Grecja to bardzo turystyczny kraj i jadąc tam na początku sierpnia, spodziewałam się wszędzie dzikich tłumów. Okazało się jednak, że jeśli ma się do dyspozycji transport wodny i można dopłynąć, dokąd się chce, a nie dokąd nakazują biura podróży, to ludzi spotyka się w bardzo umiarkowanej liczbie.
można nawet odwiedzać całkiem bezludne miejsca, jak na przykład wyspa Moni, na której mieszkają tylko pawie i jelenie |
A na mniej popularnych wyspach też są ciekawe zabytki. Grecy nie ograniczali się tylko do Aten, budowali swoje świątynie i teatry także w wielu innych miejscach.
I tak na przykład, na wyspie Egina (na której został napisany „Grek Zorba”) znajduje się bardzo efektowna świątynia Afai.
Z nadbrzeżnego miasteczka idzie się do niej około pół godziny. Droga prowadzi pod górę, na początku asfaltem, ale szybko zmienia się w pylistą ścieżkę otoczoną drzewami, wśród których podobno są pistacje.
Wspinaczka we wczesnych godzinach popołudniowych, kiedy słońce pali z całą mocą, wywołuje lekką zadyszkę, ale to nic – częste odpoczynki pozwalają spojrzeć za siebie i napawać się widokiem, który wart jest poniesionego trudu.
Na szczycie świątynnego wzgórza można wzmocnić się i ochłodzić lodami pistacjowymi. To punkt obowiązkowy, bo Egina słynie z pistacji, ale uprzedzam Was – lody są przeraźliwie słodkie i stanowczo wystarczy wziąć jedną porcję na dwie osoby.
A kiedy siły są już w pełni zregenerowane, przychodzi czas na zwiedzanie. Świątynia poświęcona jest bogini Afai, która czczona była tylko w tym jednym miejscu. Ta dobra bogini wspomagała rolników, dbała o bogactwo i pomyślność swoich wyznawców.
Nie miała jednak siły przebicia i kiedy Egina została zdobyta przez Ateny, bogini przemianowano na Atenę (i Artemidę). Ale jej świątynia zachowała się i 2500 lat po wybudowaniu wciąż cieszy oko. No i do tego można ją podziwiać we względnym spokoju,
świątynia na Eginie |
czego nie można powiedzieć o świątyni Ateny na Akropolu.
i świątynia w Atenach |
Akropol przegrywa też w kategorii teatralnej.
amfiteatr na Akropolu |
Dużo bardziej od tamtejszego – niewielkiego i z zakazem wstępu – spodobał mi się amfiteatr w Epidauros, peloponeskim mieście oddalonym od Aten o jakieś 130 kilometrów.
i amfiteatr w Epidauros |
Od VI wieku p.n.e. istniało tam sanktuarium Asklepiosa, którego u nas można często spotkać w postaci węża zdobiącego logotypy aptek.
Bóg-lekarz miał w Epidauros cały kompleks budowli – były tam i świątynie, i budynki przeznaczone dla kuracjuszy i był też teatr, który przysypany warstwą ziemi zachował się w świetnym stanie aż do naszych czasów.
Można go nie tylko oglądać, ale też użytkować. Profesjonalni artyści wystawiają tam sztuki starożytnych twórców, a turyści sprawdzają wspaniałą akustykę, klaszcząc w dłonie i wołając hop hop. Potem obowiązkowy ukłon w stronę dwunastotysięcznej widowni i pobyt w amfiteatrze zaliczony.
Bilet wstępu pozwala także na wizytę w muzeum
i spacer po całym kompleksie. Piszę to ku przestrodze – nie myślcie, że macie do zobaczenia tylko teatr i w 20 minut załatwicie sprawę. Wizyta w starożytnym Epidauros może spokojnie potrwać nawet pół dnia. Zwłaszcza, że zabytkowe ruiny otoczone są gajami (chciałam napisać lasami, ale to jednak byłoby nadużycie), które zapewniają cień i miłe warunki do wypoczynku. A wszystko to bez przeciskania się przez tłum turystów. Naprawdę polecam.
Choć absolutnie nie zniechęcam Was do wizyty w Atenach. Wręcz przeciwnie, ale o tym to już następnym razem.
widok na Ateny z Akropolu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz