czwartek, 10 lipca 2014

Obiady czwartkowe


Pisać o obiedzie w ramadanie chyba nie wypada, bowiem od wschodu do zachodu słońca obowiązuje post i przez cały miesiąc je się tylko bardzo wczesne śniadania i późne kolacje. W ciągu dnia napić się lub coś zjeść można jedynie w kilku miejscach w mieście. Na ogół wyglądają one tak:



Gazety lub grube kotary zasłaniają wnętrze. Dzięki temu ludzie na ulicy nie denerwują się widokiem niedostępnych dla nich napojów i potraw, a klienci restauracji mogą w spokoju konsumować swoje dania.
Jednak takie miejsca należą do wyjątków, zdecydowana większość kawiarni, barów i restauracji otwierana jest dopiero o zmierzchu, kiedy kończy się post. Wszystko już wtedy wolno i chyba wiele osób próbuje wieczorem zjeść jednocześnie zaległe śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Wrażenie takie wyniosłam z restauracji, w której serwowane jest „menu ramadan”. Za 10 dinarów (około 18 złotych) podano nam:

1.       Zupę jarzynową z harissą. Bez tej przyprawy kuchnia tunezyjska nie istnieje, więc nastawcie się, że przeczytacie o niej jeszcze wielokrotnie.


2.       Przystawki w postaci kanapek z bagietki z tuńczykiem (to też jeden z najpopularniejszych składników kulinarnych, w supermarkecie można kupić chyba z 50 różnych rodzajów puszek tuńczyka) i harissą
 
 
oraz  brik. To danie, którego nigdy przedtem nie jadłam i wymaga osobnego omówienia w następnych postach, teraz więc tylko sobie popatrzcie J


3.       Kawałek barana w sosie z harissą i okrą.
 
 
Tutejsza okra różni się trochę od tej, którą znałam do tej pory. To znaczy w smaku jest podobna, ale rozmiar ma zdecydowanie mniejszy. O, taka malusieńka jest:

te białe kulki to małe dymki, dzięki nim łatwiej wyobrazić sobie rozmiar okry

4.       Kuskus z warzywami i mięsem.
 Początkowo myślałam, że kuskus będzie dobrym pomysłem na obiady bez gotowania, ale przestudiowawszy w supermarkecie wszystkie 7 rodzajów kuskusu, stwierdziłam, że różnią się od tego sprzedawanego w polskich sklepach. U nas wystarczy zalać ziarenka wrzątkiem i już. A kuskus tutejszy wymaga gotowania na parze przez 15 do 20 minut, w zależności od rodzaju.
 
 

5.       Pudding z biszkoptami i bananami.
 
 

6.       Owoce i herbata, którym już nie robiłam zdjęć.

Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek dał radę to wszystko zjeść. Jeśli jednak dokona tego wyczynu to z pewnością spokojnie dotrwa do kolejnego zachodu słońca. Zastanawiam się jednak, co dzieje się z żołądkiem człowieka, który przez miesiąc stosuje taką dietę?

 PS: to informacja dla osób zainteresowanych zagadką sprzed kilku dni. Rozwiązanie znajduje się tutaj (w komentarzach)

5 komentarzy:

  1. Z żołądkiem to może nawet nic, ale z waga ciała, to ho ho!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pudding dobry? Nie za słodki? Ładnie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobry. Po tych wszystkich daniach już myślałam, że nic więcej się we mnie nie zmieści, ale pudding wszedł cały :)

      Usuń
  3. E tam, zwyczajne polskie przyjęcie;) też ma tyle potraw, tyle że coś na trawienie leje się ze zmrożonej butelki, a tam tylko... herbatka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza tym, przyjęcie w Polsce trwa pół dnia, jest czas na odsapnięcie, a tu jeszcze nie zdąćyłam zjeść zupy, a już był na stole kuskus :)

      Usuń