Żeby poczuć się w Libanie prawdziwie bliskowschodnio, trzeba opuścić kosmopolityczny Bejrut i wybrać się na przykład do Trypolisu zwanego po arabsku Tarablusem.
Nie wiem, dlaczego, ale w tamtym rejonie to częsta przypadłość. Wiele miast w Syrii, Libanie czy Jordanii ma podwójne nazwy – arabską i ogólnoświatową. Nie ułatwia to podróżowania, bo nie dość, że trzeba umieć odczytać wypisane na szybach autobusów arabskie litery, to jeszcze należy pamiętać o drugiej nazwie.
W przypadku wyjazdu do Trypolisu nie było to zbyt skomplikowane, bo na Placu Męczenników, który od czasu wybuchu w porcie pełni funkcję dworca, stał tylko jeden autobus.
autobusy mają pętlę po lewej stronie pomnika |
Pojechałam nim wygodnie do położonego kilkadziesiąt kilometrów na północ, drugiego co do wielkości miasta Libanu. Jedzie się tam bardzo przyjemnie, bo droga biegnie wzdłuż wybrzeża, a Morze Śródziemne nie dość, że ma piękny szmaragdowy kolor, to jeszcze błyszczy się w słońcu, jakby zostało posypane brylantowym brokatem.
Na miejscu od razu przekonałam się, że faktycznie Trypolis jest inny i o wiele bardziej odpowiada wyobrażeniom o arabskim mieście.
W Bejrucie nie jest łatwo znaleźć proste uliczne jedzenie, tu – zanim pokonałam duże skrzyżowanie, przy którym wysiadłam z autobusu – napotkałam co najmniej pięć możliwości zjedzenia śniadania.
był też chyba sezon na pistacje - sprzedawano je dosłownie na każdym rogu |
na ulicy można kupić przekąski lokalne oraz globalne |
można też napić się kawy |
Poza tym, Trypolis dysponuje starym miastem z sukiem, na którym kupić można dokładnie wszystko.
uliczka złotników |
No i na wielu ulicach widać panów w różnym wieku, siedzących w oparach dymu papierosowego i sziszowego przy małych stoliczkach rozmaitych niezbyt wyrafinowanych kawiarni. Natomiast w ogóle nie widziałam tam Starbucksa!
Co nie oznacza, że w Trypolisie nie ma nowoczesnych budynków, sklepów i kawiarni. Oczywiście są, miasto ma ofertę i dla miłośników tradycyjnego gwaru starego suku i tych, którzy wolą współczesny miejski hałas.
A co, jeśli chodzi o atrakcje turystyczne? Najważniejszą jest zbudowana przez krzyżowców cytadela.
Od prawie tysiąca lat służyła różnym obrońcom miasta. Dziś też stacjonuje tam wojsko. Ale można ją zwiedzać. Warto, bo z murów cytadeli widać panoramę całego miasta.
na horyzoncie widać morze |
Inną historyczną pamiątką, jest dawna stacja Orient Expressu. Zasadniczo ten słynny pociąg kończył bieg w Stambule, ale w pewnych okresach istniały przedłużenia linii, prowadzące do Syrii i Libanu. I wtedy ostatnia stacja była właśnie w Trypolisie.
Dwie lokomotywy, które miały pecha być w tym miejscu w czasie, gdy w Libanie rozpoczęła się wojna domowa, stoją tu do teraz. Nie wiem, jak to się stało, że ktoś je odkrył i zaprezentował światu, ale faktem jest, że dziś wszystkie internetowe przewodniki zachęcają do odwiedzenia zarośniętej krzakami stacji. Miejsce rzeczywiście jest intrygujące. W miłośnikach pociągów budzi może wiele innych uczuć, ale dla mnie było przede wszystkim impulsem do zadumy nad losem ludzi i lokomotyw.
Na wiele więcej niestety nie starczyło mi czasu. No bo jeszcze trzeba było pochodzić po uliczkach starego miasta, posiedzieć w rozmaitych lokalach gastronomicznych i ogólnie ponapawać się atmosferą miasta.
byłam też w meczecie, w którym dostałam pachnącą czystością abaję i cukierka |
Mam nadzieję, że nie był to ostatni raz i kiedyś uda mi się lepiej poznać Tarablus, Trypolisem zwany. Czego i Wam życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz