Wyspy Zielonego Przylądka? Hm… Tak, jasne, słyszałem. Ale tak właściwie, to gdzie to jest?
Tak najczęściej wyglądały rozmowy o planowanych przeze mnie wakacjach. Nazwę kraju zna każdy (choć właściwie oficjalnie wyspy się w niej nie pojawiają i brzmi: Republika Zielonego Przylądka), sporo osób kojarzy też najsłynniejszą obywatelkę tego państwa, czyli Cesarię Evorę. Ale już pytanie o to, jak należy mówić na mieszkańców wysp czy gdzie ich kraj się znajduje, pozostaje na ogół bez odpowiedzi.
![]() |
Twarz najsłynniejszej Kabowerdenki można zobaczyć wszędzie - na obrazach, pomnikach, murach, a nawet na banknotach |
Pozwolicie więc, że pierwszą opowieść o Cabo Verde (w 2013 roku tutejsze władze poinformowały ONZ, że wszyscy, bez względu na język, jakim mówią o ich kraju, powinni używać tej nazwy – Republika Cabo Verde. Ale zdaje się, że Polska ma na ten temat odrębne zdanie i u nas wciąż funkcjonuje Zielony Przylądek) poświęcę sprawom podstawowym.
Otóż Wyspy Zielonego Przylądka leżą na Oceanie Atlantyckim
![]() |
Atlantyk opływa Cabo Verde w nieprzyzwoicie wręcz piękny sposób |
około 600 kilometrów od kontynenty afrykańskiego, na wysokości Senegalu (Internet podaje różne liczby – polska Wikipedia twierdzi, że to zaledwie 450 km, angielska i portugalska uważa, że 600 – 850 km, a kalkulator odległości twierdzi, że 717 km). Tam właśnie znajduje się ów Zielony Przylądek, czyli prawie najbardziej na zachód wysunięty kawałek Afryki.
![]() |
tu widać ponad połowę zamieszkanych wysp oraz flagę Republiki Zielonego Przylądka |
Wyspy nazwane na cześć tego przylądka zielone nie są nic a nic. Udało mi się obejrzeć trzy z nich (zamieszkanych jest 10) – jedna miała zielone kawałeczki otoczone groźnie wyglądającymi skalistymi górami,
![]() |
Santo Antão |
druga była sucha,
![]() |
São Vincente |
a trzecia to totalna pustynia.
![]() |
Sal |
Oczywiście, dzięki ciężkiej ludzkiej pracy są tu ogrody i ocienione palmami promenady.
Ale wystarczy odejść kilka kroków, tam, gdzie nikt nie czyni specjalnych starań i od razu krajobraz robi się iście księżycowy. Fascynujący, ale odrobinę groźny. I zmuszający do ciągłego rozmyślania o ludziach, którzy przypłynąwszy tu w XV wieku i zobaczywszy tę nieprzyjazną jałową ziemię, wpadli na pomysł zasiedlenia wysp. Ogólnie rzecz biorąc, nie szanuję ich jakoś nadmiernie, bo byli to handlarze niewolnikami i wyspy interesowały ich ze względu na korzystne położenie na szlaku handlowym. Ale, że byli twardzi i sięgali, gdzie wzrok nie sięga, to im trzeba przyznać.
W wyniku mieszania się przez całe stulecia złych, acz odważnych Portugalczyków z afrykańskimi niewolnikami (pewnie raczej niewolnicami) powstał naród dzisiejszych Kabowerdeńczyków – ludzi o pięknej, delikatnie brązowej cerze, europejsko-afrykańskich rysach i burzy fantastycznych czarnych loków. Obserwowanie mieszkańców wysp: Sal, São Vincente i Santo Antão utwierdziło mnie w przekonaniu, że mieszanie ras powinno być przymusowo wprowadzone na całym świecie.
Ludzie na Wyspach są nie tylko piękni, ale też przyjaźnie
nastawieni do otaczającego ich świata, w tym różowo bladych turystek, które
ciągle czegoś chcą i mają nadzieję, że zostaną zrozumiane, dukając dziwne słowa
w hiszpańsko-angielskiej mieszance. Niektórzy postanowili wyjść im naprzeciw i
nauczyli się polskiego. W turystycznych miejscach wyspy Sal, gdzie Polaków jest
bardzo dużo, prawie każdy sklepikarz czy taksówkarz mówi po polsku. Że „dzień
dobry” i „u mnie taniej niż w Biedronce” to nic zaskakującego, tak mówią w
wielu kurortach świata. Ale, że ratownik w nadoceanicznym „Blue eye” siada i
rozmawia z nami przez 10 minut o różnych sprawach, to robi wrażenie. Widać ludzie są tu nie tylko ładni, ale też uzdolnieni.
Ładne i sympatyczne są także tutejsze psy. Jest ich bardzo
dużo, chyba nigdzie indziej nie widziałam tylu bezpańskich Azorków. Chodzą ulicami,
machają przyjaźnie ogonami i czują się tak bezpiecznie, że układają się do snu
na środku drogi albo w samym wejściu na lotnisko. I nawet jeśli jedzie samochód
lub wchodzi dwudziestu pasażerów z walizami, to nic – psy ani drgną. Śpią sobie
dalej smacznie, a ludzie grzecznie omijają wypoczywające zwierzęta.
Łagodni ludzie i czworonogi stanowią kontrast dla tutejszej przyrody. Sucha ziemia, groźne skały i porywisty wiatr, to główne cechy kabowerdeńskiego krajobrazu. Na długo zapamiętam zwłaszcza wichry, które nie tylko strącają kapelusze z głów, ale prawie przewracają co drobniejszych ludzi. To pewnie dlatego 95% tutejszych kobiet nosi gładko zaczesane i spięte w kucyk włosy. Nie widuje się tu żadnych fantazyjnie spuszczonych pasemek, jedyna szansa na normalny wygląd to ulizanie i przymocowanie do głowy każdego kosmyka. Mnie przyswojenie tego stylu zajęło jakiś kwadrans. Pierwszego dnia wyszłam z domu z rozpuszczonymi włosami. Do najbliższej knajpki weszłam z fryzurą typu „pierun w mietłę strzelił” i natychmiast rozpoczęłam poszukiwania gumki do włosów. W ten sposób do pewnego stopnia opanowałam kwestię fryzury. Ale wiatr nie odpuścił – skoro nie może totalnie skołtunić mi włosów, postanowił zaatakować inne kawałki człowieka. Dwugodzinny spacer po chłostanej wichrem i palonej słońcem nadoceanicznej pustyni spowodował masakrę moich ust. Dolna warga spuchła i pokryła się bąblami, które nie chciały zniknąć przez dwa tygodnie (bo codziennie wiatr robił swoje). Dlatego pamiętajcie – jadąc na Wyspy Zielonego Przylądka, zaopatrzcie się w dobry balsam ochronny do ust z maksymalnie dużym filtrem UV.
![]() |
wieje zawsze w lewo |
Poza tym, pobyt na Cabo Verde to prawdziwa przyjemność. Wszędzie, nawet w maleńkiej wiosce wciśniętej gdzieś wysoko w skały, znajdziecie bar z zimnym piwem i czystą, wyposażoną w papier toaletowy ubikacją.
![]() |
gdyby nie to, że dojście do tego baru zajmuje trzy godziny wędrówki w górę i w dół, to byłby mój najulubieńszy lokal |
Transportu nie będziecie szukać dłużej niż kwadrans, a oferta mieszkań na wynajem nawet na dwa dni jest duża.
Jedynie podróżowanie pomiędzy wyspami może wydawać się pewnym wyzwaniem. Pandemia spowodowała wycofanie się z rynku niektórych linii lotniczych i na 2-3 miesiące przed podróżą poważnie obawiałam się, że przyjdzie mi spędzić całe wakacje na jednej wyspie. Na szczęście na Facebooku natknęłam się na stronę https://www.facebook.com/caboverdeinfo.org/. Mieszkająca na Sal pani Ola załatwiła bilety na São Vincente, a stamtąd już bez problemu przepłynęłam promem na Santo Antão.
![]() |
São Vincente |
![]() |
Santo Antão |
Fantastyczne! Następny artykuł proszę poświecić jedzeniu 😁
OdpowiedzUsuńCzekamy na ciąg dalszy! Kilka lat temu byłam na 2 wyspach i jestem ciekawa zmian.
OdpowiedzUsuńJedzeniowy odcinek będzie tradycyjnie w czwartek :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, dobrze się czyta. Jedna uwaga: zdanie "Zielony Przylądek, czyli najbardziej na zachód wysunięty kawałek Afryki" nie jest prawdziwe. Tym kawałkiem Afryki jest przylądek ALMADI (kilka kilometrów dalej na zachód od Zielonego). Źr.: Encyclopedia Britannica, Encyklopedia PWN, Wikipedia.
OdpowiedzUsuńpoprawione :)
UsuńBardzo fajnie się czyta , zwłaszcza o innych wyspach niż Sal, bo tylko tą miałam okazję zobaczyć 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję. Czytam i kocham. Może już niebawem zobaczę to co ty, swoimi oczami
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się udało :)
Usuń