piątek, 15 grudnia 2023

Plaże Kerali

 Jadąc do kraju takiego jak Indie, nawet jeśli było się tam już kilka razy, nie można oczywiście poświecić zbyt dużo czasu wylegiwaniu się na plaży. Ale dzień czy dwa listopadowe dni spędzone na słodkim nicnierobieniu i kąpieli w nieprzyzwoicie ciepłych wodach Morza Arabskiego należą się każdemu przybyszowi z zimnej Europy.



Kerala to dość wąski pasek, którego dłuższy bok przylega do morza, więc możliwości wypoczynkowych jest wiele. Wśród internautów zdecydowanie największą popularnością cieszą się dwa kurorty: Varkala i Kovalam. Ja postanowiłam wybrać się do pierwszego z nich, bo zachęciły mnie zdjęcia czerwonych klifów. 


Potem okazało się, że właściwie pasuje nam także wizyta w Kovalam, więc ostatecznie obejrzałam sobie obydwie miejscowości. To znaczy, tylko ich turystyczne części, bo mając wszędzie tylko jeden (i to niecały) dzień do prawdziwych Varkali i Kovalam się nie wybrałam. Mam nadzieję, że kiedyś to nadrobię, bo pozostał mi pewien niedosyt i Kerala wcale nie została wykreślona z listy moich podróżniczych planów i marzeń.

Choć długo się zastanawiałam, nie potrafię powiedzieć, gdzie podobało mi się bardziej. Plaża w Varkali różni się od tej w Kovalam przede wszystkim wspomnianymi już czerwonymi klifami. Krajobrazowi dodają one niewątpliwie urody, siedząc w dowolnej restauracji na nadmorskim deptaku ma się fantastyczny widok na morze. 


Jest jednak pewien minus – jeśli będąc na plaży, zapragniemy się napić zimnego piwa lub lemoniady, musimy wdrapać się po stromych schodach na górę. W Kovalam wspinaczka czeka nas tylko, gdy chcemy zwiedzić latarnię morską, która malowniczo wyłania się spośród palm.


Poza tym, wydaje mi się, że obie miejscowości oferują podobne atrakcje: lekcje jogi, masaże, zabiegi ajurwedy. Ale na to wszystko trzeba mieć nieco więcej czasu niż nędzne pół dnia.


jest też bogata i bardzo kolorowa oferta handlowa

Ja go nie miałam. Udało mi się więc jedynie wykąpać i obejrzeć zachód słońca. A przy okazji widziałam w Varkali nadmorską ceremonię religijną. Skojarzyła mi się trochę z chrztem, którego byłam kiedyś świadkiem na plaży w Ghanie. Tam, osoby wstępujące w szeregi wiernych były zanurzane w oceanie. Tu, najpierw w stojącej na plaży świątyni odbyła się modlitwa, 


a potem wszyscy jej uczestnicy poszli nad brzeg morza i ustawili się do niego tyłem. Kilku młodych chłopców, ubranych jedynie w spódnice z białych kuponów tkaniny, przyniosło tace z darami. Postawili je sobie na głowach i na trzy cztery, wspomagani dopingiem pozostałych uczestników, rzucili je za siebie. Morze pochłonęło ofiary w oka mgnieniu, po sekundzie nie został po nich najmniejszy ślad. Na falach nie unosił się nawet jeden mizerny kwiatuszek. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie – najwyraźniej morska bogini przychylnie odniosła się do złożonej ofiary.  Wierni też wyglądali na zadowolonych. Jeszcze tylko pokropili sobie głowy słoną wodą i poszli z powrotem do świątyni.

W Varkali udało mi się odwiedzić jeszcze jedno miejsce – Janardanaswamy Temple. 


Jest to licząca sobie dwa tysiące lat świątynia poświęcona jednemu z wcieleń boga Wisznu. 


Choć, jak zwykle, nie rozumiałam zbyt wiele z tego, co się w świątyni działo, oglądałam wszystko z dużą przyjemnością



 i chętnie patrzyłabym dłużej, ale niestety nie miałam czasu. 

to akurat wiem - lalki są formą modlitwy o dziecko

Taki to żywot człowieka na dwutygodniowym urlopie w kraju 10, 5 razy większym od Polski. Ale dzięki temu, że szybko opuściłam plażowe kurorty, zobaczyłam różne inne ciekawe miejsca, o których już niedługo Wam opowiem. Do zobaczenia!


wieczór na plaży w Kovalam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz