środa, 18 czerwca 2014

O szkodliwym ratowaniu


Niedawno byłam w Białowieży i przywiozłam stamtąd – oprócz pysznego miodu klonowego i niezbyt pysznego korzenia omanu – wiedzę na temat małych sarenek.

korzeń omanu jest raczej paskudny, ale podobno baardzo zdrowy


Przy okazji oglądania różnych zwierząt w rezerwacie pokazowym dowiedziałam się o czymś, czym chyba warto się podzielić z innymi.
w rezerwacie pokazowym można spotkać wiele zwierząt żyjących w Puszczy Białowieskiej
 
Otóż zdarza się dość często, że turyści przynoszą pracownikom rezerwatu małe sarenki, które znaleźli w lesie. Robią to w dobrej wierze, sądząc, że maluchy są biednymi sierotkami wymagającymi pomocy. Tymczasem okazuje się, że matki po prostu zostawiły swoje dzieci w bezpiecznym miejscu i poszły załatwiać inne sprawy, bo takie są sarnie obyczaje.  Maluchy są nakrapiane i nie wydzielają żadnego zapachu, dzięki czemu bezpiecznie leżą sobie w wysokich trawach, czekając na matkę, która zawsze wraca w porze karmienia. Niestety czasem nie znajduje swojego dziecka tam, gdzie je zostawiła, bo w międzyczasie ludzie zdążyli „uratować” biedną sarenkę.
Dlatego pracownicy rezerwatu w Puszczy Białowieskiej apelują – nie ratujmy małych sarenek! Jeśli nie mamy stuprocentowej pewności, że matce stało się coś złego (np. leży obok rozjechana przez samochód) to pozwólmy naturze samej się o siebie troszczyć.

 
Że problem rzeczywiście istnieje i to nie tylko w Białowieży, przekonałam się, sięgając wczoraj po majowy numer „Stolicy”. Sarny mieszkają też w Warszawie, choćby w lasku Bielańskim, i wiele z nich traci swoje dzieci właśnie w wyniku interwencji ludzkich pomocników, którzy zanoszą sarenki do ZOO.
Ja do niedawna pewnie też bym tak zrobiła. Na szczęście podróże kształcą. I to kolejny tego dowód :)

1 komentarz: