poniedziałek, 26 czerwca 2023

Marokańskie medyny

 Większość dużych miast świata składa się z nowej i starej części, w kręgu szeroko pojętego Bliskiego Wschodu, zwanej medyną. Maroko leży co prawda na zachodzie, ale kulturowo wpisuje się we Wschód i starówki jego miast są stanowczo medynami.



Do części wspólnych tych dzielnic należą wąskie uliczki (samochodem wjechać się nie da), 


wysokie domy bez okien, 

okna, balkony, ogródki - wszystko jest, ale skierowane do wnętrza domu
tu nasz pensjonat w Marrakeszu


a tu mieszkałyśmy w Fezie

małe sklepiki 


małe, ale szalenie pojemne

i wylegujące się koty. 


Jednak myliłby się ten, kto zobaczywszy jedną medynę, uznałby, że zna je wszystkie. Każde miasto ma swój charakter, kolory i atmosferę. I tak, Marrakesz, nie bez powodu zwany czerwonym miastem,


 odznacza się ceglastą barwą murów i wielkoświatowym rozgardiaszem. Najwięcej tu turystów, a co za tym idzie sklepów i restauracji dla nich przeznaczonych. 

ci panowie celują w turystów z Polski

Fez, który ma opinię posiadacza najzacniejszej medyny, jest nieco mniej elegancki. 


Więcej tam zwykłych uliczek i zgubić się łatwiej. A jeśli chodzi o kolory, to fezka (?) medina jest po prostu barwy gliny.

widok na miasto z tarasu na dachu naszego hostelu

Jeśli to Was nie satysfakcjonuje i chcecie bardziej kolorowego świata, to koniecznie pojedźcie do Szafszawanu. 


Tamtejsza medyna znana jest wśród instagramerów, bo beż żadnych photoshopów można w niej zrobić setki bajkowych zdjęć. 


Nie wiadomo, dlaczego, ale od jakiegoś czasu mieszkańcy Szafszawanu malują swoje domy, drzwi,


 schody, 


donice z kwiatami i wszystko, co się da na błękitno. 



A od kiedy zauważyli, że niebieskie miasto przyciąga turystów, kolor zaczął wylewać się z medyny i pokrywać coraz większą część nowego miasta, 

widok z szafszawańskiej twierdzy

w którym stoją zwykłe bloki a ulice są szerokie i jeżdżą po nich samochody.



 Szafszawan jest naprawdę piękny, ale muszę się Wam przyznać, że po kilku godzinach nieustannego patrzenia na błękity, kobalty i indygo, przemknęła mi przez głowę myśl, że chciałabym zobaczyć coś żółtego albo czerwonego. 

o, dokładnie na tych schodach dopadła mnie ta myśl

Co nie przeszkodziło mi kupić – zupełnie mi niepotrzebnego – pledu w rozmaitych odcieniach niebieskiego.

ten na górze jest mój :)

Duże zakupy zrobiłam też w medynie Rabatu, najmniejszej i najbardziej uporządkowanej ze wszystkich, które udało mi się odwiedzić. 

Rabat jest biały

W Rabacie, mimo że jest stolicą, nie ma zbyt wielu turystów i handel na starym mieście jest bardziej nastawiony na potrzeby lokalne. 


Można więc pooglądać (i kupić) prawdziwe sukienki, bluzki itp. A że medyna jest stosunkowo nieduża i dzięki położeniu nad brzegiem morza, 


łatwiejsza w nawigacji, da się wrócić do sklepu, w którym coś nam się spodobało godzinę wcześniej. W Marrakeszu czy w Fezie odnalezienie jakiegokolwiek miejsca jest trudne (GPS też sobie czasem średnio radzi), 

w Fezie pewną pomocą jest oznakowanie ślepych zaułków
sześciokątnymi tabliczkami z nazwami ulic

w Rabacie natomiast nie ma z tym problemu. 

medyna w Rabacie widziana od zewnątrz,
od strony nowego miasta

W ogóle muszę przyznać, że Rabat mi się spodobał. Gdybym miała zamieszkać w Maroku, to stanowczo wybrałabym właśnie to miasto.


Ale o tym, dlaczego, opowiem już następnym razem. Do zobaczenia!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz