czwartek, 27 lipca 2023

Obiady czwartkowe

 Najsłynniejszym elementem kuchni marokańskiej jest oczywiście tadżin. Słowo to oznacza zarówno gliniane naczynie, jak i potrawę, która w nim powstaje. 


Tadżinu można spróbować w każdej restauracji. Zazwyczaj do wyboru jest mięsny (z jagnięciny, baraniny lub wołowiny) lub z kurczaka. 


Niestety, takie wciąż panuje w Maroku spojrzenie na rodzaje pożywienia. Wegetarianie nie mają tam łatwego życia (o weganach nawet nie wspominam).  W kilku miejscach udało mi się wypatrzeć w menu tadżin w wersji wege, ale niestety oznaczało to po prostu pozbawienie dania mięsa, a co za tym idzie wszelkich przypraw i ogólnie smaku. W rezultacie taki tadżin to po prostu ugotowane warzywa.


 Natomiast wersje klasyczne mają przeróżne dodatki. Oprócz przypraw są to często suszone morele, śliwki i rodzynki. 


Dobry tadżin ma aromatyczny sos, w którym miło jest zanurzać kawałki chleba, podawanego do każdego dania.


Nieco podobna do tadżinu jest druga popularna potrawa, o zbliżonej nazwie. Tandżija przyrządzana jest także w glinianym naczyniu, tylko tym razem w formie dzbanka z pokrywką z folii aluminiowej. 


Piecze się w nim kurczaka z oliwkami i kiszonymi cytrynami. Nie wiem, jak podaje się to danie w domach, ale w restauracji dostałam je w towarzystwie wielu dodatków – była i fasolka i sos pomidorowy i nawet frytki. No i oczywiście chleb.


W ogóle w marokańskich lokalach gastronomicznych nie żałuje się gościom darmowych dań. Właściwie zawsze, nawet przy zamówieniu małej lemoniady, dostaje się miseczkę oliwek. Często towarzyszą im różne inne pikle i pasty warzywne.


 A czasami darmowa jest nawet zupa. 

to wszystko wjeżdża na stół przed złożeniem zamówienia

Najpopularniejsza, obecna w każdej restauracji i kosztująca grosze (jeśli akurat nie wchodzi w skład powitalnego zestawu) jest harira. Robi się ją z ciecierzycy, soczewicy, pomidorów i rozmaitych przypraw. Posypana listkami kolendry jest naprawdę pyszna. 

w wersji świątecznej harira podawana jest z daktylami i słodkimi ciasteczkami

Drugie miejsce w rankingu popularnych zup zajmuje bisara, czyli gęsta zupa krem z bobu. Też dobra, tylko wymaga dosolenia. 

kelner pouczył mnie, że należy co chwilę skrapiać zupę oliwą

To jest zresztą bardzo częsta sytuacja – Marokańczycy używają znacznie mniej soli niż my i właściwie wszystko wydawało się nam niesłone. A poproszony o sól kelner często wpadał w konsternację i musiał biec do kuchni po jakąś miseczkę, do której kucharz mógłby nasypać trochę białych ziarenek.

Zakłopotanie wywoływało też często pytanie o kuskus. Bo okazało się, że choć Maroko kojarzy się z kuskusem i rzeczywiście jest tam ważnym składnikiem kulinarnym, to jada się go tylko w piątki. I wiele restauracji, choć ma kuskus w menu, nie podaje go w pozostałe dni tygodnia. Na szczęście udało się znaleźć lokale mniej przywiązane do tradycji, ale w pierwszą sobotę pobytu myślałyśmy już, że przyjdzie nam czekać cały tydzień na spróbowanie tradycyjnego marokańskiego dania. Kuskus podawany jest jako wielka góra kaszy, obłożona warzywami, pod którymi schowany jest kawał mięsa. Porcja zazwyczaj nie do przejedzenia, nawet jeśli ktoś, tak jak A. jest miłośniczką mięsa z rosołu, bo tak mniej więcej smakuje dodatek do kuskusu.


Ja, jako wielbicielka krewetek, próbowałam trochę innych dań. Na placu Dżami al-Fana jadłam grillowane, 


w Rabacie były schowane pod kołderką z sera. 


A w rybnej restauracji w Marrakeszu po zjedzeniu powitalnego zestawu, dostałam takie danie.


 Krewetki wszędzie były dobre, ale wymagały dużo pracy, bo na ogół podawano je w skorupkach.

Nie zawsze mogłam zamawiać krewetki, bo trzeba było przecież spróbować dań tradycyjnych. Właściwie nigdy nie jadłam dwa razy tego samego, bo ciągle okazywało się, że w menu jest potrawa wymagająca degustacji. A to rafissa, świąteczne danie z pokrojonego na makaron placka chlebowego z soczewicą,


 a to pasticcio, czyli ciastko obficie posypane cukrem pudrem i nadziewane kurczakiem.

ciastko kurczakowe

No a jeszcze są daktyle w dziesiątkach gatunków, 

sklepy daktylowe

amlu, czyli pasta z migdałów, miodu i oleju arganowego 

wyrób amlu

i wiele innych dań, których nie udało się zjeść podczas krótkiego pobytu.

Chyba trzeba będzie powtórzyć wyprawę…




2 komentarze:

  1. Może to ciastko z kurczaka lepsze od daktylowego, bo to byłoby słodkie ponad wszelką miarę!
    Najpewniej ta kuchnia jest pyszna, ale naczynia stołowe mają tam PIĘKNE!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, kurczak nieco łagodził słodycz. Tylko nie mogłam się zdecydować, czy zjadłam obiad czy deser :)
    A naczynia faktycznie piękne, kupiłam tylko 2 miseczki i okropnie teraz żałuję.

    OdpowiedzUsuń