Pierwszy raz byłam w Maroku kilkanaście lat temu. Z tamtej wizyty z Marrakeszu zapamiętałam wąskie uliczki medyny,
chaos placu Dżami al-Fana (taką pisownię proponuje Wikipedia, nie wiem, co o niej sądzić),
w dzień jest w miarę spokojnie, cała zabawa zaczyna się po zmierzchu |
kolorowe zdobne buty i sukienki,
dywany,
aromatyczne zioła
i malowane talerze.
biżuterii też nie brakuje |
Teraz do tego obrazu dołożyłam kilka innych elementów. Udało mi się zobaczyć miasto współczesne,
wciąż orientalne w duchu, ale śmiało stające w jednym szeregu z najbardziej dumnymi stolicami świata.
dworzec kolejowy |
Od europejskich metropolii różni je (moim zdaniem zdecydowanie na plus) umiłowanie kolorów i wzorów. Widać to dobrze w Ogrodzie Majorelle.
Założył go francuski orientalista Jacques Majorelle, ale nie wiem, czy to on poprzeplatał zieleń roślin z całego świata barwą indygo – tak charakterystyczną dla ludów Sahary.
indygo można kupić w postaci takich grudek albo gładkiego proszku |
Być może zrobili to dopiero późniejsi właściciele ogrodu – Yves Saint-Laurent i Pierre Bergé. Pewne jest, że to oni otworzyli w ogrodzie muzeum etnograficzne, w którym można zobaczyć wiele naprawdę ciekawych eksponatów ukazujących kulturę i tradycje berberyjskie.
Są tam i piękne stroje i bogata biżuteria i wielkie młotki do kruszenia głów cukru i imponujące śledzie do pustynnych namiotów. Niestety w muzeum nie wolno robić zdjęć, więc pokażę Wam tylko ogród,
a z berberyjską kolekcją będziecie musieli zapoznać się sami podczas wizyty w Marrakeszu, do której Was szczerze zachęcam.
kwiaty i owoce granatu |
Sami też najlepiej ocenicie walory smakowe kawy serwowanej w Dar el Bacha.
Miejsce to niezwykłe. Kawiarnia usytuowana jest w pałacu paszy Marrakeszu, zbudowanym na początku XX wieku. Żeby napić się kawy podawanej w złotym dzbanku,
trzeba czekać w kolejce prawie godzinę. Ale nie jest to czas stracony, ponieważ można go wykorzystać na zwiedzanie pałacu. Największe wrażenie robi wewnętrzny ogród otoczony podcieniami.
Pełno tu orientalnego piękna, arabesek, mozaik i zapachu kwiatów.
Sale wkoło dziedzińca przekształcone zostały w małe muzeum, w którym zapoznać się można między innymi z żydowskim dziedzictwem Maroka.
W pałacu działa też sklep z kawami świata. Wygląda pięknie, ale ceny ma astronomiczne, więc poprzestałam na podziwianiu.
Za to w kawiarni płaci się zupełnie zwyczajnie, można więc pobawić się w degustatora i spróbować kaw rozmaitych gatunków i z przeróżnymi dodatkami.
A jeśli komuś wciąż za mało przepychu, może pójść obejrzeć jeszcze jedno miejsce, w którym woda tryska ze złotych fontann,
puszyste dywany uginają się pod stopami, a w ogrodach są nawet czerwone kaktusy.
Wszystko to znajduje się w hotelu Mamounia, którego nie polecam Wam jako miejsce noclegowe, a raczej jako atrakcję turystyczną, dzięki której na sto procent upewnicie się, że przybyliście do krainy z baśni tysiąca i jednej nocy.
Choć właściwie, kręcąc się tylko po uliczkach medyny, też ma się takie wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz