział, gdzie leży Antigua i Barbuda. Zauważyliście ile w tym rejonie jest państw? Będzie co gotować...
Jednak składniki
w niej wykorzystywane nie należą do najpowszechniejszych w Europie
Środkowo-Wschodniej.
Przeglądałam więc kolejne strony, odrzucając wszystkie
potrawy z homarami, langustami, okrą itd. Aż wreszcie znalazłam! Tradycyjny
antiguański pudding chlebowy jest jak najbardziej wykonalny i nie wymaga nawet
wizyty w sklepie typu Kuchnie świata.
Ponieważ Antigua i Barbuda jest ściśle związana z Wielką
Brytanią – głową tego państwa jest królowa Elżbieta – uznałam, że chleb do
puddingu musi być tostowy. Oprócz niego kupiłam całą masę niezdrowych
składników – cukier, tłustą śmietanę, masło, dużo jajek i rum. Przyprawy, czyli
imbir, gałkę muszkatołową, cynamon i aromaty migdałowy oraz waniliowy miałam w
domu, mogłam więc przystąpić do produkcji puddingu.
Najpierw zrumieniłam pokrojony w kostkę chleb. Powinnam
chyba mocniej, ale robiłam wszystko w warunkach wiejsko-wypoczynkowych i
zamiast piekarnika miałam prodiż, więc odpuściłam sobie perfekcję i zadowoliłam
się lekkim popieczeniem.
Mleko z cukrem i masłem pogotowałam kilka minut w oddzielnym
garnku, a w kolejnym wymieszałam jajka ze śmietaną i przyprawami.
A! Zapomniałam napisać, że na wstępie namoczyłam rodzynki w
ciemnym rumie.
Kiedy przeszły już rumowym aromatem, odcedziłam je i wymieszałam
wszystko ze wszystkich garnków. Niepokojąco rzadką masę wylałam na chleb i
resztę roboty powierzyłam prodiżowi.
Prawdę mówiąc, nie wyglądało to zbyt dobrze. Jednak, kiedy
po 45 minutach otworzyłam pokrywę, okazało się, że wytworzyłam bardzo
przyjemnie wyglądające ciasto!
Polane – zgodnie z instrukcją – sosem z rumu, śmietany
kremówki, cukru i masła (cholesterol w czystej postaci) było naprawdę bardzo
dobre. Zadziwiająco. Smakowało nawet mojej mamie, która nie lubi z zasady
słodkich deserów, a o tym puddingu można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że
jest niesłodki. A jednak zjadła całą porcję i minę miała wielce zadowoloną.
Tak więc szósty etap projektu KrajKuchnia uważam za bardzo
udany. Chlebowy pudding dostaje pierwsze miejsce w kategorii deserów, no bo
porównywanie go z daniami słonymi byłoby bez sensu.
Dodatkową zaletą tej potrawy jest to, że jeszcze przez
godzinę w całym domu unosił się piękny zapach.
Jutro mam w planach zupełnie inny rodzaj jedzenia – danie z
Arabii Saudyjskiej. Zapraszam!
Brzmi dobrze. Ja mam w domu biały rum, to w razie czego chyba też może być :)
OdpowiedzUsuńW razie czego oczywiście :)
OdpowiedzUsuń