Po odwiedzeniu świątyń, wzgórz, targów i innych
godnych uwagi miejsc w Luang Prabang, wszyscy turyści udają się na obowiązkową
wycieczkę do jaskiń Pak Ou.
płynie się do nich takimi łodziami
Znajdują się one około 25 kilometrów od miasta, w
miejscu, w którym do Mekongu wpada Nam Ou. Dopłynięcie tam zajmuje jakieś dwie
godziny, podczas których można obserwować życie toczące się na brzegu i na
rzece. Transport wodny jest w Laosie bardzo rozpowszechniony, stąd płynąc w
górę Mekongu mija się nie tylko łodzie z turystami, ale też mnichów w drodze do
klasztoru,
klasztor znajduje się na wysokim mekongskim brzegu
rolników wracających ze swoich pól,
rośliny uprawia się na terenach zalewowych, które - choć strome i niewygodne - są żyźniejsze od innych ziem
rybaków i różnych innych
użytkowników wód. Na rzece znajdują się stacje benzynowe,
garaże dla łodzi i
ogólnie rzecz biorąc jest na co patrzeć. Podróż nie dłuży się, zwłaszcza, że po drodze przewidziany jest postój w wiosce
specjalizującej się w produkcji lao whisky. Nazwa whisky jest nadana temu
trunkowi nieco na wyrost, ale nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z
wysokoprocentowym alkoholem produkowanym w Laosie. Z ryżu, który najpierw fermentuje
sobie w dzbanach przykrytych szmatami, a potem razem z wodą bulboni się w
beczce, z której rurką spływa prawie gotowy bimber.
na żywo nie zwróciłam na to uwagi, ale zdaje się, że pan płucze szklankę, żeby podać nam whisky w czystej
Jeszcze tylko trzeba
przefiltrować go przez gałganek i już można raczyć się cieplutką świeżą lao
lao. Jeśli ktoś chciałby nieco laotańskiego smaku zawieźć do domu, to
mieszkańcy wioski oferują zgrabne buteleczki (pochodzące chyba z jakiejś
apteki) wypełnione czystą whisky,
Po dokonaniu zakupów i krótkim spacerze po wiosce (my
przedłużyliśmy go do 2 godzin, co spotkało się z niezadowoleniem kapitana
naszej łódki),
turysta znów wsiada do łodzi i po kilkunastu minutach jest już
przy jaskiniach.
Pak Ou to dwie jaskinie – górna, do której trzeba wspiąć się
na wysokość ponad 50 metrów nad poziom rzeki
i dolna, znajdująca się tuż nad
wodą. Obydwie pełne są posążków Buddy – dużych, średnich, małych, siedzących,
stojących i leżących – w sumie podobno ponad 4 tysiące sztuk!
Dla Laotańczyków jaskinie te to miejsce święte. Legenda głosi, że mieszkają tam duchy rzek. W XVI wieku jaskinie odkrył wielki
król Laosu – Setthathirath, ten sam, który zbudował Wat Xien Thong – świątynię opisywaną przeze mnie kilka dni temu. I od tego czasu Pak Ou znalazły się pod królewską
opieką (do 1975 roku, kiedy to komuniści rozprawili się ostatecznie z
monarchią). Specjalnie zatrudniani przez władców artyści przez setki lat
rzeźbili figurki Buddy,
przed którymi wierni do dziś modlą się, składają
ofiary, zapalają kadzidełka.
Ustawiają też nowe posągi.
figurki są duże, małe i zupełnie malutkie
Najważniejsze
uroczystości odbywają się tu w czasie obchodów Laotańskiego Nowego Roku. Jeśli
nie jest się buddystą, nie można pewnie w pełni docenić znaczenia tego miejsca,
ale i tak warto odwiedzić jaskinie Pak Ou i spojrzeć w tysiące twarzy Buddy.
mnie najbardziej podobało się w omszałej, górnej części jaskini dolnej
A przy okazji można sobie powtórzyć symbolikę gestów Buddy,
czyli mudr. W Pak Ou najczęściej występują takie:
Budda stojący z opuszczonymi rękoma to wołanie o deszcz, a stojący, ale z uniesionymi rękami i widocznym wnętrzem dłoni to nawoływanie do zaprzestania sporów
taka pozycja symbolizuje medytację
Budda siedzący, z jedną ręką skierowaną ku dołowi oznacza wzywanie Ziemi na świadka
a leżący jest symbolem osiągania nirwany - w tej pozycji Budda opuścił ziemski padół
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz