Laos nie
należy do najsilniej zurbanizowanych krajów świata, stolica, a zarazem
największe miasto tego kraju liczy sobie około 500 tysięcy mieszkańców. Nie ma
tu przeraźliwie wysokich drapaczy chmur, metra ani korków na ulicach.
Są za to
Pola Elizejskie, czyli reprezentacyjna aleja w centrum miasta, łącząca ze sobą
Pałac Prezydencki i Łuk Triumfalny.
centrum miasta, dzień powszedni, około godziny 17:00
Zbudowany
około 40 lat temu pałac jest zadziwiająco szary,
ale otoczony ogrodem z
fontannami i przystrojony żołnierzami w galowych mundurach jakoś daje radę.
Choć prezydent podobno tu nie mieszka, to jego wielki portret wita gości tuż
przy bramie wjazdowej.
Ja jednak
nie miałam w planach wizyty u prezydenta, zamiast więc do pałacu, skierowałam
się w przeciwną stronę, do znajdującej się prawie naprzeciwko świątyni Wat Si
Saket. Kiedy pod koniec lat dwudziestych XIX wieku Wientian został zniszczony
przez Tajów, tej świątyni jako jedynej udało się przetrwać, dzięki czemu teraz
szczyci się tytułem najstarszej budowli sakralnej w mieście. Główny budynek
jest w dość mizernym stanie, freski zdobiące wewnętrzne ściany są bardzo piękne,
ale ledwo się trzymają. Z tego powodu nie wolno robić im zdjęć, więc jeśli
chcecie je obejrzeć, musicie sami pojechać do Laosu i to najlepiej szybko.
pozostałe budynki na terenie świątyni są mniej stare, ale też ładne
mieszkają w nich mnisi
Zanim jednak
pobiegniecie się pakować, pokażę Wam to, co otacza Wat Si Saket. Oprócz
głównego budynku na terenie świątyni znajduje się kilka innych budowli oraz
cmentarz, który tworzy kilkadziesiąt kapliczek grobowych ustawionych dookoła
ogrodzenia.
o, tu widać wszystko - mieniące się w słońcu kapliczki, szary pałac i nawet kawałek prezydenta
to zdjęcie pokazuję na wypadek, gdyby ktoś wątpił w cmentarny charakter kapliczek
Wszystko to bardzo pięknie się komponuje i pewnie dlatego młode
pary wybierają to miejsce na sesję zdjęć ślubnych.
tę parę już widzieliście, ale na tym zdjęciu widać też najstarszą świątynia, a państwo młodzi są bardzo piękni, więc mam nadzieję, że z przyjemnością popatrzycie na nich jeszcze raz
Po
obejrzeniu wszystkiego wychodzimy przez świątynną bramę wprost na aleję Lane
Xang, będącą właśnie Polami Elizejskimi Wientianu.
Na jej końcu widzimy już Łuk
Triumfalny,
ale zanim do niego dotrzemy, musimy pokonać kilkaset metrów, mijając
po drodze najbardziej nowoczesne budynki Wientianu oraz przecudnie kwitnące
drzewa. Budynki jak budynki, nic specjalnie ciekawego,
flaga z kropką, to laotańskie barwy narodowe, ta druga - wiadomo co
ale za to drzewa są
naprawdę fantastyczne! Z imienia znam jedynie białe kwiaty frangipani,
o tych
czerwonych,
różowych
i żółtych
nie wiem nic, ale to w żaden sposób nie
przeszkodziło mi w podziwianiu ich urody. I to właśnie tymi kwitnącymi drzewami
Pola Elizejskie Wientianu wygrywają z paryskimi.
Bo sam Łuk
Triumfalny nie jest niestety zbyt piękny – choć podobno większy od
francuskiego.
Jest też jedynym znanym mi budynkiem, na którym wisi oficjalna
tablica głosząca jego brzydotę.
wg autorów tablicy budynek ten jest betonowym potworem
Na ostatnim
piętrze Łuku znajduje się taras widokowy, z którego podziwiać można plac z
fontannami
i gong pokoju, stanowiący ostateczny kres najelegantszej ulicy
Wientianu.
gong jest darem Pokojowego Komitetu Republiki Indonezji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz