niedziela, 29 października 2023

Liban - Trypolis

 Żeby poczuć się w Libanie prawdziwie bliskowschodnio, trzeba opuścić kosmopolityczny Bejrut i wybrać się na przykład do Trypolisu zwanego po arabsku Tarablusem. 


Nie wiem, dlaczego, ale w tamtym rejonie to częsta przypadłość. Wiele miast w Syrii, Libanie czy Jordanii ma podwójne nazwy – arabską i ogólnoświatową. Nie ułatwia to podróżowania, bo nie dość, że trzeba umieć odczytać wypisane na szybach autobusów arabskie litery, to jeszcze należy pamiętać o drugiej nazwie.

W przypadku wyjazdu do Trypolisu nie było to zbyt skomplikowane, bo na Placu Męczenników, który od czasu wybuchu w porcie pełni funkcję dworca, stał tylko jeden autobus. 

autobusy mają pętlę po lewej stronie pomnika

Pojechałam nim wygodnie do położonego kilkadziesiąt kilometrów na północ, drugiego co do wielkości miasta Libanu. Jedzie się tam bardzo przyjemnie, bo droga biegnie wzdłuż wybrzeża, a Morze Śródziemne nie dość, że ma piękny szmaragdowy kolor, to jeszcze błyszczy się w słońcu, jakby zostało posypane brylantowym brokatem.


Na miejscu od razu przekonałam się, że faktycznie Trypolis jest inny i o wiele bardziej odpowiada wyobrażeniom o arabskim mieście.  


W Bejrucie nie jest łatwo znaleźć proste uliczne jedzenie, tu – zanim pokonałam duże skrzyżowanie, przy którym wysiadłam z autobusu – napotkałam co najmniej pięć możliwości zjedzenia śniadania.

był też chyba sezon na pistacje - sprzedawano je dosłownie na każdym rogu



na ulicy można kupić przekąski lokalne oraz globalne


można też napić się kawy

Poza tym, Trypolis dysponuje starym miastem z sukiem, na którym kupić można dokładnie wszystko.

uliczka złotników

  No i na wielu ulicach widać panów w różnym wieku, siedzących w oparach dymu papierosowego i sziszowego przy małych stoliczkach rozmaitych niezbyt wyrafinowanych kawiarni. Natomiast w ogóle nie widziałam tam Starbucksa!


Co nie oznacza, że w Trypolisie nie ma nowoczesnych budynków, sklepów i kawiarni. Oczywiście są, miasto ma ofertę i dla miłośników tradycyjnego gwaru starego suku  i tych, którzy wolą współczesny miejski hałas.


A co, jeśli chodzi o atrakcje turystyczne? Najważniejszą jest zbudowana przez krzyżowców cytadela.


 Od prawie tysiąca lat służyła różnym obrońcom miasta. Dziś też stacjonuje tam wojsko. Ale można ją zwiedzać. Warto, bo z murów cytadeli widać panoramę całego miasta.

na horyzoncie widać morze

Inną historyczną pamiątką, jest dawna stacja Orient Expressu. Zasadniczo ten słynny pociąg kończył bieg w Stambule, ale w pewnych okresach istniały przedłużenia linii, prowadzące do Syrii i Libanu. I wtedy ostatnia stacja była właśnie w Trypolisie. 


Dwie lokomotywy, które miały pecha być w tym miejscu w czasie, gdy w Libanie rozpoczęła się wojna domowa, stoją tu do teraz. Nie wiem, jak to się stało, że ktoś je odkrył i zaprezentował światu, ale faktem jest, że dziś wszystkie internetowe przewodniki zachęcają do odwiedzenia zarośniętej krzakami stacji. Miejsce rzeczywiście jest intrygujące. W miłośnikach pociągów budzi może wiele innych uczuć, ale dla mnie było przede wszystkim impulsem do zadumy nad losem ludzi i lokomotyw.


Na wiele więcej niestety nie starczyło mi czasu. No bo jeszcze trzeba było pochodzić po uliczkach starego miasta, posiedzieć w rozmaitych lokalach gastronomicznych i ogólnie ponapawać się atmosferą miasta.

byłam też w meczecie, w którym dostałam pachnącą czystością abaję i cukierka

Mam nadzieję, że nie był to ostatni raz i kiedyś uda mi się lepiej poznać Tarablus, Trypolisem zwany. Czego i Wam życzę.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz