czwartek, 5 października 2023

Obiady czwartkowe

 Dziś czwartek, wychodzi więc na to, że opisywanie Libanu rozpocznę od jedzenia. 

suk w Trypolisie

Najbardziej pozytywne wrażenie zrobiły na mnie tamtejsze śniadania. Ciekawe było nawet to spożywane w biegu, czyli kupione w piekarni duże pierogi z drożdżowego ciasta 

w dziurze piecowej z lewej strony podgrzewa się moje śniadanie

nadziewane czymś podobnym do szczawiu. 


Ale oczywiście o wiele przyjemniej śniadało się, gdy mogłam usiąść w ładnym miejscu, pod drzewem,


 w zacisznym zaułku trypoliskiego suku i delektować się makdousami, kilkoma rodzajami sera i oliwkami.

makdousy widać z lewej strony. Są to faszerowane i marynowane małe bakłażany

W ogóle Trypolis najbardziej spełnił moje kulinarne oczekiwania. Drugiego dnia trafiłam na śniadanie do bardzo klimatycznie urządzonej restauracji w starym kamiennym domu. 


Dostałam tam do jedzenia ful, czyli gesty sos z fasoli z tahini i to było absolutnie przepyszne. Kupowane u nas w słoiku tahini nie jest takie dobre, dlatego, gdy będziecie na bliskim Wschodzie, koniecznie spróbujcie dania z tą sezamową pastą, żeby przekonać się, że podróże kulinarne mają sens i że choć można u nas kupić już prawie wszystko, to wciąż znacznie lepiej jeść rozmaite dania tam, gdzie jest ich dom.


Do fulu podano mi także cieplutką pitę, wypiekaną w piecu przed wejściem do restauracji 


oraz „zestaw surówek”, czyli pomidory, paprykę, gałązki mięty i kiszoną rzodkiew. 


Zwłaszcza ta ostatnia robi wrażenie swoim doprawdy niezwykłym kolorem. Chyba Libańczycy lubią róż, bo na bazarze widziałam ukiszone na różowo rozmaite warzywa, nie tylko rzodkiew.


Bardzo, ale to bardzo lubią też zatar (za’atar), którym posypują szczodrze wszelkiego rodzaju wypieki.

popularne danie śniadaniowe - manoush/maneesh z serem i dużą ilością zataru

 Pewnie dlatego sprzedają go nie w małych przyprawowych saszetkach, tylko w wielkich torbach. Dla mnie to nieco za dużo, dlatego z żalem, ale zrezygnowałam z kupna ośmiu rodzajów zataru oferowanych w supermarkecie. 

nie widać wszystkich, daję słowo, z było osiem różnych rodzajów

Po powrocie do domu oczywiście od razu tego pożałowałam, posypując i sałatkę i twarożek tym samym, znanym od dawna zatarem. Trzeba było kupić choć ze dwa rodzaje….

No nic, może jeszcze się wybiorę do Libanu, bo choć to mały kraj, jest w nim mnóstwo atrakcji, a LOT ma całkiem niedrogie i bezpośrednie połączenie. Więc nie tracę nadziei 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz