niedziela, 1 sierpnia 2021

Najbardziej na zachód

 Pierwszy stycznia 2020 spędziłam na Filipinach. Wydawało mi się, że to dobry znak i że tak rozpoczęty rok będzie obfitował w dalekie podróże. Od tego czasu minęło osiemnaście miesięcy, a ja spędziłam ten czas głównie we własnym mieszkaniu z widokiem na sąsiedni blok.

Sylwester 2019/2020

Tak bardzo chciało mi się wyjechać, że choć końca pandemii nie widać i wciąż nie można się wybrać zbyt daleko, to chwilową odwilż wykorzystałam, by na kilka dni pojechać, jeśli nie na koniec świata, to przynajmniej na koniec Europy.


Końców nasz kontynent ma wiele, jest więc z czego wybierać. Ja postanowiłam zobaczyć najbardziej zachodni jego punkt, znajdujący się niedaleko Lizbony, przylądek Cabo da Roca. Dalej nie ma już nic, tylko gdzieś tam hen hen, raczej w wyobraźni niż rzeczywistości majaczą brzegi amerykańskiego stanu Delawere.

Próbę dotarcia do USA stanowczo odradzam, bo nie dość, że to ponad 5 tysięcy kilometrów, to jeszcze podróż trzeba by zacząć od skoku ze skały wznoszącej się nad oceanem na wysokość 140 metrów.

"Tu gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna"  3. pieśń eposu Os Lusĭadas

   Prawie zupełnie pionowa ściana wygląda bardzo malowniczo, ale całkowicie uniemożliwia kąpiel. Za to owianie zachodnim wiatrem jest zapewnione w stu procentach – hula po okolicznych wzgórzach jak szalony. Nie hamują go żadne krzaki ani drzewa. Wszystko wkoło porośnięte jest jedynie przez pewien gatunek sukulenta z rodziny pryszczyrnicowatych. 


Bardzo ładny, choć niestety inwazyjny. Ma – jak to sukulent – grube, jakby plastikowe liście, które są efektowne, ale rozłożyć się na nich z kocykiem raczej się nie da. Tak więc plażowanie na końcu Europy odpada (nawet z parawanem). Można za to podziwiać bezkres oceanu


 i sielskość łagodnych wzgórz.


Jeśli do tego doda się widoki po drodze, która krętymi uliczkami prowadzi przez małe malownicze wioski i miasteczka, to ogólnie wychodzi szalenie przyjemna wycieczka.

Najlepiej odbyć ją przy okazji wizyty w Sintrze, 

Sintra - 45 minut podmiejskim pociągiem z Lizbony

którą z kolei warto odwiedzić, będąc w Lizbonie. 

Lizbona - niecałe 4 godziny samolotem z Warszawy

No ale o tym wszystkim napiszę następnym razem, bo teraz muszę rozpakować plecak i sprawdzić czy wino i oliwa przetrwały podróż samolotem. Zatem, do następnego!

2 komentarze: