poniedziałek, 14 lipca 2014

Tuniskie opowieści dziwnej treści


W dni powszednie mało jest wolnego czasu na poznawanie Tunezji, ale przecież nie można się cały czas uczyć, a spacer znakomicie wpływa na stan szarych komórek, więc czasem zamiast taksówką (tunezyjskie taksówki są niesłychanie tanie i do tego działają w nich taksometry, dzięki czemu nie trzeba się targować – istny taksówkowy raj) wracamy do domu piechotą.
w Tunisie jest bardzo dużo takich budynków


Idąc normalnym tempem, do pokonania drogi ze szkoły do akademika wystarczy dwadzieścia minut. Ponieważ jednak Tunis obfituje w ciekawe miejsca, trasa ta zabiera nam czasem pół dnia. Trzeba przecież obfotografować wszystkie te piękne budynki, kwitnące krzewy i palmy…

park miejski

 A co powiecie na takie drzewo? Zgodzicie się chyba, że nie można przejść koło niego obojętnie.

te gałęzie ciągną się jeszcze dalej, nie dało się ich zmieścić na zdjęciu w całości
Okazało się też, że niedaleko naszego akademika znajduje się ogród zoologiczny. Niby nic takiego, każdy był w takim miejscu dziesiątki razy, my jednak postanowiłyśmy sprawdzić, czy arabskie ZOO różni się od europejskiego. I muszę przyznać, że wizyty tej długo nie zapomnę.

najpierw było normalnie, jak w ZOO

Na pierwszy rzut oka wszystko było podobnie jak u nas, klatki, wybiegi, no może trochę dziwnie dużo świń (zwłaszcza jak na kulturę, w której tymi zwierzętami się gardzi), ale ogólnie rzecz biorąc normalka.
świński wybieg nr 1

piękna i bestia, czyli świnie po raz drugi

świński wybieg nr 3
Przechadzałyśmy się więc pośród wielbłądów, prosiaków i strusi, aż dotarłyśmy do wybiegu krokodyli. Tam się zaczęło…
Kiedy pan, który otwierał furtkę wybiegu krokodyli zamachał na nas, podeszłyśmy, bo jak wiadomo kontakty z tubylcami zawsze są atrakcyjne. Nie inaczej było tym razem. W towarzystwie Ibrahima – tak nazywał się pan – weszłyśmy do pierwszego krokodylego ogródka. Od wylegujących się nad bajorem gadów oddzielał nas płotek, więc czułyśmy się dość bezpiecznie. Według Ibrahima chyba zbyt bezpiecznie, bo otworzył furtkę w tym płotku i zaczął nas namawiać do bliższego kontaktu z krokodylami. Ponieważ nie okazałyśmy nadmiernego entuzjazmu, opiekun gadów postanowił pokazać nam, że nie ma się czego obawiać. Najpierw lekko trącił jednego zwierzaka, a potem złapał go za ogon i potrząsnął. Krokodyl rzeczywiście był raczej znudzony niż groźny, jednak my nie opuściłyśmy naszych bezpiecznych pozycji za płotkiem. Zwłaszcza, że Ibrahim radośnie oznajmił, że krokodyle jedzą pawie, koty oraz ludzi i na dowód pokazał bliznę na szczęce. Podobno kiedyś, gdy zasnął na trawie, jeden z gadów trochę go nadgryzł.

Ibrahim pokazuje, że krokodyle są a) żywe, b) niegroźne

Żeby zejść z niemiłych tematów zapytałam o małą szklarnię stojącą nieopodal. Ibrahim powiedział, że to krokodyla stołówka, wprowadza się tam żywe ptaki, a potem wpuszcza krokodyle. Pióra pokrywające trawę w szklarni to resztki gadziego obiadu.

na ziemi i podmurówce widać ptasie piórka

 Po wyjściu z wybiegu krokodyli Ibrahim zaproponował nam wizytę u żółwi. Tym razem bez oporów weszłyśmy do klatki i zrobiłyśmy sobie nawet zdjęcia z miłymi choć nieco ospałymi zwierzakami. Nasz przewodnik oświadczył, że żółwie te mają po 300 lat i pamiętają czasy osmańskie oraz, że spokojnie można na nie siadać, dla nich to jakby wylądował komuś na ramieniu wróbelek. Podeszłam sceptycznie do obu tych informacji i do zdjęcia ustawiłam się obok żółwia.

pan Ibrahim i osmańskie żółwie
Po sesji fotograficznej pożegnałyśmy żółwie i Ibrahima i poszłyśmy oglądać kolejne zwierzęta.
 choć spotkanie i tak było niezapomniane, to dodatkowo dostałam na pamiątkę kolec jeżozwierza
  
Samotnością nie cieszyłyśmy się zbyt długo, bo gdy tylko podeszłyśmy do klatki z panterą, zawołał nas opiekun drapieżników. W ten sposób trafiłyśmy w sam środek piekielnych czeluści. Nasz nowy przewodnik wprowadził nas do wąskiego, długiego i ponurego pomieszczenia. Po jego obu stronach ciągnęły się klatki. W tych po lewej siedziały małpy, zaś niewielkie pomieszczenia znajdujące się po prawej wykorzystywane były do karmienia lwów, tygrysów i lampartów. Najpierw mój wzrok padł na króla zwierząt rozszarpującego wielki krwisty ochłap mięsa, następnie odskoczyłam, bo jakaś małpa, wystawiwszy łapę przez pręty, trąciła mnie w rękę, a potem to już tylko przeżegnałam się w duchu i poddałam woli niebios. Strażnik uznał chyba, że mamy za mało atrakcji, więc najpierw wziął mój aparat, żeby zrobić tygrysowi zdjęcie z bliska (w połowie zdrowaśki aparat szczęśliwie do mnie powrócił), a potem zaczął zachęcać tegoż tygrysa do godnego wystąpienia przed zagranicznymi gośćmi.

to zdjęcie wykonano bez użycia zoomu

Widzicie to? Ponury korytarz, ryczący tygrys, zwisające z klatki żebra – chyba krowie – na podłodze pochlapane krwią wiadro, lew rozszarpujący mięso, zapach jatki skrzyżowany z wonią obory. I jeszcze ta małpa, która nie wiadomo co tam robiła.

na szczęście do wyjścia już blisko...
Jak napisała w mejlu do znajomych moja koleżanka „ bardzo podobało mi się w arabskim ZOO”…

6 komentarzy:

  1. Ha ha ha! Piękne! Oni chyba lubią adrenalinkę. I nie mają Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych Am. Pn. z tymi wszystkimi "security precautions". I tacy weseli są. Jak leciałam Air Algerie, to ludzie nie mieli problemu, żeby spacerować po samolocie w czasie startu, nikt nie zapinał pasów, a w ubikacji czuć było papieroski.
    I może trochę im się nudzi w tym zoo, mogli poszpanować przed Wami :-) A ten pan, co sobie uciął drzemkę na trawniku przy krokodylach :-))) I ten od tygrysa...chyba nie oglądał Życia Pi...
    Piękna historia z arabskiego zoo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Unii zdecydowanie nie mają. Za to ugościć chcą zawsze za wszelką cenę. Czym chata bogata, a że akurat był na składzie tygrys i krokodyl... :))

      Usuń
  2. Zawsze się zastanawiam dlaczego małpy odwracają się plecami, a raczej czerwonymi posladkami ;) Zupełnie gardzą sławą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może one mają w sobie mniej z małpy niż niektórzy przedstawiciele naszego gatunku

      Usuń
  3. Faktycznie to pewnie o to ugoszczenie gościa chodzi! :-) Pasuje!

    OdpowiedzUsuń