poniedziałek, 25 lipca 2022

Na Santo Antão

Na Santo Antão dostać się można jedynie statkiem. Lotnisko kiedyś na wyspie było, ale to dawne dzieje i dziś wszyscy, którzy chcą się tam wybrać, lecą najpierw na São Vincente, a potem wsiadają na prom odpływający z Mindelo dwa razy dziennie, rano i popołudniu. 


Podróż jest krótka i wygodna. Bagaż nadaje się jak na lotnisku (no, prawie, bo nie dają żadnego kwitka), więc można bez obciążenia spacerować sobie po wszystkich pokładach. Można korzystać z wifi i oglądać kabowerdeńskie teledyski w zamkniętym salonie (ciekawostką Wysp Zielonego Przylądka jest to, że na ulicach Mindelo, Espargos czy Ponta do Sol spotyka się przystojniejszych mężczyzn niż gwiazdy lokalnej sceny muzycznej) albo stać na otwartym pokładzie, podziwiać przestwór oceanu i wypatrywać latających ryb. 

kto chciałby zamieszkać w takim domku?

 Przy odrobinie szczęścia trafi się też urozmaicenie w postaci zespołu perkusyjnego, który chodzi po całym promie i przygrywa pasażerom. 

zespół biały grał na promie

a niebieski w porcie

 W otoczeniu rozlicznych atrakcji, droga minęła mi bardzo szybko. Jak się jednak okazało, oceaniczna podróż nie była najbardziej ekscytującym momentem dnia.

Zanim przystąpię do dalszego ciągu, muszę się Wam przyznać do pewnego zaniechania. Otóż przed wyprawą na Santo Antão nie zapoznałam się dokładnie z charakterystyką wyspy. Wiedziałam, że jest tam ładnie – wręcz najładniej – i że można robić piesze wycieczki. Na czym ta uroda polega i jakie to wycieczki, nie doczytałam. A nocleg zarezerwowałyśmy z A. tak trochę na chybił trafił. 

gdzieś na Santo Antão

 Dlatego z zaskoczeniem przyjęłam informację kierowcy, który czekał na nas w porcie, że do hotelu będziemy jechać trzy godziny. Na szczęście okazało się, że podróż nie jest ani trochę nudna. Najpierw zadziwiły i zachwyciły nas widoki – droga malowniczo wiła się pośród skalistych gór, o które roztrzaskiwały się spienione fale. Potem, gdy wjechaliśmy w zamieszkane rejony, zaczęły się atrakcje bardziej obyczajowe. 


 Żeby zmniejszyć cenę przejazdu, zgodziłyśmy się na zabieranie do naszego samochodu innych pasażerów. Była to świetna decyzja, dzięki której miałyśmy okazję obserwować zwykłe życie mieszkańców Santo Antão. Choć chyba „zwykłe” to złe słowo. Mieszkanie w domkach przyklejonych do skalnych zboczy powoduje, że życie mają stanowczo nie „zwykłe”. Oraz szalenie trudne.


  Ze zdumieniem i podziwem patrzyłam na starszą panią, której dostarczyliśmy po drodze dużą butlę gazową. Pani była niewysoka i szczuplutka, ale bez wahania zarzuciła sobie ciężar na plecy i poszła w dół stromego zbocza. Bo gdzieś tam, w połowie góry, był jej dom, do którego można się było dostać jedynie od dołu albo od góry.


 Dwie inne panie zawieźliśmy daleko w głąb wyschniętego koryta rzeki. Wysiadły razem z licznymi pakunkami, po które zaraz z góry zbiegli młodzi chłopcy, pewnie członkowie rodziny. 


 Jeździliśmy tak sobie w tę i we w tę, tu dostarczyliśmy tort, tam podwieźliśmy jakiegoś pana, a naszego hotelu jak nie było, tak nie było. 


 

czasami był asfalt, a czasami bynajmniej...

W końcu, minąwszy ostatnią – jak się wydawało – wioskę, 


 za którą były już tylko gołe skały i ocean, dojechaliśmy na miejsce. Najpierw nas lekko zamurowało. Potem zgodnie wybuchnęłyśmy śmiechem. Okazało się, że najbliższe cztery dni spędzimy w stacji kosmicznej na Księżycu (to moje pierwsze wrażenie) lub w osadzie Hobbitów  (tak pomyślała A.). 


 Wokół nas były jedynie skały, rozszalały ocean i urywający głowy wicher. Szczerze Wam polecam nocleg w Questel BronQ, bo to naprawdę niecodzienne przeżycie. 

w hotelowej jadalni

 Leżąc w łóżku, można przez otwarte drzwi patrzeć na moc i potęgę natury. Nie ma żadnego białego piaseczku, palm ani hamaków. Questel BronQ oferuje prawdziwie surową dzikość. A do tego pyszną kuchnię, 

są nawet firmowe obrusy

 miłą panią troszczącą się o gości (w oszałamiającej liczbie 4 osób) i sympatycznego holendersko-kabowerdeńskiego właściciela, który ugościł nas grogiem i ponczem z własnej gorzelni.

droga do Questel BronQ

 Miejsce to jest też punktem początkowym atrakcyjnej trasy pieszej wędrówki. O której napiszę następnym razem. Pa!

nasz hotel z oddali

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz