środa, 18 września 2019

KrajKuchnia - Argentyna


W Argentynie byłam. Jadłam w restauracjach Buenos Aires i małych knajpkach w mieścinach Patagonii. Piłam wino w winnicach Mendozy i limoncello przyrządzane przez potomków włoskich emigrantów.

Co z tego wynika? Ano to, że za żadne skarby świata nie podjęłabym się przyrządzenia w domu  tradycyjnego argentyńskiego steka z mięsa kupionego w Biedronce czy innym Lidlu. Pomijając wszelkie aspekty etyczne i ekologiczne, po prostu nie będę się kompromitować.
Dlatego poszukałam przepisu na inne tradycyjne, babcine wręcz danie, czyli humitę.
Robi się ją z dyni, a że akurat zaczął się sezon i moja nieoceniona ciocia spod Łowicza zaopatrzyła już mnie w kilka dyń, więc wszystko dobrze się złożyło. 

podstawowe składniki humity

Pomidory też miałam od cioci. Trochę mi było szkoda zużyć je do gotowania, bo to pomidory prawdziwe, wyposażone w smak i zapach, czego nie da się powiedzieć o tych kupowanych w supermarketach, ale dostałam ich dużo, więc postanowiłam jednak jednego poświęcić.
Zgromadziłam zatem w kuchni dynię, kukurydzę, cebulę, pomidora, czosnek, tymianek, paprykę w proszku oraz żółty ser i zabrałam się do pracy.
Najtrudniejszym etapem przyrządzania humity jest tarcie dyni. I to nie tylko dlatego, że w ogóle nie lubię trzeć. Po prostu zdzieranie z dyni twardej skorupy jest dość męczące i zazwyczaj pomagam sobie, krojąc dynię na niewielkie cząstki, które łatwiej obierać. No ale znów do tarcia lepszy jest jeden większy kawałek, który pozwala uniknąć pokiereszowania palców.
Jakoś jednak dałam radę. 


Dynię i kukurydzę starłam, a cebulę i pomidora pokroiłam w drobną kostkę. Następnie na dużej patelni zezłociłam cebulę, po czym dodałam czosnek, pomidory, tymianek i paprykę i wszystko razem chwilę posmażyłam. Gdy w kuchni zaczęło smakowicie pachnieć czosnkiem i ziołami, wrzuciłam na patelnię starte warzywa. 


A po kilku minutach posypałam wszystko kawałkami sera. Podejrzewam, że oryginalny przepis przewiduje jakiś inny gatunek, ale ser podlaski dobrze się sprawił – ładnie się rozpuścił i nadał potrawie przyjemną kremowość.


Humitę zjadłam z kawałkiem kukurydzianej tortilli oraz z dużą przyjemnością. Poczęstowane argentyńskim daniem A., A. i Z. też były wielce zadowolone, jedna z nich wydała nawet okrzyk zachwytu, więc z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że potrawa mi wyszła. I jak najbardziej zakwalifikowała się do udziału w przyjęciu KrajKuchni.


A następnym razem spotkamy się z kuchnią Armenii. Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz